św. Weronika Giuliani

11. Gotowi do przyjęcia udręki

13 stycznia 2021

Cierpienie naznaczyło całe życie zarówno św. Weroniki Giuliani, jak i Ojca Pio. Od znoszenia bólu fizycznego – wystarczy pomyśleć o chorobach, które ich nie omijały oraz o krwawiących ranach stygmatów – po dręczenie przez złego ducha i niezrozumienie czy nawet odrzucenie ze strony sióstr i braci oraz władz kościelnych. Niezmienną reakcją tych świętych na wszystkie trudności natury fizycznej, duchowej i moralnej była akceptacja, cierpliwość i pokora.

Od najmłodszych lat mała Urszula wsłuchiwała się w żywoty świętych czytane jej przez mamę lub starsze siostry. W ten sposób poznawała historie osób, które były dla niej przykładami życia i służenia Panu Bogu. Jedną z jej ulubionych postaci była św. Róża z Limy, za przykładem której dziewczynka szukała okazji do przyjmowania cierpienia. W swoim dzienniku wspominała między innymi sytuację, w której specjalnie włożyła swoją dłoń w zatrzaskujące się drzwi. Choć była rozpieszczonym dzieckiem, to w takich sytuacjach nie reagowała histerycznie, nie skarżyła się nawet, ale chciała przyjmować wszystko i oddawać swoje cierpienie Panu Jezusowi, który z miłości do nas zniósł mękę krzyżową.

Podobne historie można znaleźć w życiorysie Ojca Pio. Jego mama zauważyła, że jeszcze jako chłopiec Franciszek biczował swoje ciało łańcuchem. Chciał w ten sposób jednoczyć się z cierpiącym Panem Jezusem. Nie pomogły prośby mamy, której trudno było znieść widok zadającego sobie ból synka. Równie często zdarzało mu się w nocy spać na podłodze z kamieniem pod głową, choć miał przygotowane wygodne łóżko.

Cierpienie duchowe

Już w dzieciństwie przyszli kapucyńscy święci przygotowywali się do przyjmowania dużo boleśniejszych udręk niż tylko fizyczny ból. O wiele trudniejsze do zniesienia było cierpienie natury duchowej. Oboje w wielu wypowiedziach wspominali o trawiącym ich ogniu, który przenikał ciała przejmującym bólem. Cierpienie nie tylko przyjmowali, ale nawet prosili o nie, widząc w nim wartość.

W dzienniku Weronika wielokrotnie zapisywała okrzyki: „Więcej krzyży! Więcej cierpień!”, zaś w listach Ojca Pio znajdują się takie między innymi słowa: „Poprzez powtarzające się uderzenia zbawczego dłuta i staranne oczyszczenie jestem przyzwyczajony do przygotowywania kamieni, które winny postawić budowlę wiekuistego gmachu. Te słowa powtarza mi Jezus za każdym razem i jako prezent daje mi nowe krzyże”. Jak można nazywać cierpienie prezentem i o nie prosić?

Weronika w pierwszych latach życia w klasztorze otrzymała jeden z niezwykłych darów mistycznych – zadającą jej ciągły ból koronę cierniową, którą nosiła do końca życia, choć dla innych pozostawała ona niewidoczna. Czasami odczuwany ból się zmniejszał, a niekiedy stawał się nie do zniesienia. Było tak między innymi w piątki, ale również wówczas, gdy modliła się za dusze cierpiące w czyśćcu lub za grzeszników. W tym samym czasie ofiarowała siebie jako pośredniczkę między Bogiem i grzesznikami. Była gotowa przyjąć każdy rodzaj cierpienia, a nawet o nie prosić, aby ratować jak najwięcej dusz, które znajdowały się daleko od Boga. Sama tak bardzo Go kochała, że pragnęła, by również inni mogli Go poznać i doświadczyć Jego miłości.

Ojciec Pio przeżywał nieustanne udręki i ciemności, niosąc w tym samym czasie światło osobom, które się do niego zwracały. Sam zmagał się z pokusami i prowadził wewnętrzne walki, a innych napełniał pokojem i ukojeniem. Często nie rozumiał sam siebie, pełen był wątpliwości i mroku, oświetlając jednocześnie doskonałym Bożym światłem sprawy powierzonych sobie dusz. Potrafił kierować nimi precyzyjnie i zdecydowanie.

Ataki złego ducha

Źródłem cierpienia dla św. Weroniki i Ojca Pio były nieustanne ataki złego ducha. W przypadku Weroniki dotyczyły one między innymi relacji z przełożonymi i kolejnymi spowiednikami. Trudno jej było mówić im o swoich doświadczeniach, a dodatkowo demon podsuwał jej myśli, że nie warto być szczerą wobec przełożonej, ponieważ nie zachowuje ona dyskrecji, a spowiednik i tak jej nie zrozumie. Sporo wewnętrznych zmagań kosztowała ją szczerość i wyjawianie prawdy o sobie.

Ojciec Pio kuszony był w swojej relacji z Bogiem. Zły duch skłaniał go do wątpienia w Boże miłosierdzie i przebaczenie, co stawało się dla kapucyna wielką udręką. „Kozak” – jak demona nazywał święty – często atakował go w sposób nagły i gwałtowny. Pokusy dotyczyły również jego relacji z kierownikami duchowymi. Były przeróżne i przedziwne. W jednej demon sugerował, że szkoda czasu na pisanie listów i na rozmowy z kierownikiem duchowym – lepiej przeznaczyć go na modlitwę i bezpośrednie spotkanie z Bogiem. W innej przekonywał, że pisanie tylu listów jest przeciwne ubóstwu. Kiedy Ojciec Pio nie ulegał tym subtelnym insynuacjom, działanie złego zmierzające do przerwania jego relacji z kierownikami duchowymi albo przeszkodzenia w jej rozwoju przybrało nadzwyczajny wyraz: listy zaczęły ginąć na poczcie, docierać z dużym opóźnieniem do adresatów, a nawet pismo okazywało się nieczytelne z powodu kleksów czy wyblakłego atramentu.

Zły duch nie ograniczał się jednak do pokus, czasem delikatnych i tym bardziej podstępnych, a czasem nagłych i zdecydowanych. Zarówno Weronika, jak i Ojciec Pio doświadczali również fizycznych ataków. Weronika wiele razy była bita, popychana czy zrzucana ze schodów. Często atakom tym towarzyszył nieznośny odór. Czasami jej cela stawała w ogniu. Podobne doświadczenia miał Ojciec Pio. W jednym z listów tak opisał owo przykre spotkanie: „rzucili się na mnie, powalili na ziemię, bili bardzo mocno, rzucając poduszkami, książkami i krzesłami, wydając jednocześnie rozpaczliwe ryki, wykrzykując najbardziej nieprzyzwoite słowa”.

Bolesne dary

Oprócz wspomnianej wcześniej korony cierniowej Weronika otrzymała również inne „bolesne” dary. Były nimi wyryte w sercu znaki: narzędzia męki Pana Jezusa (gwoździe, włócznia, krzyż, boleści Matki Bożej, a także litery, które oznaczały cnoty, np. P od włoskiego słowa pazienza, czyli cierpliwość, C od carità, czyli miłosierdzia czy F od fedeltà, czyli wierności), a także litery I oraz M od imion Jezusa i Maryi. Znaki te zostały rzeczywiście fizycznie wyryte w sercu Weroniki, co zostało poświadczone podczas sekcji zwłok przeprowadzonej zaraz po jej śmierci przez specjalną komisję, zwołaną przez miejscowego biskupa. W szczególnych momentach, takich jak modlitwa wstawiennicza, gdy zgadzała się na przyjęcie cierpienia w czyjejś intencji, znaki te zadawały Weronice wiele bólu. Najbardziej jednak znanym i widocznym darem były stygmaty męki Pańskiej.

Ojciec Pio również został hojnie obdarowany nadzwyczajnymi darami, które wzmagały jego cierpienie. 5 sierpnia 1918 roku, po kilku wcześniejszych „zranieniach miłości”, jego serce zostało przebite. O swoim późniejszym cierpieniu z powodu tej rany napisał do kierownika duchowego: „Wszystko zostało wydane na pastwę ognia i żelaza. Od owego dnia zostałem śmiertelnie zraniony. W głębi duszy odczuwam istnienie tej rany, która stale jest otwarta. I to jest powodem, że ciągle doznaję okrutnych katuszy”. Łaska transwerberacji była wstępem do otrzymanych ponad miesiąc później stygmatów.

5 kwietnia 1697 roku, w Wielki Piątek, Weronika otrzymała wyryte na stopach, dłoniach i boku rany. Stało się to podczas wizji, w której stała przed Ukrzyżowanym. Promienie wychodzące z Jego ran przebiły stopy, dłonie i bok mniszki. Weronika od dawna błagała Go o te rany, gdyż chciała coraz pełniejszego zjednoczenia ze swym Oblubieńcem, nie spodziewała się jednak, że tym razem będą one również widoczne dla innych. Pragnęła bliskości z Panem w doświadczeniu Jego cierpienia, ale wzbraniała się przed zainteresowaniem osób postronnych. Swoje doświadczenia chciała raczej ukryć przed siostrami oraz osobami, z którymi się spotykała. Zależało jej, aby dokonywały się one jedynie pomiędzy nią a Bogiem.

We wspomnianej wizji obok umęczonego Pana stała również Jego Matka. Wstawiała się za swą duchową córką, prosząc Syna, aby nie zwlekał, ale pozwolił już Weronice otrzymać upragnione rany. Gdy wizja dobiegła końca, Weronika wzięła do ręki krzyż, który miała w swej zakonnej celi i się modliła: „Mój Panie, męki z mękami, ciernie z cierniami, rany z ranami. Oto ja cała Twoja: ukrzyżowana z Tobą, ukoronowana cierniem z Tobą, poraniona z Tobą, Christo confixa sum Cruci”.

Święty kapucyn dar widzialnych, obecnych stale na stopach, dłoniach i boku stygmatów otrzymał 20 września 1918 roku. Wcześniej rany pojawiały się na jakiś czas, niekiedy towarzyszył im ból, ale za każdym razem zewnętrzne znaki znikały. Od wrześniowego dnia miały pozostać widoczne na ciele do końca życia, co sprawiało Ojcu Pio nie tylko ból fizyczny. Dużo większe cierpienie spowodowane było wstydem i upokorzeniem, które z ich powodu odczuwał. Rany powodowały bowiem zainteresowanie jego córek duchowych, braci, a wkrótce również przełożonych, władz kościelnych i niezliczonych tłumów przybywających do San Giovanni Rotondo.

Przełom życiowy

Dla obojga kapucyńskich świętych dzień otrzymania stygmatów męki Pańskiej był życiowym przełomem. Z jednej strony był to moment osiągnięcia pewnej dojrzałości duchowej, gdyż rany świadczyły o intensywnym upodobnieniu się do Pana. Z drugiej strony jednak rozpoczynał się nowy etap oczyszczenia i jeszcze większej bliskości z Bogiem.

Większość sióstr z Città di Castello początkowo nie uwierzyła w nadprzyrodzony charakter stygmatów. Mniszki uznawały Weronikę za symulantkę. Niedługo po otrzymaniu znaków opatka, bez wiedzy i zgody miejscowego biskupa, zgłosiła sprawę do Świętego Oficjum. Kapucynka została zdjęta z urzędu mistrzyni nowicjuszek, pozbawiono ją również czynnego i biernego głosu podczas wyborów. Przez pięćdziesiąt dni przebywała zamknięta w infirmerii, nie mogła się spotykać z nikim w rozmównicy ani nawet pisać czy odbierać listów, z wyjątkiem korespondencji ze spowiednikiem i jej rodzonymi siostrami, które były klaryskami. Wysłannicy Świętego Oficjum poddali ją licznym upokarzającym próbom.

Tym trudnym, bolesnym doświadczeniom Weronika poddała się z pokorą. Przyjmowała wszystko w duchu posłuszeństwa i uniżenia. Poprzez swoją postawę zjednywała sobie kolejne siostry, a także osoby spoza wspólnoty, które miały zbadać autentyczność jej doświadczeń.

Pomimo powściągliwości i ostrożności przełożonych wiadomość o stygmatach Ojca Pio rozniosła się bardzo szybko. Do San Giovanni Rotondo zjeżdżały tłumy pielgrzymów, ale też ciekawskich. Zakonnik musiał znieść wielokrotne badania medyczne, mające „naukowo” wyjaśnić jego rany. Znane dziś opisy stygmatów, sporządzone przez kolejnych medyków, świadczą o dokładnych i niewątpliwie bolesnych badaniach dłoni, stóp i boku Ojca Pio.

Gdy sprawą zajęło się Święte Oficjum, zakonnikowi nałożono wiele ograniczeń. Mszę świętą miał odprawiać odtąd prywatnie, najlepiej wcześnie rano. Nie mógł pokazywać stygmatów ani o nich mówić. Musiał zerwać wszelki, nawet listowny kontakt ze swoim wieloletnim kierownikiem duchowym. Nakazano jak najszybciej przenieść Ojca Pio do innego klasztoru położonego na północy Włoch. Zarówno Stygmatyk, jak i jego ojciec duchowy zgodzili się na wszystko, czego żądały władze kościelne. W rzeczywistości jednak Stygmatyk nie został przeniesiony do innego klasztoru, gdyż każda informacja o tym spotykała się z ostrym sprzeciwem mieszkańców i władz San Giovanni Rotondo oraz coraz liczniejszych pielgrzymów. Niespełnienie polecenia pociągnęło za sobą kolejne ograniczenia. Ojciec Pio był gotów przyjąć każde zarządzenie z pełnym posłuszeństwem. Postawa ta dla większości wizytatorów, choć nie dla wszystkich, była dowodem świętości zakonnika.

Oczyszczenie z ludzkich niedoskonałości

Cierpienia natury fizycznej, duchowej i moralnej towarzyszyły św. Weronice Giuliani i Ojcu Pio przez całe życie. Kształtowały ich powołanie oraz posługę.

W przypadku klaryski kapucynki była to przede wszystkim modlitwa wstawiennicza oraz podejmowanie cierpienia w intencji dusz czyśćcowych i grzeszników. Ojciec Pio oprócz ofiarowania swoich cierpień za innych pełnił też posługę duszpasterską poprzez sakrament pokuty i pojednania oraz kierownictwo duchowe.

Oboje posłuszni i ulegli wszelkim ograniczeniom, badaniom czy próbom pochodzącym od przełożonych bądź władz kościelnych, pozwalali się Panu oczyszczać z ludzkich niedoskonałości. Dlatego z coraz większą wolnością i miłością mogli służyć tym, do których Bóg ich powołał.

 

Judyta Katarzyna Woźniak OSCCap

współpraca: br. Marek Miszczyński OFMCap

tekst opublikowany w: Głos Ojca Pio 6/126 listopad/grudzień 2020

Polecamy: glosojcapio.pl oraz: e-serafin.pl

Może Cię również zainteresować