Duchowość

Święty z orzechowego drzewa

11 czerwca 2022

Niezmiennie utrzymuje się w czołówce najpopularniejszych świętych, i to niezależnie od upływającego czasu. Niekiedy mylony jest ze Świętym Franciszkiem, gdyż podobnie jak on, przedstawia się go z  tonsurą i w brązowym habicie przepasanym sznurem. Gdzie leży sekret wyjątkowości Świętego Antoniego z Padwy? I jak wyjaśnić tytuł patrona rzeczy zgubionych, który przysporzył mu tak liczne grono sympatyków?

Urodził się w 1195 roku w Portugalii, w zamożnej rodzinie szlacheckiej. Na chrzcie otrzymał imię Ferdynand. Płynąca w jego żyłach błękitna krew, oraz pierworództwo dawały mu przywilej dziedziczenia znacznego majątku. Pobożność i wrodzona inteligencja, którą później zadziwił tak wielu, ujawniły się już w wieku dziecięcym. Nie sprawiał problemów wychowawczych, ale też nie należał do osób bezkrytycznie przyjmujących powszechnie powielane schematy. Obracał się w środowisku wyższych sfer, a mimo to, nie uległ panującym w niektórych ich kręgach niemoralności i hipokryzji. Nie poddał się także tendencji skupienia na sobie i pokusie oddania się w niewolę próżnym rozrywkom. Wręcz przeciwnie: to, co stanowiło obiekt aspiracji rówieśników, dla niego było niczym przytłaczający balast; nieistotny wobec bogactwa Bożej rzeczywistości, którą powoli, lecz konsekwencje zaczął odkrywać w ciszy i samotności.

Miał piętnaście lat, kiedy zdecydował się rozpocząć życie monastyczne, wstępując do Kanoników regularnych Świętego Augustyna w Lizbonie. Przynaglany pragnieniem głoszenia Dobrej Nowiny, oddał się sumiennie nauce. Początkowy spokój płynący z przekonania, że oto odnalazł swoje miejsce w świecie, z czasem ustąpił miejsca nurtującym go myślom, że Bóg przygotował dla niego inną misję. Zaczął odczuwać wewnętrzne rozdarcie: z jednej strony gwarantujący pewne poczucie bezpieczeństwa uporządkowany rytm monastycznego opactwa, z drugiej dziwny niepokój i nagląca potrzeba poznania czegoś nowego, dokonania czynu naprawdę heroicznego. W tej trudnej sytuacji duchowego zmagania, okazał się wytrwały w rozeznawaniu woli Bożej i wierny najgłębszym intuicjom swego serca.

Przebłyskiem światła okazało się przybycie do miejscowości, gdzie przebywało pięciu braci mniejszych, wysłanych przez Świętego Franciszka z Asyżu na misje do Afryki. Niedługo potem świat chrześcijański obiegła wstrząsająca wiadomość o śmierci franciszkańskich misjonarzy, zamordowanych przez muzułmanów. Dla Ferdynanda był to wystarczająco silny impuls do działania. Kiedy ciała męczenników zostały sprowadzone do Portugalii i pogrzebane z należną czcią, klęcząc nad ich grobem, podjął ostateczną decyzję: zostanie bratem mniejszym, by udać się do muzułmanów i umrzeć za wiarę.

Prosząc o przyjęcie do franciszkanów, podał właśnie taki warunek: zostanie wysłany do Saracenów. Był rok 1220, kiedy płonąc pragnieniem męczeństwa przyjął brązowy habit i nowe imię: Antoni. Razem z towarzyszącym mu bratem  wyruszył prosto do Maroka. Właśnie tu, gdzie spodziewał się wypełnienia najgłębszego pragnienia swego serca, spotkało go bolesne rozczarowanie. Pragnął głosić Chrystusa, przypieczętować miłość do Niego męczeńską śmiercią, a złożony gorączką malaryczną, sam potrzebował pomocy.

Choć początkowo dostrzegał jedynie druzgocącą klęskę, z czasem zrozumiał, że Bóg jest większy od ludzkich planów i kalkulacji, a zadaniem człowieka jest pokorne posłuszeństwo Jego woli. Patrząc z ufnością w przyszłość, gotowy przyjąć wszystko, co Pan Bóg dla niego przygotował, zdecydował się powrócić do ojczyzny. Statek nie dotarł jednak do wyznaczonego portu, lecz burza morska przywiodła go do wybrzeży Sycylii, gdzie miało dokonać się spotkanie Antoniego ze Świętym Franciszkiem z Asyżu i kolejny zwrot w jego życiu.

Choć od Asyżu dzieliło go 860 km, wyruszył pieszo na zbliżającą się z okazji Pięćdziesiątnicy kapitułę generalną braci mniejszych. Widok Biedaczyny, możliwość wysłuchania jego słów skierowanych do braci, wywarły na Antonim ogromne wrażenie i wzbudziły jeszcze większy podziw dla charyzmatycznego założyciela zakonu. Najprawdopodobniej chciał pozostać niezauważonym, co w tłumie około pięciu tysięcy braci, nie było trudne. Ponieważ był kapłanem, został przydzielony do niewielkiej grupy braci mieszkających w eremie w Apeninach.

Dzielił swój czas na kapłańską posługę, oraz samotną modlitwę w odosobnionej grocie. Skromny i małomówny, wśród braci nie wyróżniał się niczym szczególnym. Traktowano go jak prostego brata, nie domyślając się jego szlachetnego pochodzenia i wysokiego wykształcenia. Jakże wielkie było więc powszechne zdziwienie, gdy podczas jednej z uroczystych Eucharystii, celebrowanych przez wybitnych kaznodziejów, właśnie on został wybrany do wygłoszenia okolicznościowego kazania. Zwięzłość i prostota jego wypowiedzi nie tylko nie przysłoniły głębi i teologicznej poprawności, ale ujawniły najwyższy kunszt oratorskiej sztuki, a dla wrażliwego na Boże natchnienia Antoniego epizod ten stanowił Boże wezwanie do działania.

W jego życiu rozpoczął się zupełnie nowy rozdział. Z ogromnym poświęceniem zaczął służyć nie tylko jako wędrowny kaznodzieja, ale także nauczyciel teologii wśród swoich braci. Stosowana przez niego metoda nauczania opierała się na czytaniu Biblii i komentowaniu jej w świetle pism Ojców Kościoła. Późniejsi badacze jego dorobku kaznodziejskiego zwrócili uwagę na widoczną w nim nieprzeciętną znajomość Pisma Świętego, a samego Antoniego uznali mistrzem metody konkordancji.

W głoszeniu nie oszczędzał się, dostrzegając potrzebę ewangelizacji ludu oraz odparcia błędnych tez katarów, którzy dysponując zdolnymi mówcami, z łatwością odciągali prosty lud od Kościoła. Wychodząc naprzeciw potrzebie teologicznego przygotowania duchowieństwa, otworzył pierwszą franciszkańską szkołę teologiczną w Bolonii. Organizacja kształcenia kapłanów zakonu franciszkańskiego trwała także po przeniesieniu do Francji. Tam również z zapałem głosił kazania oraz prowadził publiczne dyskusje z heretykami.

Choć dał się poznać jako bezkompromisowy obrońca prawdy, odważnie piętnujący wykroczenia także ludzi Kościoła, zyskał powszechną sympatię i uznanie. Jeden z tekstów źródłowych zawiera następującą relację: „Podziwiali w nim ludzie geniusz przenikliwości i piękny sposób mówienia. Każde jego słowo było starannie dobrane. Ucząc prawdy, oddawał każdemu, co jego1”.

Kazania Antoniego przyciągały coraz więcej osób tak, że kościoły nie były w stanie pomieścić tłumów. Czas wolny od głoszenia spędzał na modlitwie i rozważaniach w samotności. Nowy etap w jego życiu wyznaczyła bolesna wiadomość o śmierci Świętego Franciszka. Był rok 1226, kiedy Antoni próbując powrócić do Italii, doświadczył niejako powtórnie wydarzeń, które miały miejsce siedem lat wcześniej; sztorm na morzu znów doprowadził go do wybrzeży Sycylii, po czym jak kiedyś wyruszył na kapitułę generalną, odbywającą się w Dniu Zesłania Ducha Świętego.

Tym razem jednak nie był już anonimowym bratem, mogącym wmieszać się w tłum, bowiem przyjęto go z szacunkiem i podziwem, a w dowód wdzięczności za niezłomne głoszenie Słowa i służbę braciom na polu dydaktycznym, został mianowany prowincjałem bardzo dużej części północnych Włoch. Ten niewątpliwy zaszczyt nie wpłynął na jego dotychczasowy sposób bycia, właściwy bratu mniejszemu. Zgodnie ze świadectwem br. Giovanniego Rigauld: „Wybrany na przełożonego, nie wydawał się zwierzchnikiem, lecz towarzyszem braci. Chciał być uważany za jednego z nich, a nawet za najniższego ze wszystkich(…) pamiętając o tym, że Chrystus umył nogi swoim uczniom, i on mył nogi braciom i angażował się w utrzymanie w czystości kuchennych sprzętów2”.

Wobec coraz wyraźniej pogłębiającego się kryzysu Braci Mniejszych, przyczynił się do właściwego rozumienia kwestii wzajemnej relacji Konstytucji i Testamentu Świętego Franciszka. Wydana w 1228 roku bulla Quo elongati, stanowiła zwieńczenie walki o wierność pierwotnym ideałom Założyciela. W walce tej Antoni wykazał się nie tylko wysokim poziomem kulturalnym, intelektualnym i teologicznym, ale także głęboką znajomością Biedaczyny i lojalnością względem jego ideałów.

Gdy pogarszający się stan zdrowia nie pozwalał mu już na pełnienie funkcji prowincjała, Antoni otrzymał przywilej wyboru miejsca, w którym mógłby poświęcić się głoszeniu Bożego Słowa. Wybrał Padwę i choć słabnące siły przemawiały za tym, by zaczął się oszczędzać, on dostrzegając upadek moralny i niesprawiedliwe prawo, podjął stanowczą walkę z lichwą, wyzyskiem biedaków i niesprawiedliwością. Jego słowa były ostre, konkretne, piętnujące winnych.

Ambona i konfesjonał to dwa miejsca, gdzie najczęściej można było go spotkać. Spalał się w zupełnym zapomnieniu o sobie. Szczególnie intensywnie przeżył wielki post 1231 roku, niemal w całości poświęcony głoszeniu kazań oraz posłudze w konfesjonale. Tłumy ludzi wszystkich stanów, gromadziły się na rozległych łąkach. By zająć odpowiednie miejsce, ludzie przychodzili z pochodniami już nocą. Choć zdarzało się, że zebrany tłum liczył około trzydziestu tysięcy ludzi, słuchano go z tak wielkim szacunkiem i przejęciem, że panowała niemal niezmącona cisza. Co jakiś czas słyszano w mieście o spektakularnym nawróceniu, lub niezwykłym cudzie dokonanym za przyczyną Antoniego. Ludzie kochali go okazując przywiązanie i ogromną cześć, on natomiast coraz wyraźniej zaczął odczuwać zmęczenie.

Pogarszający się stan zdrowia niejako zmusił go do odsunięcia „na bok”. Zamieszkał poza murami miasta, z dala od tłumów. Dni upływały mu na modlitwie, czytaniu Biblii, porządkowaniu spisanych kazań i samotnych spacerach na łonie natury. Podczas jednego z nich dostrzegł stary orzech o rozłożystych konarach. Widok ten tak go oczarował, że zapragnął w tym miejscu pozostać. Właściciel posiadłości, na której znajdowało się drzewo, nakazał przygotować mu wśród konarów wiszącą celkę, wyłożoną matami. Odtąd Antoni całe dni spędzał w swej nietypowej pustelni na orzechowym drzewie. Działo się tak do czasu, aż poczuł że mimo zaledwie trzydziestu sześciu lat, narastające cierpienie i brak sił zwiastują zbliżający się kres ziemskiego życia.

13 czerwca 1231 roku z pomocą braci zszedł z orzecha i zdecydował się powrócić do Padwy, by w gronie najbliższych zakończyć życie. Ten zamiar nie doszedł do skutku, bowiem śmierć zastała go w drodze, podczas postoju w hospicjum. Czując zbliżający się koniec, wielbił Boga psalmami, a ostatnie słowa, które wypowiedział, brzmiały: „Widzę mojego Pana!”. Ze względu na liczne cuda pośmiertne, kult Świętego Antoniego rozszerzał się coraz bardziej. Po trwającym zaledwie kilka miesięcy procesie kanonizacyjnym, został ogłoszony świętym. Oficjalna decyzja wydana w 1232 roku poprzedzona została odczytaniem 53 cudów dokonanych za wstawiennictwem Świętego Antoniego.

W miejscu starego orzecha – pustelni, powstało sanktuarium „Świętego. Antoniego od orzecha”. W 1946 roku papież Pius XII nadał Świętemu Antoniemu tytuł Doktora Ewangelicznego (Doctor Evangelicus) wykazując bliskość tekstów jego kazań do materii Ewangelii. Potwierdził w ten sposób uznanie Kościoła, które już wcześniej wyraził papież  Grzegorza IX, który nazwał go Arką Testamentów (Arca Testamenti), dla podkreślenia umiejętności odczytania głębi Pisma Św.

Tym, co w sposób szczególny uderza w biografii Świętego Antoniego jest wierność, z jaką wypełnił charyzmat Świętego Franciszka z Asyżu. Zachwycony jego radykalizmem, wytrwale wcielał w życie wartości stanowiące o tożsamości brata mniejszego, szczególnie ideały małości i ubóstwa. Podobieństwo jest tak ścisłe, że dotyczy nawet zbieżności pewnych wydarzeń, jak: troska o zbawienie człowieka wyrażająca się w niezwykle gorliwym wzywaniu do pokuty, odwaga i bezkompromisowość głoszenia w zupełnym zapomnieniu o sobie, podróż do Maroka w poszukiwaniu męczeńskiej śmierci, a następnie ponoszenie do końca życia skutków tej misji w postaci nabytej wówczas choroby, umiłowanie modlitwy widoczne w poszukiwaniu samotności pustelni, czy wreszcie rozpoczęta jeszcze przed śmiercią świętych braci walka mieszkańców o relikwie, oraz niesłychanie krótkie procesy kanonizacyjne, poświadczone wieloma cudownymi wydarzeniami. Obaj byli cudotwórcami, dokonując licznych uzdrowień, oraz tak spektakularnych czynów, jak kazanie do ptaków (Święty Franciszek), czy kazanie do ryb (Święty Antoni). W życiorysach obu świętych pojawiają się także zeznania świadków, którzy obserwowali ich nadprzyrodzone spotkanie z Dzieciątkiem Jezus. Stąd wzięło się powszechne przedstawianie Świętego Antoniego, trzymającego na rękach małego Jezusa, zwykle opartego na biblii i z niewielką skrzyneczką u stóp. Temu wizerunkowi niekiedy towarzyszy podpis „chleb dla ubogich”. Stanowi on przybliżenie prawdy, że postać Świętego Antoniego od dawna inspirowała do dobroczynności.

Inicjatywa pod nazwą „chleb św. Antoniego”, której celem jest niesienie pomocy żywieniowej najbardziej potrzebującym, jest powszechnie znana na całym świecie, a ma swój początek w powstałym krótko po śmierci świętego zwyczaju ofiarowania mąki lub chleba ubogim, zwłaszcza wielodzietnym rodzinom. Mimo upływu czasu popularność Antoniego nie maleje. Wciąż jest jednym z najbardziej lubianych i rozpoznawalnych świętych. W Europie nie sposób znaleźć kościoła katolickiego, w którym nie byłoby jego podobizny. Spotkać je można nawet w kościołach protestanckich, czy anglikańskich.

Ta ogromna sympatia wypływa w dużej mierze z przekonania, że  Święty Antoni jest szczególnie pomocny w odnalezieniu zagubionych przedmiotów, osób czy wartości i właśnie te intencje są mu powierzane najczęściej. Pytanie, skąd wzięła się ta tradycja, kieruje nas w stronę historii spotkań świętego. Otóż dla tych, którym dane było uczestniczyć w jego kazaniach, czy przysłuchiwać się apologetycznym dyskusjom, które prowadził z heretykami, stawało się jasne, że jego celem jest pomóc zagubionemu człowiekowi odnaleźć utracone wartości i prawdziwy sens życia oraz nakierować go na drogę prowadzącą do zbawienia. Stąd zamiast nazywać Świętego Antoniego patronem rzeczy zagubionych, może właściwszym byłoby mówić: patron od rzeczy, które warto znaleźć.

S. Chrystiana Anna Koba CMBB

Przypisy:

  1. Domenico Agasso jr, „Święty Antoni z Padwy. Mistrz ewangelicznej pokory” wyd. święty Paweł 2017,  Str.53.
  2. Domenico Agasso jr „Święty Antoni z Padwy. Mistrz ewangelicznej pokory” wyd. święty Paweł 2017,  Str.57.

Może Cię również zainteresować