Duchowość

Na zawsze i na wieczność – bł. Floryda Cevoli (4)

20 lutego 2025

Świadectwo życia i świętości wiodącej życie ukryte siostry Florydy nie pozostało bez echa daleko poza murami klasztoru w Città di Castello. Rozeszło się po całej Europie, podobnie jak wieść o jej mistrzyni, Weronice Giuliani, która nie mogła z powodu zakazów Świętego Oficjum schodzić do rozmównicy ani pisać listów, a jeszcze wcześniej o Klarze z Asyżu, która przez ponad czterdzieści lat nigdy nie opuściła San Damiano.

Wieczorem 24 maja 1767 roku siostra Floryda otrzymała sakrament namaszczenia chorych, po czym straciła przytomność. 28 maja, w święto Wniebowstąpienia, spowiednik widząc, że umiera, zaczął modlić się za jej duszę. Ona odzyskała jednak świadomość jeszcze na dwa tygodnie. Była pełna pokoju i miała jasny umysł. Dopiero 12 czerwca, w piątek około godziny czwartej trzydzieści rano spokojnie wydała ostatnie tchnienie. Przy jej łóżku czuwały jedynie dwie młode infirmerki, co wcześniej sama przepowiedziała.

Siostry, które szybko zebrały się przy zmarłej, były zaskoczone jej wyglądem: twarz miała zaróżowioną i radosną, jakby znajdowała się w ekstazie. Podobne wrażenie odniósł jej spowiednik, ksiądz Józef Ubaldi. Także medyk i chirurg, którzy przybyli, aby potwierdzić zgon, byli zdumieni elastycznością jej ciała i naturalnym dla żywego człowieka kolorem skóry.

Śmierć mniszki ogłosił niewielki klasztorny dzwon, któremu niczym echo odpowiedziały dzwony innych kościołów w mieście.

 

Potwierdzenie darów mistycznych

Podobnie jak w przypadku siostry Weroniki Giuliani, tak również po śmierci siostry Florydy wspólnota domagała się przeprowadzenia sekcji zwłok, aby zweryfikować wyznanie złożone przez nią krótko przed śmiercią. Przyznała się wówczas pod posłuszeństwem opiekującej się nią młodej neoprofesce, która znalazła rysunek przedstawiający serce z mistycznymi znakami i ich opisem, że to Bóg w cudowny sposób wyrył na jej ciele te szczególne znamiona.

 Początkowo sprzeciwiała się temu opatka klasztoru, ale ostatecznie doszło do badania ciała. Obecni przy nim byli: wikariusz diecezjalny i kilku kapłanów, spowiednik, notariusz biskupa, opatka i wybrane siostry ze wspólnoty. Oględziny ciała i jego sekcję przeprowadził chirurg Bonzi wraz z asystentem Augustynem Carosim. Na ciele zakonnicy znaleziono blizny po stosowanych od dzieciństwa ćwiczeniach pokutnych, a także znaki wyryte na wydobytym sercu, choć na początku niełatwo było je chirurgom rozpoznać.

W ten sposób potwierdzono, że także córka duchowa siostry Weroniki Giuliani obdarzona została licznymi nadzwyczajnymi darami. Otrzymała koronę cierniową i rany w sercu, które były oznaką mistycznych zaślubin z Chrystusem.

Wkrótce zaczęto rozpowszechniać obrazki przedstawiające znaki na sercu siostry Florydy. Rozeszła się także wieść, jakoby Bóg chciał ją obdarzyć także stygmatami, ale przebłagała Go, aby tego nie robił, tylko w zamian zesłał na nią najgorsze choroby, ponieważ nie czuła się godna, by nosić na ciele rany Chrystusa. Rozpowszechniający ją świadkowie twierdzili, że modlitwy zakonnicy zostały wysłuchane i jej skórę dotknęła bolesna choroba.

 

Kult pośmiertny

Śmierć mniszki wywołała duże poruszenie w okolicy. Jej ciało było wystawione do czci wiernych w kościele przez trzy dni. Tłumy wracały do domu szczęśliwe, gdy udało im się wystarać o jakikolwiek przedmiot będący w kontakcie ze świętym ciałem lub choćby maleńki skrawek jej habitu jako cenną relikwię. Mniszki nie nadążały z odpowiadaniem na wszystkie przychodzące do klasztoru listy i prośby o relikwie.

Ludzie gratulowali krewnym, że mają świętą w niebie. Bliscy byli przekonani o jej świętości nie tylko dlatego, że słyszeli o tym od bardzo wielu osób, ale mogli się o niej przekonać podczas osobistych kontaktów.

Według niektórych oddolny kult, który zrodził się po śmierci siostry Florydy, przewyższał sławę świętości Weroniki Giuliani. Łatwo to zrozumieć, gdy weźmie się pod uwagę, że siostra Weronika nie mogła spotykać się z nikim w rozmównicy ani prowadzić korespondencji. Siostra Floryda natomiast często, zwłaszcza będąc opatką, spotykała się z wieloma osobistościami i prowadziła szeroką korespondencję. Słynęła z darów rady i rozeznania. Był to sposób płodnego apostolatu, karmionego głębokim życiem kontemplacyjnym.

Rozgłos świętości siostry Florydy sprawił, że zaczęto wypraszać liczne łaski za jej wstawiennictwem. Na cud trzeba było jednak długo czekać.

Urodzony 5 grudnia 1922 roku w Città di Castello, August Panfili w wieku niespełna sześciu lat zachorował na grypę, która miesiąc później przerodziła się w zapalenie opon mózgowych. Doktor Armando Ranfagni przewidywał nieuchronną śmierć chłopca. Wieczorem 28 stycznia przyjaciel rodziny, Michał Alunni, poradził ojcu ofiarować litr oliwy klaryskom kapucynkom z rodzinnego miasta z prośbą, by użyły go do lampy świecącej przy znajdującym się w ich kościele grobie służebnicy Bożej, a następnie oddały mu pozostałość do namaszczenia chorego syna, nie potrafił jednak podać nawet jej imienia. Ten przedstawił sytuację opatce wspólnoty i ofiarował olej. Opatka nie tylko obiecała mu zaraz spełnić prośbę, ale również zapewniła, że natychmiast poleci siostrom modlić się o uzdrowienie chłopca. Ofiarowała też obrazek siostry Florydy Cevoli z poleceniem, aby umieścił go przy łóżku chorego.

W tym czasie stan chłopca jeszcze się pogorszył. Rankiem następnego dnia Alojzy Panfili udał się ponownie do klasztoru klarysek kapucynek, gdzie otrzymał od opatki bawełniany wacik dobrze nasączony olejem przyniesionym przez niego poprzedniego wieczoru, który przez całą noc podtrzymywał ogień w lampie przy grobie siostry Florydy. W drodze powrotnej do domu zrozpaczony ojciec wstąpił do zakładu fryzjerskiego Alunniego i poprosił go, aby poszedł wraz z nim namaścić chore dziecko. Zaraz po namaszczeniu chłopiec uspokoił się i zasnął na około dwadzieścia minut. Gdy się obudził, widać było, że zaszła w nim zdecydowana zmiana: odzyskał świadomość, wołał swoich braci i chciał wstać z łóżka. Kiedy ojciec wziął go na ręce, ponownie zasnął. Tym razem spał około czterech godzin, a po obudzeniu poprosił o picie i jedzenie, po czym znowu odpoczął. Tego samego dnia odwiedził chłopca doktor Ranfagni, który ku swemu zdumieniu zastał go radosnego i chętnego do zabawy pomimo osłabienia.

August Panfili dożył późnej starości, był oficerem marynarki wojennej. Nigdy nie odczuł żadnych konsekwencji przebytego zapalenia opon mózgowych. Specjalna komisja lekarska jednogłośnie oceniła jego uzdrowienie jako cudowne, gdyż powrót do zdrowia był natychmiastowy, całkowity i długotrwały, a co najważniejsze, niemożliwy do wytłumaczenia przez wiedzę medyczną.

Dekret potwierdzający ponadnaturalny charakter tego uzdrowienia opublikował 13 czerwca 1992 roku Jan Paweł II. Rok później, 16 maja, siostra Floryda została ogłoszona błogosławioną.

 

We wspomnieniach ludzi

Wielu arystokratów z całej Europy szczyciło się przyjaźnią duchową z siostrą Florydą. Oprócz księżniczki Violante była wśród nich inna szlachcianka z rodu Medyceuszów, księżniczka Eleonora i księżniczka Hiacynta Ruspoli, żona księcia Filipa z Graviny, a także polska księżniczka Maria Klementyna Sobieska, żona Jakuba III Stuarta, pretendenta do tronu Anglii, Szkocji, Irlandii i Francji. Wspominali ją także liczni dostojnicy kościelni, którzy poznali mniszkę przy okazji nawiedzenia grobu zmarłej w opinii świętości siostry Weroniki Giuliani.

Ponadto siostra Floryda zapisała się w pamięci wielu osób, które otrzymały od niej poradę duchową lub modlitwę wstawienniczą. Do dziś zachowała się korespondencja świadcząca o tym, jak wielu osobom pomogła rozeznać powołanie. W swych listach była bardzo szczera: gdy zachodziła potrzeba, potrafiła wstrząsać sumieniami. Proszona przez kapłanów o radę w sprawie rzekomych świętych, demaskowała fałszywe mistyczki.

Istnieje również wiele świadectw potwierdzających, że lokalna społeczność uważała siostrę Florydę za równie świętą jak Weronikę Giuliani. Stąd też otrzymywane od niej listy były uważane za relikwie i z czcią przechowywane przez różne osoby, jej rodzonych braci i bliskich krewnych.

Klaryski kapucynki natomiast zapamiętały ją jako osobę potulną, która nigdy nie narzekała ani nie sprzeciwiała się nawet najmłodszym siostrom, tylko z pokorą, prostotą i posłuszeństwem poddawała się prowadzeniu przez innych. Nazywały ją czule „babcią”.

 

Na kartach historii

Siostra Floryda przysłużyła się nie tylko pojedynczym ludziom, ale także społeczności miasta, w którym spędziła większość życia. Jej zasługi w tym względzie zostały drobiazgowo udokumentowane.

Pięć tygodni po śmierci Benedykta XIV, która nastąpiła 3 maja 1758 roku, w Città di Castello wybuchł bunt ludności przeciwko arogancji dowódcy straży miejskiej, Krescentego Donatellego. Porządek przywrócono przy pomocy wojska, postanawiając osądzić i surowo ukarać winnych za wszczęcie rozruchów. W więzieniu osadzono wiele osób.

W celu rozstrzygnięcia sprawy z Rzymu przybył w roli papieskiego komisarza biskup Franciszek Carafa wraz z Mikołajem Sterife, aby wraz z diecezjalnym klerem domagać się kary dla winnych. Wówczas siostra Floryda padła przed nim na kolana i prosiła o miłosierdzie dla uwięzionych i ich biednych rodzin.

Sześć miesięcy później, 6 listopada, prośbę mniszki poparł miejscowy biskup Jan Chrzciciel Lattanzi. Kiedy poprosił papieża Klemensa XIII o przebaczenie dla skazanych, ten rozkazał specjalnej komisji jeszcze raz zbadać sprawę. 19 lutego następnego roku promulgowano wyrok. Postanowiono ukarać trzynastu najbardziej zaangażowanych w rozruchy, których w tym celu przewieziono do Rzymu. Wtedy ponownie zainterweniował biskup Lattanzi. Jednocześnie do kardynała Alojzego Terragianiego, sekretarza stanu, dotarł list od siostry Florydy, która błagała go, by wsparł u papieża prośbę biskupa.

10 marca 1759 roku ogłoszono całkowitą amnestię, a powrót biskupa do Città di Castello został przyjęty z entuzjazmem. W miejscowej katedrze uroczyście odśpiewano Te Deum.

 

W oczach Boga

Siostra Floryda, podobnie jak jej duchowa mistrzyni, pokochała drogę cierpienia jako sposób najpełniejszego zjednoczenia się z Chrystusem. Stosowała wyszukane formy pokutne, była dręczona i kuszona przez złego ducha. Cierpiała z powodu duchowych ciemności i darów nadzwyczajnych. W ostatnim etapie życia ogromny ból zadawała jej choroba fizyczna, tak że poruszała się z trudem i prawie całkowicie straciła wzrok. Jej umysł pozostawał jednak do końca żywotny, a duch osiągał mistyczne wyżyny.

Do ostatnich dni centrum życia siostry Florydy stanowiła Eucharystia. Była niezmiernie wdzięczna siostrom, które przynosiły ją do chóru na krześle, ponieważ nie wyobrażała sobie nie otrzymać komunii świętej. Uwielbiała też modlić się przed Najświętszym Sakramentem. Pragnienie to było w niej tak mocno zakorzenione, że pewnego dnia, gdy przebywała w infirmerii tylko z jedną chorą, namówiła ją, aby poszły razem do chóru. Tamta, sama słaba, nie była w stanie dać jej potrzebnego wsparcia. Obie spadły ze schodów. Podczas upadku towarzyszka siostry Florydy doznała poważnego urazu. Została jednak później cudownie przez nią uzdrowiona dzięki interwencji z nieba.

Duchowa droga Błogosławionej Florydy Cevoli była równie piękna, złożona i wywierająca wpływ na wiele osób jak jej duchowej mistrzyni, Świętej Weroniki Giuliani. Do dziś mniszka pozostała jednak w cieniu bardziej znanej stygmatyczki. Wybrała to miejsce świadomie, dbając o powielanie i przekazywanie jej pism, a niszcząc własne zapiski sporządzane na polecenie spowiedników.

 

Judyta Katarzyna Woźniak OSCCap, tekst opublikowany w: Głos Ojca Pio 2(152) marzec/kwiecień 2025

Polecamy: glosojcapio.pl oraz: e-serafin.pl

Może Cię również zainteresować