Młoda, piękna i dobrze wykształcona hrabianka Lukrecja Cevoli rozpoczęła upragnione życie w klasztorze sióstr klarysek kapucynek w Città di Castello, znanym z surowej reguły zakonnej i radykalnego ubóstwa.
Zamiast sukni ślubnej
Uroczyste obłóczyny, którym przewodniczył biskup Łukasz Antoni Eustachi, odbyły się 7 czerwca 1703 roku, w dniu uroczystości Bożego Ciała. Zamiast pięknej sukni ślubnej dziewczyna włożyła szorstki habit, a miękkie włosy ukryła pod białym welonem nowicjuszki. Przyjęła także nowe imię na cześć patrona Città di Castello, żyjącego w szóstym wieku, świętego biskupa Floryda.
Na zakończenie celebracji biskup włożył na jej ramiona drewniany krzyż, z którym przeszła przez kościół i przestąpiła próg klasztornej klauzury. Chociaż w rzeczywistości był dość lekki, przygniótł ją swoim ciężarem, powodując trudności w stawianiu kolejnych kroków.
W progu klauzury dziewczynę przywitała opatka wraz z siostrami. Z nimi poszła dalej, pozostawiając krewnych i bliskich za metalową kratą, która zamknęła się z głośnym trzaskiem.
Pod wyjątkową opieką
Floryda dostała się pod opiekę czterdziestodwuletniej siostry Weroniki Giuliani, którą trzy dni wcześniej ze względu właśnie na tę młodą kandydatkę ponownie wybrano mistrzynią nowicjuszek. Zarówno biskup, jak i same mniszki uważali bowiem, że nie ma bardziej odpowiedniej klaryski kapucynki, która zdołałaby odpowiedzieć na wysokie wymagania duchowe przyjętej do zakonu hrabianki.
Dlatego też postarano się, aby Stolica Apostolska cofnęła nałożony w 1699 roku na siostrę Weronikę zakaz pełnienia tej funkcji w klasztorze. Trzeba wiedzieć, że gra była warta świeczki, ponieważ od tego czasu do wspólnoty nie dołączyła żadna kandydatka, więc zgodnie ze zwyczajem nie wybrano kolejnej mistrzyni.
Gdy siostra Weronika dowiedziała się o poziomie społecznym, intelektualnym i duchowym przyjętej nowicjuszki, zaczęła zastanawiać się, czego taką dziewczynę może jeszcze nauczyć. Wówczas w głębi serca usłyszała odpowiedź Jezusa: „Ja będę mistrzem!”. Nie mogła nie posłuchać tego zapewnienia. Przecież to On obdarzył ją nadzwyczajną łaską kontemplacji i zjednoczenia z Bogiem. Podarował jej także wiele znaków swojego w niej upodobania: koronę cierniową, ranę w sercu i stygmaty, wyciśnięte na jej ciele w Wielki Piątek, 5 kwietnia 1697 roku.
Nie było to jedyne nadprzyrodzone wstawiennictwo za długo wyczekiwaną w klasztorze nowicjuszką. Polecała ją również Maryja: „Uważaj, Weroniko, na moją Florydkę, moją radość, radość mojego boskiego Syna”.
Kierowana duchowym pouczeniem siostra Weronika postanowiła, że postara się nauczyć nowicjuszkę bycia prawdziwą mniszką i oblubienicą Jezusa. Chciała prowadzić Florydę tak, jak sama była przez Niego prowadzona.
Przewodnictwo stygmatyczki
W dniu obłóczyn Floryda odbyła pierwszą rozmowę z podziwianą przez siebie siostrą Weroniką. Wcześniej nie mogła się z nią spotkać, chociaż poznała już wspólnotę klarysek kapucynek, ponieważ zakonnica nie mogła być obecna w rozmównicy z powodu zakazu Świętego Oficjum.
Kiedy wieczorem po ceremonii siostra Weronika pomagała Florydzie zdjąć habit, a następnie noszone pod nim świeckie ubranie, z zadowoleniem zauważyła, że jej nowa wychowanka ma na sobie także włosiennicę. Oznaczało to, że praktyki pokutne nie są jej obce.
Floryda natomiast, gdy zobaczyła, że siostry przygotowały jej celę zakonną, umieszczając w niej nowe łóżko i ubrania, poprosiła o używane meble i inne rzeczy. Nie chciała być wyróżniana. Wcześniej odmówiła ojcu, który chciał za swoje pieniądze wyposażyć jej przyszłą celę zakonną tak, aby była godna jego szlacheckiej córki.
Bardzo szybko mistrzynię i nowicjuszkę połączyła duchowa jedność. Siostra Weronika szybko zorientowała się, że nie ma do czynienia z delikatną dziewczyną z wyższych sfer, przyzwyczajoną do bogatego i wygodnego życia, ale dojrzałą duchowo młodą kobietą, która nie bała się cierpienia i surowości życia, będąc posłuszną, hojną i otwartą na Bożą łaskę.
Boska faworyta
Pomimo że Florydę i siostrę Weronikę dzieliły wiek i doświadczenie życia zakonnego, obie były oddane Chrystusowi, prowadziły intensywne życie modlitwy i pragnęły z Nim współcierpieć. Ich duchowa więź i wzajemne zrozumienie wywoływały zazdrość niektórych sióstr, które uważały, że stygmatyczka faworyzuje swą podopieczną.
Floryda źle czuła się z powodu tych posądzeń w stosunku do swojej mistrzyni. I choć początki w klasztorze były dla tak delikatnej dziewczyny trudne, starała się nie wyróżniać spośród innych sióstr. Było to zadanie karkołomne, ponieważ wcześniej nie miała okazji przywyknąć do ciężkich prac fizycznych czy surowych postów. Nie poddawała się jednak i z zaangażowaniem podejmowała wszystkie praktyki właściwe dla wspólnoty.
Choć istniał podział na siostry chórowe (wykształcone, pochodzące ze szlachty) i konwerski (proste, wywodzące się z niższych warstw społecznych), to zgodnie z charyzmatem Świętej Klary z Asyżu praca fizyczna była podejmowana przez nie wszystkie, niezależnie od ich wcześniejszej rangi społecznej.
Jeszcze bardziej dotkliwe okazały się dla Florydy surowe praktyki pokutne. Jednak nawet kiedy po pewnym czasie cierpiała z powodu chorego żołądka oraz silnego kaszlu, tylko na chwilę, z polecenia medyka, złagodziła stosowane posty, do których jej ciało nie było przyzwyczajone.
Wymowne świadectwo pokory nowa nowicjuszka dała podczas spotkania ze spowiednikiem nadzwyczajnym. Kiedy zapytał ją o pochodzenie, odpowiedziała mu, że jej ojciec sprzedaje oliwę. Postąpiła tak, pragnąc zataić swoje hrabiowskie korzenie, gdyż nie chciała szczególnego traktowania przez innych. Była w tej odpowiedzi szczypta prawdy, gdyż wpływy arystokracji w tamtym rejonie faktycznie pochodziły głównie z uprawy oliwek.
Dodatkowe śluby
Florydzie bardzo zależało na radykalnym oddzieleniu od więzi rodzinnych, dlatego za zgodą spowiedników złożyła dwa dodatkowe śluby: zrezygnowała ze spotkań w rozmównicy oraz odstąpiła od pisania listów do rodziców. Zrobiła to, najprawdopodobniej biorąc przykład ze swej mistrzyni, którą obejmowały zakazy Stolicy Apostolskiej. Po złożeniu profesji została z tych ślubów zwolniona.
Pod koniec roku próby Floryda zgodnie ze zwyczajem miała poprosić wspólnotę o możliwość złożenia ślubów wieczystych. Obawiała się tego, ponieważ czuła się niegodna tego aktu. Siostry jednak jednogłośnie, widząc w niej wzorową mniszkę, dopuściły ją do nich.
Floryda złożyła śluby 10 czerwca 1704 roku. Zgodnie ze zwyczajem pozostawała jeszcze przez dwa lata pod kierunkiem mistrzyni. Nosiła już jednak czarny welon i włączała się w zwyczajne prace z siostrami.
W tym czasie do klasztoru zaczęły wstępować kolejne kandydatki. 20 maja 1705 roku do wspólnoty dołączyła siostra Angelica Graziani, a 11 kwietnia następnego roku siostra Katarzyna Capelletti, obie rodem z Città di Castello.
Umacnianie więzi
W pierwszych latach życia zakonnego młoda mniszka pełniła dwie wymagające posługi: furtianki i odpowiedzialnej za przygotowywanie lekarstw w klasztornej aptece. Wspólnota powierzyła jej te odpowiedzialne zadania ze względu na wysoką kulturę osobistą i posiadaną wiedzę. Od furtianki zależał bowiem wizerunek klasztoru, od aptekarki zaś zdrowie i życie zakonnic. Oczywiście aplikacja leków dokonywała się pod czujnym okiem medyka, jednakowoż to ona była odpowiedzialna za ich właściwe sporządzenie. Niejednokrotnie też – często wspólnie ze swą mistrzynią, siostrą Weroniką – pełniła tygodniowe dyżury w klasztornej kuchni.
Więź między nimi umocniła się jednak dopiero w smutnych okolicznościach, gdy w 1708 roku zginął tragicznie ojciec młodszej mniszki, a następnie pogrążona w żałobie matka zmarła na zawał serca. Siostra Floryda bardzo cierpiała z powodu ich odejścia. Ból związany był nie tyle ze stratą, co z obawą o wieczne zbawienie rodziców. Ojciec zmarł w wypadku i był nieprzygotowany na spotkanie z Bogiem, a matka dostała ataku serca, poprawiając przed lustrem żałobną suknię, co w mniemaniu siostry Florydy było wyrazem próżności.
Siostra Floryda, nie mogąc znaleźć spokoju, poprosiła spowiednika, aby polecił siostrze Weronice dowiedzieć się o stan dusz jej rodziców. Wiedziała bowiem, że stygmatyczka, związana wymogiem posłuszeństwa wobec spowiednika, może zapytać Jezusa lub Maryję o konkretne osoby i dowiedzieć się, czy przebywają jeszcze w czyśćcu, czy też doznały już łaski nieba. Okazało się, że rodzice siostry Florydy nadal cierpią męki czyśćcowe. Później sami ukazali się córce, prosząc ją o pokutę w ich intencji.
Obie mniszki przyjęły więc na siebie cierpienia, dzięki którym Laura i Curzio Cevoli szybko mogli osiągnąć radość nieba. Siostra Floryda przypisywała tę zasługę swojej mistrzyni.
Bez czołobitności
Siostra Weronika bez wątpienia była dla siostry Florydy wzorem. Mniszka podziwiała spójność niezwykłego zjednoczenia starszej siostry z Chrystusem, zwłaszcza w tajemnicy Jego męki i jej różnorodnych stanów mistycznych, z jednoczesnym zachowaniem trzeźwego myślenia, praktycznym podejściem do wielu spraw i pełnym wyrozumiałości traktowaniem innych. Nigdy jednak nie starała się jej naśladować w sposób infantylny.
Z niechęcią reagowała na nadzwyczajne dary, które otrzymywała od Boga. Miała swój charakter i raczej była uczennicą stygmatyczki niż jej naśladowczynią. Nie straciła krytycznego myślenia i potrafiła wyrażać swoje zdanie. Dała się z tego poznać już jako nowicjuszka. Kiedy zgodnie z praktyką klasztorną przed udaniem się do swojej celi na nocny spoczynek przyszła do mistrzyni, aby przyjąć od niej błogosławieństwo i ucałować ją w rękę, zapytała: „I co, matko mistrzyni, chciałabyś, aby ucałowano cię w rękę?”. Siostra Weronika zganiła ją za to, ale od następnego wieczora już nigdy nie pozwalała całować się po rękach.
Często też siostra Floryda pod posłuszeństwem musiała poddawać siostrę Weronikę upokarzającym próbom, ale nawet te doświadczenia nie osłabiły łączącej je więzi.
Ich wzajemne poznanie, które wynikało zarówno z relacji mistrzyni – nowicjuszka, ale i z wyznaczenia siostry Florydy do weryfikacji nadzwyczajnych doświadczeń stygmatyczki, było owocem posłuszeństwa obu kobiet. Nie zbliżały się do siebie dzięki powierzchownym zwierzeniom, ale głębokim duchowym spotkaniom, podczas których odkrywały przed sobą swoją relację z Bogiem i Jego działanie w swoich sercach.
Wybicie się na niezależność
Więź między siostrami Florydą i Weroniką z czasem bardzo się zacieśniła. Kiedy podczas kapituły wyborczej 5 kwietnia 1716 roku jednogłośnie wybrano stygmatyczkę na opatkę po przywróceniu jej przez Święte Oficjum czynnego i biernego głosu, nie wyobrażała sobie pełnienia tej funkcji bez pomocy siostry Florydy. Było to na rękę również pozostałym zakonnicom, stąd też posługę wikarii powierzyły jej zaufanej uczennicy. Ceniły bowiem posługę obu mniszek i chciały ich przewodnictwa. W ten sposób miały pewność, że zachowana zostanie jedność ideałów i działań.
Z powodu wyższego poziomu kulturalnego i wykształcenia trzydziestojednoletnia wikaria Floryda okazała się bezcenną pomocnicą, powiernicą i sekretarką siostry Weroniki. Opatka często korzystała z jej porad i umiejętności sporządzania korespondencji, której sama nie mogła prowadzić ze względu na zakaz nałożony na nią przez Święte Oficjum. Toteż zdarzało się, że z czasem listy były adresowane wprost do wikarii, jak w przypadku pisma generała kapucynów, który prosił, aby stygmatyczka pomodliła się o męskiego potomka dla cesarza.
Siostra Floryda przysłużyła się ponadto do kopiowania dziennika swojej mistrzyni, własnoręcznie go przepisując. Nie znaczy to wcale, że jej codzienność została podporządkowana życiu, duchowości i nadzwyczajnym doświadczeniom przełożonej. Jako hrabianka miała silny charakter i nawiązywała wiele znajomości.
Judyta Katarzyna Woźniak OSCCap, tekst opublikowany w: Głos Ojca Pio 6_(150) listopad/grudzień 2024
Polecamy: glosojcapio.pl oraz: e-serafin.pl