Bez kategorii

Nadzwyczajnie zwyczajna – bł. Maria Magdalena Martinengo (2)

6 czerwca 2024

O poranku w święto Narodzenia Maryi wraz z trzema towarzyszkami hrabianka Małgorzata przyjęła habit kapucynek oraz nowe imię Maria Magdalena. Rok nowicjatu był dla młodej mniszki bardzo trudny ze względu na wewnętrzne zmagania, w których rozwiązaniu nie pomagał spowiednik. Dodatkowo dwie kolejne mistrzynie wykazały się w stosunku do niej ekstrawagancją, wystawiając negatywną opinię na koniec wstępnego etapu formacji zakonnej. Nowicjuszka nie bała się jednak bronić przed opatką.

Ostatecznie Maria Magdalena została dopuszczona do ślubów, które złożyła dokładnie rok od rozpoczęcia nowicjatu, 8 września 1706 roku. Złożoną profesję traktowała poważnie i chciała z całym zaangażowaniem wypełniać regułę. Odrzuciła prestiż i przywileje, które wynikały z jej szlacheckiego pochodzenia. Zdecydowanie podejmowała prace ręczne, które początkowo sprawiały jej trudności, gdyż nie nawykła do nich w domu, gdzie służba wykonywała wszystkie powszednie zajęcia. Teraz chciała być posłuszna przełożonej i nie rezygnowała z trudu połączenia codziennej modlitwy z pracą.

Surowe pokuty, którym poddawała się delikatna dziewczyna, oraz niedobór snu doprowadziły ją do gorączki. Starania medyków okazały się nieskuteczne. Choroba trwała dwadzieścia jeden dni.

Dodatkowe śluby

Po dziesięciu latach oschłości wewnętrznych, od 1709 roku siostra Maria Magdalena doświadczała upodabniania się do Jezusa Chrystusa, wiążąc się z Nim licznymi ślubami prywatnymi, które składała za zgodą przełożonych. Zachowało się wiele rękopisów zawierających formuły tych aktów. Śluby prywatne, popularne w tamtym okresie wśród mniszek, były świadectwem płomiennej miłości oblubieńczej siostry Marii Magdaleny, czasu obfitości łaski i odpowiadającego jej zaangażowania ascetycznego, którego kulminacja nastąpiła w latach 1713-1714.

Pierwszy z nich dotyczył pragnienia większej doskonałości. Było to zadanie wymagające, ponieważ domagało się złożonego działania. Po pierwsze, należało działać, myśleć i mówić zawsze to, co rozpozna się jako bardziej doskonałe i bardziej podobające się Bogu. Po drugie, niedopuszczalne było poszukiwanie wytchnienia w rzeczach stworzonych, ale zawsze w ich Stwórcy, który jest jedynym Oblubieńcem. Po trzecie, konieczne było wyrzeczenie się świadomego popełnienia jakiejkolwiek niedoskonałości, nawet najmniejszej. Po czwarte, trzeba było zawsze trwać w obecności Boga, wciąż Go kochając i dostosowując się w każdej chwili do Jego woli. Po piąte, nie można było zwalniać się z tego związku, aby ulżyć naturze, ale żyć aż do śmierci zgodnie ze złożonym przyrzeczeniem.

Siostra Maria Magdalena miała dwadzieścia jeden lat, gdy zapisała bardzo rygorystyczną formułę tego ślubu, który – jak osądził kardynał Badoer – „przewyższał ludzkie siły” i dlatego został zmodyfikowany.

Zarówno ten, jak i inne złożone śluby mniszka nazywała ofiarą całopalną, złotym łańcuchem, więzami miłości, które łączyły ją z wszechmogącym i miłującym Panem. Były one niczym skrzydła  pozwalające wznosić się do Niego.

Sprzeciw spowiedników

Zazwyczaj spowiednicy początkowo sprzeciwiali się zatwierdzeniu formuł przedstawianych im przez siostrę Marię Magdalenę. Ojcu Antoniemu Salvini, który okazywał niechęć i zakłopotanie, powiedziała: „Jeśli ojcu ślub ten wydaje się niemożliwy do zachowania, odpowiem, że wszystko jest możliwe dla tego, kto kocha”. Dodała też, że Bóg jej dopomoże i udzieli swej łaski. Najtrudniejszy był dla niej ksiądz Marcantonio Landi, który w latach 1714-1717 pełnił posługę jej spowiednika. Pewnego dnia była tak niewypowiedzianie udręczona, że powiedziałam mu: „Ojcze, mam jedną duszę, wieczną i nieśmiertelną. Jest ona moja: zostaw więc ją mnie, nie martw się więcej o nią, bo jeśli jej zaszkodzę, będzie to moja krzywda!”. W końcu spowiednicy zrezygnowali i pozwolili prowadzić jej życie według Bożych natchnień.

Gdy siostra Maria Magdalena osiągnęła dojrzałość duchową, sformułowała największy ślub, który otrzymała jako wewnętrzne natchnienie: „Posłuchaj córko: pragnę od ciebie ślubu, w którym przede wszystkim będą streszczone wszystkie inne. Pragnę, abyś stale płonęła moją Bożą miłością”.

Chociaż złożone śluby były przyczyną męczeństwa siostry Marii Magdaleny, jednocześnie stanowiły dla niej wielką pomoc w przezwyciężaniu własnej natury. Były bodźcem, który pobudzał ją do wierności powołaniu. Przede wszystkim jednak mówiły o zjednoczeniu mniszki z Bogiem.

Od kucharki do strażniczki wina

Trzydzieści dwa lata spędzone w klasztorze upłynęły siostrze Marii Magdalenie przeważnie w milczeniu. Żyjąc w ukryciu, nie uczestniczyła w wydarzeniach, ale skupiała się na wewnętrznych przeżyciach, darach nadnaturalnych i Bożych natchnieniach, którym była posłuszna. Tylko siostry mogły domyślać się ferworu miłości zakochanej kobiety, chodzącej na co dzień w połatanym habicie, w grubym welonie na głowie, w spranym fartuchu i wielokrotnie reperowanych chodakach lub sandałach. Pewnego razu siostra Maria Magdalena zwierzyła się siostrze Eleonorze Bodeni: „Gdybym postępowała po prostu zgodnie ze zwyczajami życia kapucynek, wydawałoby mi się, że żyję w zbytnim rozluźnieniu”.

Przez kilka pierwszych lat życia zakonnego siostra Maria Magdalena nie otrzymała żadnego konkretnego zajęcia na stałe, żadnej funkcji. Dopiero w 1712 roku została trzecią kucharką, przeznaczoną do pomocy w przygotowywaniu posiłków. Następnie była sekretarką, odpowiedzialną za odzież i obuwie, szafarką, piekarką, ogrodniczką, a także mistrzynią chóru. Kolejnych pięć lat była kucharką, co siostry wspominały z zadowoleniem. Najtrudniejszym dla niej zajęciem – jak sama przyznała – była troska o piwniczkę z winem, a najbardziej przyjemnym – reperowanie obuwia. Żałowała, że nigdy nie była zakrystianką, a także nie zajmowała się chorymi.

Siostra Maria Magdalena była obrotna i zawsze zajęta jakąś pracą. Wydawała się wprost stworzona do dawania z siebie wszystkiego. Mniszki dziwiły się, skąd w tak kruchym ciele tyle siły. Ona zaś często brała na siebie najcięższe prace, aby ulżyć innym. Gdy kończyła własne obowiązki, pomagała pozostałym w ich pracach. Pojmowała bowiem wyznaczone zadania jako spełnianie woli Bożej, na którą chciała odpowiadać z radością i natychmiast. Bardzo jej też zależało na wspólnocie. Dostrzegała potrzeby i trudności sióstr, starając się nieść im pomoc. Z kolei ich przepełnione wdzięcznością serca widziały w niej słońce pośród gwiazd. Była przecież pełna dobroci, miłości i radości, wyrażającej się między innymi w układaniu i śpiewaniu rymowanych piosenek.

Przesadne pokuty

Siostra Maria Magdalena podejmowała ponadto dobrowolne pokuty, zwane przez nią „zewnętrznym męczeństwem”. Zgodnie z ówczesnym zwyczajem używała włosiennicy, łańcuszków z kolcami, a także stosowała oparzenia i nacięcia skóry, a sen ograniczała do dwóch, trzech godzin. Z czasem sama oceniła takie postępowanie jako nieroztropne, a nawet błędne. Prawdopodobnie właśnie z tego powodu ukrywała je przed innymi siostrami.

Reakcje przełożonych i spowiedników na surowe pokuty siostry Marii Magdaleny były dziwne. Chociaż na początku reagowali negatywnie, wkrótce zaczęli na nie zezwalać, twierdząc, że chce od niej tego Bóg. Nawet wtedy, gdy roztropność i wolność mniszki nakazywała jej powstrzymać się od ćwiczeń pokutnych z powodu poważnej słabości fizycznej, otrzymywała od nich odmowę. Wspominała: „Prosiłam ich, na miłość boską, aby chcieli na kilka dni zwolnić mnie z tych pokut, ponieważ czułam skrajną słabość. Ani razu nie chcieli mi ulżyć”.

Zakaz spowiedników powtarzał się również po 1725 roku. Ksiądz Franciszek Seccamani nie chciał jej z niczego zwolnić. Ponieważ z powodu nieostrożnej postawy spowiedników „jej ludzka natura się ściskała”, siostra Maria Magdalena postępowała z wielką wolnością i sama udzielała sobie dyspensy. Wiedziała bowiem, że Pan nie chce więcej, niż ona jest w stanie ofiarować. W tym czasie zmieniła się motywacja podejmowanych przez siostrę Marię Magdalenę praktyk pokutnych: wewnętrzne natchnienie wynikające z nawrócenia ewangelicznego i chęci naśladowania świętych przekształciło się w odpowiedź oblubieńczą na wewnętrzne działania Boże. Przeżywała je jako zjednoczenie z Chrystusem konającym z miłości do człowieka.

Siostra Maria Magdalena, doświadczając intymności z Panem, ognia Jego miłości w swym wnętrzu, przeżywała słodycz szczęścia i radości. Owo cudowne dla istot niebieskich doświadczenie było jednak bolesne dla duszy pozostającej w drodze do nieba. Mniszka odczuwała spalający ogień miłości, stąd też cierpienia zadawane ciału przynosiły ulgę męczeństwu duszy. Wobec tych doświadczeń, które wydawały  się nie do zniesienia, spowiednicy pozostawali bezradni i nie potrafili pomóc.

Rana na sercu

Największą intensywność w uczestnictwie w misterium paschalnym siostra Maria Magdalena przeżywała w latach 1719-1724. Czuła się wówczas zdobyta i ogarnięta przez „największe miłosierdzie Pana”, jak nazywała dary charyzmatyczne naznaczające jej ciało pieczęcią ukrzyżowanego Oblubieńca.

Już wcześniej, około 1718 roku, ojcu Antoniemu Salviniemu, który zapytał ją, jak odbija się w niej pasja Jezusa, odpowiedziała: „W duszy i w ciele”. Mniej więcej w tym samym czasie pisała mu, że w sercu odczuwa taki ból, jakby faktycznie zostało zranione.

12 maja 1719 roku siostrze Marii Magdalenie powierzono funkcję pierwszej kucharki. W czasie pełnienia tej posługi pewnego dnia spóźniła się do kuchni. Tam jej towarzyszka, siostra Teodora Gertruda, przywitała ją, narzekając i wypytując o powód spóźnienia. Mniszka nie odpowiedziała, tylko przycisnęła rękę do boku. Wówczas pomocnica złapała ją za przegub, chcą zobaczyć, co ukrywa pod dłonią. Kiedy ją podniosła, ujrzała pierś we krwi. Widząc zaskoczenie w jej oczach, siostra Maria Magdalena spokojnie odpowiedziała, że jej serce zostało zranione przez Pana.

Dar rany serca został potwierdzony w 1724 roku. Nowicjuszka Ancilla Zappetti usłyszała wówczas krzyk swojej mistrzyni, a gdy weszła do jej celi, aby sprawdzić, co się stało, siostra Maria Magdalena powiedziała: „Zranili mnie albo ścisnęli, albo rozdarli moje serce!”.

Pożar Bożej miłości

Siostra Maria Magdalena przeżywała także mistyczne „działania Miłości”. Sam Duch Święty zanurzał ją w płonącym piecu misterium paschalnego. Pewnej nocy, gdy została sama w odosobnionym miejscu na modlitwie po jutrzni, stanęło ono całe w płomieniach. Widziały to także osoby postronne, które przychodziły potem na furtę z zapytaniem, czy w klasztorze doszło do pożaru. Tymczasem było to widzenie Ducha Świętego, który jako boski ogień przemieniał, kształtował i upodabniał siostrę Marię Magdalenę do chwalebnego Chrystusa złożonego w ofierze, pozwalając jej w ten sposób uczestniczyć w dziele odkupienia.

 11 kwietnia 1721 roku, w Wielki Piątek, siostra Maria Magdalena znalazła się ukrzyżowaną z Chrystusem na Kalwarii. Gdy wraz z Nim umierała, nastąpiły „zaślubiny duchowe”, czyli mistyczne  zjednoczenie z Chrystusem. Tak osiągnęła jeden z duchowych szczytów – „wielki sakrament przekształcenia”, jak sama go nazwała.

Siostra Eletta Odasi wyczuła wtedy na serdecznym palcu prawej ręki siostry Marii Magdaleny prawdziwą, choć niewidzialną obrączkę. Na poruszenie i wyrażony przez nią podziw mniszka odpowiedziała: „Idź, odważ się umartwiać! Widzisz, jakie piękne rzeczy Pan potrafi czynić?”.

Następnie siostra Maria Magdalena otrzymała niewidzialne stygmaty. Prawie nikt poza spowiednikiem o nich nie wiedział. Gdy siostry domyśliły się tego faktu i były ciekawe, czy to prawda, odpowiadała: „Pomyślcie, czy Pan chciałby udzielić mi, nędznej, takiej łaski?”.

 

Judyta Katarzyna Woźniak OSCCap, tekst opublikowany w: Głos Ojca Pio_3 (147) maj/kwiecień 2024

Polecamy: glosojcapio.pl oraz: e-serafin.pl

Może Cię również zainteresować