Duchowość św. Franciszek z Asyżu

Trzy oblicza pani Biedy

27 kwietnia 2023

Gdy pewnego razu św. Franciszek z Asyżu wędrował do Sieny, wydarzyło się coś niezwykłego: na równinie pomiędzy Campiglio i San Quiricio, drogę zabiegły mu trzy kobiety bliźniaczo do siebie podobne. Osobliwe było też pozdrowienie, którym powitały Świętego: „Niech ma się dobrze Pani Ubóstwo!” (LegM 7,6,2). Dla Biedaczyny, który ubóstwo umiłował całym sercem, słowa te stały się przyczyną wielkiej radości.

Trzy ubogie kobiety mogą symbolizować trzech świętych: Franciszka z Asyżu, Alberta Chmielowskiego i Karola de Foucauld, którzy stali się ubodzy dla świata, by posiąść ewangeliczne bogactwo. Łączy ich podobieństwo odczytania i przeżycia wskazań Ewangelii. Choć nie znali się osobiście, żyli w różnych kulturach i w odmienny sposób doświadczyli spotkania z żywym Bogiem, stali się założycielami nowych rodzin zakonnych w Kościele i pozostawili po sobie podobne świadectwa chrześcijańskiego życia i propozycje dróg, które – wciąż aktualne – stanowią wyzwanie dla wielu naśladowców.

Wszyscy trzej przeżyli spektakularne nawrócenie i nie mogło być inaczej, bowiem byli indywidualistami w typie niespokojnych poszukiwaczy przygód, którzy ofensywnie idą przez życie, szukając odpowiedzi na egzystencjalne pytania i nie zadowalając się powierzchownymi odpowiedziami. Radykalny zwrot w kierunku Boga był w ich wypadku procesem, a zarazem początkiem urzekająco pięknej relacji z Bogiem. Głód miłości, pragnienie dokonania czegoś wielkiego oraz autentycznego życia sprawiły, że wszyscy oni po doświadczeniu bolesnego poszukiwania sensu życia, zwrócili się w kierunku Chrystusa, odnajdując Jego obecność w Eucharystii, którą uznali za źródło duchowej siły. Serce św. Franciszka płonęło wobec tego sakramentu żarliwością, więc wbrew średniowiecznej praktyce „często przystępował do Komunii świętej, a sposób w jaki to czynił, pociągał wielu do pobożności. Po przyjęciu Chrystusa eucharystycznego był „jakby upojony w duchu, bardzo często wpadał w ekstazy” (LegM 9,2,5). Gdy nie mógł uczestniczyć we Mszy św., prosił, by przeczytano mu fragment Ewangelii przewidziany w liturgii na dany dzień, argumentując: „Kiedy nie uczestniczę we Mszy, oczyma wyobraźni modląc się, adoruję Ciało tak, jak Je adoruję, kiedy je widzę na Mszy”[1]. Według Tomasza  z Celano „zaniedbanie wysłuchania codziennie przynajmniej jednej Mszy uważał za niemałą zniewagę” (Mem 201,2). W Eucharystii kontemplował tajemnicę Wielenia, więc w centralnym miejscu Listu do zakonu umieścił hymn wyrażający zachwyt nad tajemnicą miłości i uniżenia Boga, która dokonuje się w Eucharystii (LZ 27). Swych braci zachęcał: „Patrzcie bracia na pokorę Boga i wylewajcie przed Nim serca wasze, abyście zostali wywyższeni przez Niego” (LZ 28).

Dla br. Alberta Chmielowskiego komunia święta i adoracja Chrystusa były źródłem siły i inspiracją do rozdawania swego życia w codziennym trudzie opieki nad bezdomnymi: „Patrzę na Jezusa w Jego Eucharystii. Czy Jego miłość obmyśliła coś jeszcze piękniejszego? Skoro jest Chlebem, to i my bądźmy chlebem. Skąpy jest te, kto nie jest jak On”[2].

Świety Karol de Faucould dostrzegał bezpośredni związek Eucharystii z życiem, które nazywał „kochającym i adorującym wpatrywaniem się w Jezusa”[3]. To zapatrzenie w obecność Jezusa w Eucharystii sprawiało, że oferował swą obecność wszystkim potrzebującym. Przedłużeniem Eucharystii stała się dla niego milcząca adoracja, której poświęcał każdą wolną chwilę. Tęsknił za ukochanym Chrystusem i nie ustawał w szukaniu Go mimo oschłości, do których przyznaje się w jednym z listów: „Susza i ciemności: wszystko to jest dla mnie ciężkie, Komunia św., modlitwy, liturgia, wszystko, wszystko, nawet powiedzenie Jezusowi, że Go kocham. Muszę się uchwycić życia wiarą; już nie wiem, czy On mnie kocha, bo mi tego nigdy nie mówi”[4]. W liście do Louisa Mossignona przestrzegał, by nie koncentrować się na własnym grzechu, lecz kierować oczy w stronę Boga: „Trzeba je zwrócić (…) na Oblubieńca, na piękno, nieskończoną miłość przedwieczną, którą łaskawie nas obdarza (…) Kiedy się kocha, zapomina się o sobie i myśli tylko o tym, którego się kocha”[5]. Jego radykalizm miłości był tak wielki, że pragnął wręcz własnego unicestwienia, by znaleźć się w umiłowanym: „Kochający ginie i zatapia się w kontemplacji Kochającej Istoty”[6].

Podobną relację miłości oblubieńczej przeżywał św. Franciszek. Pragnienie bliskości z Umiłowanym skłaniało go do szukania miejsc ustronnych, gdzie z dala od postronnych obserwatorów „mógłby zespolić ze swym Bogiem nie tylko ducha, ale i całe ciało” (Mem94). Samotność pomagała mu skoncentrować się na Bogu i zachować względem Niego większą dyspozycyjność. To dlatego systematycznie udawał się do trudno dostępnych pustelni, a noce niejednokrotnie spędzał na modlitwie w opuszczonych domach i kościołach. Okresowe życie pustelnicze pozwalało mu nie tylko napełnić się Bogiem, ale także odpocząć i nabrać sił do dalszej pracy kaznodziejskiej i charytatywnej, zgodnie z tym, co napisał św. Bonawentura: „Nauczył się tak roztropnie dzielić czas dany mu do zbierania zasług, że częściowo poświęcał go pracy dla dobra bliźnich, a częściowo skupieniu i kontemplacji” (1B13.1).

Franciszkańskie pustelnie różniły się od tych powstałych w tradycji monastycznej. Bracia mieszkali w nich razem, troszcząc się o życie wspólne (posiłki, rekreacja, modlitwy), okresowo izolując się celem poświęcenia się wyłącznie kontemplacji. Podobną koncepcję zastosował br. Albert, z którego inicjatywy powstały pustelnie dla braci oraz sióstr albertynek. Jako brat starszy napominał: „Bez skupienia nikt do doskonałości przyjść nie może”[7].

Wydaje się jednak, że trwanie w ciszy i odosobnieniu wywarło największy wpływ na życie brata Karola. Praktykę tą rozpoczął w zakonie trapistów, skąd kierowany pragnieniem jeszcze większego radykalizmu opuścił wspólnotę i udał się do Nazaretu. Tam rozpoczął życie proste i ubogie, na wzór ukrytego życia Jezusa w Nazarecie. Podczas godzin spędzonych na adoracji dojrzało w nim pragnienie przyjęcia święceń kapłańskich, by nieść Chrystusa tym, którzy Go nie znają. Napisał: „Kapłan jest monstrancją, jego rolą jest pokazywać Jezusa; musi sam zniknąć i ukazać Jezusa”[8].  Po otrzymaniu święceń we Francji, wyruszył do Algierii, by mieszkając w skromnej chatce, jednocześnie czynnie udzielać się okolicznym mieszkańcom. Trzy lata później przeniósł się w głąb Sahary zamieszkałej przez koczownicze plemiona Tuaregów. Tam powstały dwie pustelnie w tym jedna na wysokości 2000 m na szczycie Asekrem. Pustelnie brata Karola były niekonwencjonalne, rzadko sprzyjały samotności, a zwykle tętniły życiem, więc nazywał je fraterniami. Odwiedzali je miejscowi, żołnierze stacjonujący w pobliskim pułku, wędrowcy, czarni niewolnicy, a w pewnym okresie dzielił swe niewielkie mieszkanie z wykupionym 3-letnim niewolnikiem i starą, ślepą murzynką. Czuł się dobrze w tym ubogim miejscu. Pustynię nazywał swoją rozkoszą, miejscem wewnętrznego ogołocenia i przygotowania do podjęcia życiowej misji. Twierdził: „Ukryte okresy naszego życia są zaczynem, który napełnia mocą całą rzeczywistość życia publicznego”[9]. Czas spędzał na modlitwie oraz intensywnej pracy nad słownikiem  francusko-tuareskim i tuaresko-francuskim. Myślami, które zrodziły się podczas modlitwy na pustyni, dzielił się z adresatami obfitej korespondencji: „zaplanujmy w naszym życiu czas ciszy, czas samotności, który spędzimy w towarzystwie Jezusa”[10].

Zachwyt Chrystusem, godziny spędzone na wpatrywaniu się w Jego oblicze oraz rozpatrywaniu Jego słów i czynów zawartych w Ewangelii, rozpaliły we wszystkich trzech świętych pragnienie wiernego podążania śladami Jezusa w całym radykalizmie tej drogi.

Gdy podczas mszy świętej sprawowanej w Porcjunuli Franciszek usłyszał Ewangelię wzywającą uczniów do głoszenia Królestwa Bożego w postawie ubóstwa i zawierzenia Bożej Opatrzności, wykrzyknął z radością: „To właśnie jest to, co chcę ze wszystkich sił wypełniać!” (3Soc 25,3). Gdy pojawili się wokół niego pierwsi adepci tej drogi, trzykrotnie otworzył Pismo Święte i przedstawił im propozycję ewangelicznego życia otrzymaną wprost od Boga: „Oto bracia życie i zasady, które będziemy mieli my i ci wszyscy, którzy zechcą się do nas przyłączyć” (3 Soc 29,3). Od początku Ewangelia była punktem odniesienia i wyznacznikiem powołania św. Franciszka i jego braci, a wstępowanie w ślady Chrystusa sposobem jej realizacji. Sam będąc wzorem dla braci, w pierwszej regule precyzuje istotę charyzmatu braci mniejszych: „zachowywać naukę i iść śladami Pana naszego Jezusa Chrystusa” (1Reg 1,1). Medytując Słowo Boże zwracał szczególną uwagę na „wszystko to, co się działo w przeciągu jego [Chrystusa] życia, tego samego pragnął doświadczyć” (JulVit 53,3).

Podobnie postępował brat Albert, który w codzienności inspirując się ewangelicznymi wskazaniami powtarzał: „chcieć doskonałości Ewangelii, jest chcieć Chrystusa Pana, czyli kochać Go z całego serca, duszy i z całej myśli”[11]. Miłość tą realizował w praktyce służąc najbardziej opuszczonym. Karol z kolei twierdził, że naśladowanie jest pierwszym efektem miłości. W jednym z listów tak prezentuje zasadę swego postępowania: „Twoja Reguła. Naśladowanie Mnie (…) Robienie tego, co sam robiłbym. We wszystkim pytaj: Co zrobiłby nasz Pan?, i rób to. To twoja jedyna reguła bezwarunkowa”[12]. Jego medytacje polegały na patrzeniu na Jezusa i szukaniu odpowiedzi na pytanie, w jaki sposób Go naśladować. Patrzenie na Boga kieruje następnie wzrok w stronę ludzi, a doświadczenie Jego bezwarunkowej, wyzwalającej z lęku miłości, uzdalnia do heroicznej miłości bliźniego – w przypadku św. Franciszka, na trędowatego, wyrzuconego na margines społeczeństwa, nad którym pochylił jak nad poranionym Chrystusem, ale także ubogiego, który przypominał mu ogołocenie Zbawiciela. Tak pouczał swego brata: „Kiedy widzisz ubogiego, powinieneś widzieć Tego, w którego imię on przychodzi tzn. Chrystusa, który przyszedł, aby przyjąć nasze ubóstwo i słabość. Bo ubóstwo i słabość tego człowieka są dla nas zwierciadłem, w którym powinniśmy widzieć i pobożnie rozważać ubóstwo wraz z miłością Pana naszego Jezusa Chrystusa” (SpLem 42,9-10). Z ubogimi dzielił się wszystkim, co sam posiadał, a także „chociaż miał bardzo mało sił cielesnych, często jednak na własnych ramionach dźwigał ciężary ubogich” (Bess 45,8). Brat Albert Chmielowski posłany do bezdomnych, zdeprawowanych i pozbawionych jakichkolwiek perspektyw, upominał swych naśladowców: „Każdego biedaka, co pode drzwi podejdzie u Braci, czy u Sióstr, trzeba przyjąć na dłużej, czy na krócej i dać, co można, choćby trochę przez to biedować albo reszcie obroku ująć”[13]. Świadectwem tego, jak wielką godność w jego oczach miał każdy człowiek, są słowa: „Jeśliby cię zawołano do biedaka, idź natychmiast do niego, choćbyś był w świętym zachwyceniu, gdyż opuścisz Chrystusa dla Chrystusa”[14]. Także brat Karol z zapałem oddał się posługiwaniu wydziedziczonym, pozostawionym samym sobie na pustyni. Religia, czy wyznawany przez nich światopogląd, nie miały dla niego znaczenia, we wszystkich dostrzegał godność Bożego dziecka i posiadał wyjątkową zdolność do zachwytu odmiennością drugiego człowieka. Wybór ostatniego miejsca umożliwił mu zbliżenie się do ludzi odrzuconych i biednych, by zrealizować te słowa Ewangelii, które wywarły na nim największe wrażenie: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25,40). Tymi najmniejszymi, których Bóg postawił na jego drodze życia byli potrzebujący chrześcijanie, muzułmanie, Żydzi i bałwochwalcy. Pragnął być bratem powszechnym, czyli takim, do którego bez lęku przyjść mogą wszyscy. Do takiej samej postawy otwartości wzywał swych naśladowców w napisanej przez siebie regule: „niech ich braterstwo jest przystanią, schronieniem, gdzie każdy człowiek, zwłaszcza ubogi i nieszczęśliwy, jest w każdej godzinie po bratersku oczekiwany i ugoszczony”[15]. Każdego dnia pustelnię brata Karola odwiedzało 60 do 100 gości, o których troszczył się osobiście: „Goście, ubodzy, niewolnicy, turyści nie zostawiają mi ani chwili. Sam jeden zajmuję się wszystkim w klasztorze”[16]. Zapisał tzw. dwie wielkie reguły postępowania względem bliźniego. Pierwsza brzmi: czynić bliźniemu, jak nasz Pan czyniłby mu na naszym miejscu, oraz druga: w każdym nieszczęśliwym widzieć cierpiącego Pana. Pierwszymi słowami, które pragnął wypowiedzieć w języku tuareskim było wytłumaczenie, że serce naszyte na jego habicie ma mu stale przypominać o miłości Boga i ludzi. Mobilizował się słowami: „Nie tam trzeba iść, gdzie ziemia najświętsza, lecz tam, gdzie ludzie znajdują się w najcięższym położeniu”[17].

Brat Karol szybko zrozumiał, że miłosierne spojrzenie na ubogiego i szczere pragnienie przyjścia mu z pomocą wiąże się z koniecznością wejścia w przestrzeń ubóstwa, stąd powtarzał: „Pozbywajmy się, ile potrafimy. Żyjmy za jak najmniej, aby im dać więcej. To jedna z najbardziej pociągających stron świętego ubóstwa. Przez nią jest ono tak skojarzone z czynną miłością, miłością do ludzi i miłością do Boga, że nie można sobie wyobrazić doskonałej miłości bez najdalej idącego ubóstwa”[18]. Także brat Albert już w początkach życia z ubogimi zrozumiał, że wejście w ich świat, pozyskanie ich akceptacji, a tym samym możliwość skutecznego wpłynięcia na ich myślenie i przyszłe życie, uwarunkowane jest byciem jednym z nich, podzieleniem w pewnym sensie ich trudnego losu. Zamieszkał więc w przytulisku, rozpoczął trudny proces resocjalizacji jej mieszkańców i próbę uczenia ich normalnego funkcjonowania. Życie proste i ubogie stało się więc dla niego niejako koniecznością, jednak świadomie wybraną i umiłowaną, na wzór św. Franciszka, który był dla niego wzorem. Swych braci pouczał: „Nie chcemy być zaraz na początku jakąś lichą gałązką rodziny franciszkańskiej, ale naśladujący wprost Ojca naszego, Franciszka”[19].

Ubóstwo św. Franciszka natomiast było radykalne, gdyż wypływało z pragnienia upodobnienia do Ukrzyżowanego, który z miłości do człowieka ogołocił się zupełnie. Stąd Biedaczyna wzywał swych naśladowców do zupełnego wyrzeczenia: „Nie zatrzymujcie więc niczego z siebie dla siebie, aby was całych przyjął ten, który cały wam się oddaje” (LZ 29). Tomasz z Celano napisał o nim, że „gotów był samego siebie rozdać i z największą radością dawał wszystko, o co go proszono”(Mem 181).

Świadomie przyjęte ubóstwo nie tylko uwalnia od egoizmu i pychy i uzdalnia do bezwarunkowej miłości, ale też uświadamia człowiekowi przynależne mu miejsce w obliczu majestatu Boga. Św. Bonawentura napisał o Franciszku: „Z powodu ubóstwa uważał siebie za niższego od wszystkich” (LegM 7,6,6). Świadomość własnej grzeszności i nędzy wobec świętości Boga sprawiły, że zapragnął zająć najniższe miejsce, a założony przez siebie zakon oparty na fundamencie pokory i ubóstwa nazwał zakonem braci mniejszych, uzasadniając: „nazywamy się braćmi mniejszymi, gdyż tak nazwą, jak czynem i przykładem powinniśmy być pokorniejsi od ludzi tego świata” (SpPerf 10). Także Karol de Faucould umieścił w nazwie swego zgromadzenia odniesienie do małości – Mali Bracia Jezusa, a szukanie ostatniego miejsca stało się treścią jego życia i niejako testamentem, który pozostawił naśladowcom: „zawsze szukać dla siebie ostatniego miejsca. Moje życie tak ukształtować, żebym był ostatnim i najbardziej pogardzanym człowiekiem”[20]. Brat Albert Chmielowski, choć był świadomy swego artystycznego talentu, to przezornie stwierdził, że „dobrze nie mieć darów szczególnych, bo się jest chronionym od pychy”[21]. O sobie myślał bardzo pokornie: „Nic nie jest moją własnością tylko nicość, jestem niczym sam z siebie, wszystko inne jest własnością Boga”[22].

Życie ubogie i proste kieruje wzrok na Boga, by u Niego szukać pomocy w codzienności i z ufnością pozwolić się Jemu prowadzić. Wszyscy trzej Święci założyciele doświadczyli, jak radykalnie Bóg zmienił ich sposób myślenia i działania, ze zdumieniem oglądali skutki powierzenia się Jego woli; wielkie rzeczy, których Bóg dokonywał wykorzystując ich słabość i uległość. Święty Franciszek od chwili, gdy spotkał Boga, postanowił zawsze wiernie pełnić Jego wolę, której szukał na modlitwie i w Piśmie św. Twierdził, że sposób życia braci mniejszych został mu w pełni objawiony przez Boga: „nikt mi nie wskazywał, co mam czynić, tylko sam Najwyższy objawił mi, że powinienem żyć według Ewangelii świętej” (T14), a braci zachęcał: „Teraz zaś, skoro porzuciliśmy świat, nic innego nie mamy czynić, tylko spełniać wolę Pana i Jemu samemu się podobać” (1Reg 9). Natomiast błogosławieństwo dla Zakonu uzależniał od wierności powołaniu: „Jeśli tylko [bracia] będą zachowywać to, co przyrzekli Panu, Pan będzie dostarczał im rzeczy koniecznych” (Cass 108).

Myślenie br. Alberta było proste, wręcz dziecięce: „Niech Bóg sam robi, co chce, ja zaś nie będę do tego ręki przykładał, żeby nie popsuć dzieła Bożego”[23]. Odwagę do podejmowania zadań przerastających nieraz jego ludzkie możliwości dawało mu postanowienie: „Przyjmować wszystko, co się zdarza i tego chcieć jako woli Boskiej”[24]. Brat Karol twierdził, że mądrością jest pozwolić Bogu, by pokazał nam, co należy robić. Wzywał też do oparcia się na Nim: „Nie bójmy się niczego! Jezus jest z nami i każe nam ufać!”[25].

Elementem wspólnym duchowości trzech porównanych Świętych, jest także rys pasyjny stanowiący naturalną konsekwencję upodobnienia się do Ukrzyżowanego. Święty Franciszek stale rozpamiętywał Jego bezkompromisową miłość aż po krzyż: „Zawsze patrzył w twarz swego Chrystusa, zawsze dotykał męża boleści znającego niemoc” (Mem 85,9). Ze względu na Niego nie wzdragał się przed surową ascezą i nawet pod koniec życia „pragnął wciąż od nowa doznawać wszystkich cierpień ciała i odnawiać wszystkie udręki duszy”(JulVit 57,6). Zgodnie z relacją Tomasza z Celano: „Przede wszystkim utkwiła mu w pamięci pokora zawarta we wcieleniu i miłość ujawniona w męce, tak, że ledwie mógł o czym innym myśleć” (VbF 84,3). Stałe rozważanie męki Chrystusa w kontekście ludzkiej niewdzięczności i grzechu, które odnosił wprost do siebie, rozpaliło w nim pragnienie współcierpienia z umiłowanym Jezusem, które realizowało się w otrzymanych stygmatach: „Pragnął zupełnie się przemienić w Ukrzyżowanego” (LegM 9,2,1), w konsekwencji trzykrotnie wyruszał do Ziemi Świętej, powodowany pragnieniem śmierci męczeńskiej. Podobne pragnienie trawiło umysł Karola de Faucauld, który uważał, że „dla kochającego serca krzyż jest łaską nad łaskami: miłość pragnie bowiem upodabniać się do Boskiego Oblubieńca”[26]. Szczytem tego upodobnienia miała być śmierć męczeńska, dlatego w dzienniku duchowym zapisał: „Pomyśl, że umrzesz jako męczennik, odarty ze wszystkiego, nagi na ziemi, pokryty krwią i ranami, zabity gwałtownie i okrutnie i pragnij, by to było dziś (…) Abym ci wyświadczył tę nieskończoną łaskę, wiernie czuwaj i noś krzyż (…). Często myśl o tej śmierci, aby się do niej przygotować”[27]. Cierpienie znamionowało jego poszukiwanie Boga, a następnie życie kapłańskie i pustelnicze. Marzył, by założyć zgromadzenie, dla którego nawet napisał regułę, jednak żaden z wyczekiwanych kandydatów nie pojawił się. Ból doświadczonej samotności trafnie oddają słowa: „Wydaje mi się, jakbym był oliwką, która zapomniana podczas zbiorów, wisi samotnie na końcu gałązki”[28]. Został zabity w 1916 roku tak, jak tego pragnął: nagle i niespodziewanie, nie doczekawszy się tych, którzy chcieliby żyć według ułożonej reguły, bowiem ci pojawili się dopiero kilkanaście lat po jego śmierci. W tym samym roku w Polsce, w założonym przez siebie przytułku dla bezdomnych zmarł wyniszczony rakiem żołądka br. Albert Chmielowski, powszechnie uznawany za ojca ubogich. Nie wiedział, co znaczy oszczędzać siebie, gdy w grę wchodziły wartości wyższe, jak wolność ojczyzny, czy dobro człowieka, nawet najbardziej upodlonego. Wziął udział w powstaniu styczniowym w 1863 roku, gdzie odniesione rany doprowadziły do amputacji lewej nogi. Kalectwo nie przeszkodziło mu poświęcić się później bez reszty ratowaniu bezdomnych, w których widział znieważone oblicze Chrystusa: „Czy Panu Jezusowi cierpiącemu mękę i za mnie ukrzyżowanemu, mogę czego odmówić? Czy mogę odmówić męki dla Niego i krzyża, gdybym je z łaski i woli najświętszej miał cierpieć i mógł”[29]. Zrezygnował ze sztuki, by bez reszty poświęcić się służbie potrzebującym i choć był dobrze zapowiadającym się artystą, zamieszkał razem ze swymi podopiecznymi w miejskiej ogrzewalni, by osobiście pomóc im podnieść się z nędzy moralnej i materialnej. W trudnych chwilach modlił się: „Panie Jezu, dla Twojej miłości gotów jestem nawet na krzyż i na śmierć”[30] i powtarzał: „Byliśmy odkupieni krwią, czy możemy się zbawić nie cierpiąc?”[31]. Jego życie było radykalnie ubogie, ciężko pracował fizycznie, organizował kwesty na rzecz ubogich i podjął się licznych negocjacji z urzędem miasta, na rzecz bezdomnych oraz organizacji dwóch zgromadzeń zakonnych posługujących ubogim (bracia i siostry). Wyznawał zasadę: „Przykład powinien być tak zbliżony do otaczających warunków, tak pokorny, tak nędzny, aby nie raził swoim stylem, nie właził w oczy, nie upokarzał”[32]. Brat Karol, który mieszkał i pracował wśród muzułmanów, miał świadomość, że przykład stanowi podstawę jego apostolatu: „Bez słów, bez kazania, bez rozgłosu, w milczeniu, dobrym przykładem można ludziom czynić nieskończenie wiele dobrego”[33]. Także św. Franciszek z Asyżu cenił rolę przykładu, a rezygnację z funkcji kierowania zakonem uzasadniał: „ponieważ bracia wiedzą, co powinni czynić, bądź czego unikać, nie pozostaje mi nic innego, jak tylko to, abym pouczał ich czynami, gdyż po to zostałem im dany w moi życiu i po mojej śmierci” (ZA 112,22).

Wszyscy trzej święci wykazali posłuszeństwo natchnieniom Ducha Świętego i pozwolili się Jemu prowadzić mimo niezrozumienia i sprzecznych sugestii otoczenia. Wierność charyzmatowi założycielskiemu sprawiła, że stali się prekursorami nowych dróg w Kościele. Gdy św. Franciszek był nakłaniany przez kard. Jana od św. Pawła , by przystał na życie monastyczne, stanowczo oparł się jego perswazji „nie dlatego, żeby pogardzał tym co mu radzono, ale dlatego, że afektywnie lgnął do czegoś innego i kierował się wyższym pragnieniem”(VbF 33,2). Już krótki pobyt w nowicjacie jezuitów uzmysłowił Adamowi Chmielowskiemu, że Pan Bóg przeznaczył dla niego inną drogę, natomiast Karol de Foucauld odszedł z zakonu trapistów z gotowym projektem życiowym. Do swej kuzynki napisał:„ Na pewno w przyszłości będę dźwigał wiele krzyży i trudności, ale już nie mam wątpliwości. Moja droga jest wytyczona i mam tylko iść.”[34]

Zaprezentowane przeze mnie sylwetki Świętych, to trzy odmienne spojrzenia na Boga i trzy różne sposoby Jego naśladowania. Choć moją uwagę zwróciły cechy wspólne, w szczególności: koncentracja na osobie Chrystusa i pragnienie wiernego naśladowania Go w ubóstwie i pokorze, otwartość na człowieka w potrzebie i radykalizm w pełnieniu woli Bożej, to w rzeczywistości oni wszyscy prezentują nieco odmienne, oryginalne duchowości będące ich osobistą odpowiedzią na Boże zaproszenie do życia Ewangelią. Choć zarówno duchowość franciszkańska, albertyńska, jak i fulkoliańska oddają bogactwo Chrystusowej Ewangelii, to żadna z nich nie czyni tego w pełni, której odkrywanie stanowi zawsze aktualną propozycję Boga, wyrażoną przez papieża Franciszka słowami: „Nie lękaj się dążyć wyżej, dać się miłować i wyzwolić przez Boga. Nie bój się pozwolić, aby cię prowadził Duch Święty. Świętość nie czyni cię mniej ludzkim, ponieważ jest spotkaniem twojej słabości z siłą łaski”[34].

Chrystiana Anna Koba CMBB

 

[1] W. Block, Franciszek z Asyżu i jego bracia, Bratni Zew 2017, s. 148.

[2] K. Wójtowicz, Brat Albert mądrość ubóstwa-myśli, nr 47, Wrocław 1991, nr 24, s. 33.

[3] Tenże, Karol de Faucould, mądrość pustyni-myśli, Wrocław 1989, nr 100, s. 34.

[4] C. McKee, Jeżeli kochasz. Moje spotkanie z Karolem de Foucauld, Częstochowa 2019, s. 62.

[5] Tamże, s. 59.

[6] K. Wójtowicz, Karol de Foucould, mądrość pustyni-myśli, nr 157, Wrocław 1989, nr 157, s. 41.

[7] Tenże, Brat Albert, mądrość ubóstwa-myśli, nr 44, Wrocław 1991, s. 35.

[8] Tenże, Karol de Foucould, mądrość pustyni-myśli, nr 68, Wrocław 1989, nr 130, s. 38.

[9] K. Wójtowicz, Karol de Foucould, mądrość pustyni-myśli, nr 68, Wrocław 1989, nr 39, s. 26.

[10] Tamże, nr 114, s. 35.

[11] Tenże, Brat Albert, mądrość ubóstwa-myśli, nr 47, Wrocław 1991, nr 44, s. 35.

[12] C. McKee, Jeżeli kochasz. Moje spotkanie z Karolem de Foucauld, Częstochowa 2019, s. 59.

[13] Pisma Adama Chmielowskiego, Św. br.  Alberta (1845-1916), Kraków 2004, s. 103.

[14] K. Wójtowicz, Brat Albert, mądrość ubóstwa-myśli, nr 47, Wrocław 1991, nr 17, s. 32.

[15] C. McKee, Jeżeli kochasz. Moje spotkanie z Karolem de Foucauld, Częstochowa 2019, s. 109.

[16] Tamże, s. 88.

[17] K. Wójtowicz, Karol de Foucould, mądrość pustyni-myśli, nr 68, Wrocław 1989, nr 91, s. 33.

[18] K. de Foucould, Dziennik duchowy. Nocny podróżnik, Gliwice 2022, s. 32.

[19] K. Wójtowicz, Brat Albert, mądrość ubóstwa-myśli, nr 47, Wrocław 1991, nr 3, s. 30.

[20] K. Wójtowicz, Karol de Foucould, mądrość pustyni-myśli, nr 68, Wrocław 1989, nr 33, s.25.

[21] Tenże, Brat Albert, mądrość ubóstwa-myśli, Wrocław 1991, nr 106, s. 44.

[22] Tamże, nr 47, Wrocław 1991, nr 59, s. 37.

[23] Tamże, nr 33, s. 34.

[24] Tamże, nr 63, s. 38.

[25] Tenże, Karol de Foucould, mądrość pustyni-myśli, nr 68, Wrocław 1989, nr 192, s.46.

[26] K. Wójtowicz, Karol de Faucould, mądrość pustyni-myśli, Wrocław 1989, nr 162, s. 42.

[27] K. de Foucould, Dziennik duchowy. Nocny podróżnik, Gliwice 2022, s. 36.

[28] K. Wójtowicz, Brat Albert, mądrość ubóstwa-myśli, nr 47, Wrocław 1991, nr 59, s. 28.

[29] Tamże, s. 36.

[30] Tamże, nr 59, s. 45.

[31] Tamże, nr 57, s. 37.

[32] Tamże, s. 31.

[33] Tenże, Karol de Faucould, mądrość pustyni-myśli, Wrocław 1989, nr 9, s. 22.

[34] J.C. Boulanger, Ewangelia na piasku. Duchowość Karola de Foucauld, Kielce 2022, s. 125.

[35] Franciszek, Adhortacja apostolska Gaudete et exsultate, nr 34, Kraków 2018, s. 24.

Może Cię również zainteresować