aktualności Duchowość

Ku pełni życia – konferencje biblijne

10 lipca 2018

Święta Klara przewodniczką w odkrywaniu tajemnicy kobiecości

Temat kobiecości nie jest nam obcy, nieustannie o nim słyszymy; nieustannie mówione nam jest jak być piękną kobietą, jak mamy walczyć o swoją kobiecość, jak mamy o nią dbać. Jednak najczęściej związane jest to z naszym wyglądem, z troską o to, żeby wygrać wyścig z czasem  i niwelować skutki starzenia się. Pod tym wszystkim kryje się przesłanie, że jesteśmy niewystarczająco dobre, piękne a przez mało wartościowe. Chcemy w tych dniach spojrzeć głębiej na ten temat, zapytać, jak widzi nas Jezus? Jakimi kobietami chce nas mieć? Zanim zapętlimy się w zmiany, ulepszanie siebie chcemy spotkać się z istotą naszej kobiecości, z fundamentem, na którym będziemy mogły budować naszą codzienność, relacje. Będziemy chciały spojrzeć na kobiecość oczami kobiety niezwykłej – świętej Klary. Jest to temat bardzo obszerny i złożony i mamy świadomość tego, że nie będziemy w stanie go wyczerpać przez te dni. Ale mamy nadzieje, że będzie to inspiracją do pogłębienia go jeszcze po rekolekcjach.

 

Rdz 2, 18 – 23

Szukając odpowiedzi na pytania o kobiecość chcemy „wrócić do początku”, do momentu stworzenia, które przekazuje nam Księga Rodzaju.  Pierwsza informacja, jaką otrzymujemy w tym tekście mówi nam o tym, że jesteśmy stworzeni do relacji, że Bóg nie chce naszej samotności, w Jego spojrzeniu bycie samemu nie jest dla nas dobre: „Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam. Uczynię mu zatem odpowiednią pomoc” – to druga informacja, która do nas dociera – Bóg daje nam pomoc, złożył w nas pragnienie relacji i On sam troszczy się o wypełnienie tego pragnienia. To dla nas może być zachętą do tego, żeby powierzać Ojcu naszą samotność i nasze relacje, prosić, żeby uzdalniał nas do budowania więzi z innymi.

To zdanie można także tłumaczyć „uczynię dla niego pomoc przeciwną”. Kobieta staje naprzeciw mężczyzny, nie jako opozycja, rywal czy wróg. To „bycie naprzeciw, przeciwieństwo” jest z natury, z pragnienia Boga pomocą. Wielokrotnie doświadczamy sytuacji, rozmów, spotkań, które z pozoru wydają się przeciwne wobec tego, czego oczekujemy, potrzebujemy, czego się spodziewamy. To słowo może nam oświetlić takie momenty, ponieważ wskazuje, że przeciwności są dla nas pomocą. W jaki sposób, skoro wywołują tylko rozdrażnienie, złość, rozczarowanie? Przeciwności wyrywają nas ze stabilności, bierności, zmuszają do wejścia w dynamikę, do wyjścia ze „swojego bezpiecznego świata”. Ktoś, kto myśli inaczej niż ja nie musi być dla mnie zagrożeniem. Może stać się zaproszeniem do głębszego słuchania, do pewnej zmiany myślenia, która owszem kosztuje nas, ale staje się także krokiem w kierunku wolności, pokoju, spotkania ze sobą, z Bogiem.

Z perspektywy czasu widzimy, że ktoś, kto wydawał się naszym wrogiem, staje się kimś komu wiele zawdzięczamy. To słowo może stać się naszą modlitwa, prośbą do Ojca o dostrzeżenie dobra w tym, co jest mi przeciwne, w osobach, które są „naprzeciw” mnie.

Dalej Księga Rodzaju mówi nam, że odpowiednią pomocą dla mężczyzny nie jest świat stworzony, ale druga osoba. „Pan Bóg z żebra, które wyjął z mężczyzny zbudował niewiastę”.

Nasza znajoma biblistka zauważyła, że słowo „zbudował” umieszczone w tym fragmencie, jest użyte tylko dwa razy w Biblii – w tym fragmencie i wtedy, kiedy mowa jest o budowaniu świątyni. Możemy się ucieszyć, zachwycić tym, z jaką pieczołowitością Bóg stwarza kobietę – w sposób wyjątkowy i szczególny kryje w sobie powołanie do tego, żeby stawać się przestrzenią spotkania z Bogiem – taką funkcję ma właśnie świątynia. To dla nas wielka odpowiedzialność i wyjątkowe zadanie.

To słowo jest szczególne dla nas, jako kobiet. Odkrywa istotę naszego stworzenia i powołania – w samo serce naszej natury mamy wpisaną pomoc drugiemu człowiekowi, jesteśmy skierowane ku drugiej osobie. Bóg stwarza kobietę i  przyprowadzą ją przed Adama, Bóg kieruje kobietę w stronę drugiego człowieka – to istota naszej tożsamości. Żyjemy pełnią naszej tożsamości wtedy, gdy jesteśmy w relacji, niezależnie od powołania, jakie wybieramy. W naturę mamy wpisane „bycie dla” i do wskazywania tej perspektywy jesteśmy zapraszane – dostrzegania drugiej osoby, troski o jej dobro i uczenia tego mężczyzny.

Ale „bycie dla” nie zakłada wyłącznie „dawania”. Pomoc, jaką ofiaruje kobieta mężczyźnie polega także na uczeniu się przyjmowania miłości, na wejściu w dynamikę przyjmowania i dawania. Potrzeba bycia kochaną jest w nas fundamentalna, jest jedną z naszych najgłębszych tęsknot. A jednocześnie jest wielkim wyzwaniem, bo często tak bardzo boimy się zranienia, odrzucenia, że nie pozwalamy się kochać, budujemy ochronne mury wokół siebie, które zabezpieczają nas przed bólem, ale paradoksalnie oddzielają nas od doświadczenia miłości. Potrzebujemy Tego, który jest Miłością, który jest absolutnie wolny w miłości, żeby nas nauczył kochać i przyjmować miłość.

 

Łk 7, 36-50

W naszej drodze odkrywania kobiecości chcemy odkryć spojrzenie Jezusa, zobaczyć siebie Jego oczami. Pomoże nam w tym fragment z Ewangelii według świętego Łukasza. Mamy tu troje bohaterów – Jezus, faryzeusz Szymon i bezimienna kobieta, o której napisano, że „prowadziła w mieście życie grzeszne”.

Popatrzmy najpierw na kobietę – jej życie jest znane wszystkim, w pewnym sensie jej „imieniem jest grzech”, tylko to ją charakteryzuje, wyróżnia. W tamtych czasach taka osoba była traktowana przez pobożnych żydów jako ktoś nieczysty, gorszy, pozbawiony wartości nie tylko w oczach ludzi ale i Boga. Ta kobieta podejmuje się rzeczy niezwykłej – przychodzi do Jezusa, łzami obmywa stopy Jezusa, ociera włosami, całuje je i namaszcza alabastrowym olejkiem. Myślę, że kolejność nie jest przypadkowa – żeby przyjść do Jezusa kobieta być może musi pokonać wstyd, obawy przed krytyką, odrzuceniem, potępieniem przez Szymona i jego gości. Jest w niej determinacja, pragnienie, które jest silniejsze niż potrzeba chronienia siebie. Płacze, swoimi włosami ociera stopy Jezusa i je całuje. Nie wystarczyła jedna łza; jej łzy musiały być obfite. Oznacza to, że jest głęboko poruszona. W tym momencie możemy tylko domyślać się, co się dzieje w jej sercu –  ile jest tam bólu, cierpienia ale może i wdzięczności. Klucz do jej serca ma Jezus i za chwilę o tym powie. To, co możemy odkryć teraz, to swoboda, poczucie bezpieczeństwa, jakie ta kobieta odczuwa przy Jezusie. Łzy są pewnego rodzaju odkryciem siebie, obnażeniem, nie przed każdym pozwolimy sobie na płacz. Kobieta pozwala sobie na intymność – łzy, pocałunki, otarcie stóp włosami. Właśnie te kobiece gesty stają się sposobem komunikacji z Jezusem.

Ten moment może dla nas być szczególny, może stać się także dla nas sceną modlitwy – ta kobieta przychodzi do Jezusa taka, jaka jest, ze swoją biedą, słabością i bogactwem, które mogą symbolizować włosy, łzy, pocałunki i alabastrowy olejek. Spotyka się z Nim całą sobą – łzy, włosy, pocałunki, i tym, co ma – olejek. Zawiera w tym całe swoje życie – swoje pragnienia, uczucia, ale także swoja codzienność, prace, relacje. W bardzo kobiecym geście powierza Mu samą siebie, w niemym zaufaniu oddaje Mu swoje życie, swoje serce.

Dalej widzimy reakcje dwóch osób – Szymona i Jezusa. Spojrzenie Szymona jest jednoznaczne; dla niego ta kobieta ma jedno imię: grzesznica. W tym kryje się wszystko – odrzucenie, potępienie, pogarda, poczucie własnej wyższości. Co na to Jezus?

Opowiada przypowieść, która odkrywa serce kobiety. Jezus zna jej intencje, odczytuje je, choć kobieta nie wypowiada ani jednego słowa. O ile faryzeusz widzi kobietę przez pryzmat jej grzechu  o tyle w oczach Jezusa jest tą, która daje – „nie podałeś Mi do nóg, ona zaś łzami oblała Mi stopy…” Jezus dotyka głębi serca kobiety, wie, że tym, co kieruje kobietą jest miłość. Nie tyle żal za grzechy, wyrzuty sumienia, ale miłość, która jest odpowiedzią na poczucie bycia kochaną, przyjętą. Kobieta nie tłumaczy swoich intencji, nie usprawiedliwia się, pozwala, aby broniło ją spojrzenie Jezusa. Doświadczenie miłości wyprowadza kobietę z jej życia, z jej domu, prowadzi ją do Jezusa, do oddania Mu siebie, swojej kobiecości. Jezus ma świadomość jej grzechów – mówi o „jej licznych grzechach”, nie neguje tego. Ale odczytuje także przed nią samą jej największe pragnienie  – pragnienie miłości.

Jego spojrzenie wydobywa całą prawdę o nas – nie tylko o rzeczywistości naszego grzechu, naszej słabości ale przede wszystkim o pragnieniu miłości, które w nas jest, które jest nicią przewodnią naszego życia. Nic nie jest dla nas tak cenne, tak wartościowe jak poczucie bycia kochaną. Pozwalajmy dziś Jezusowi na odczytywanie naszych pragnień, na to, by odkrywał przed nami nasze tęsknoty. To przy Nim najpełniej zrozumiemy naszą kobiecość, naszą tożsamość. I tylko On jest w stanie wypełnić do końca to nasze pragnienie (niezależnie od powołania, jakim żyjemy) i otworzyć nas na dzielenie się tą miłością, nie tylko w relacji z Nim ale w każdej relacji, jaka będzie nam dana.

 

Est 4, 17k – 17z

Historia Estery przypomina nam baśń – historia zwyczajnej dziewczyny, która staje się królową.

Chcemy przyglądnąć się szczególnemu momentowi w życiu Estery, jest to moment przełomowy dla niej, dla jej narodu. Życie jej bliskich jest zagrożone, ponieważ został wydany dekret o zagładzie Żydów mieszkających w państwie Aswerusa. Co robi Estera w  tej sytuacji? Nie zostaje obojętna: Est 4, 16 – prosi swój naród o post, modlitwę i decyduje się stanąć przed królem i prosić o łaskę świadoma, że ryzykuje życie.

Fragment modlitwy Estery, który rozważamy zaczyna się od słów: „zdjęła swe szaty okazałe (królewskie) i przywdziała suknie smutku i żałoby”. Estera nie staje przed Bogiem jako królowa. Przychodzi do Niego w prostocie, w prawdzie tego kim jest i co przeżywa – odsłania przed Bogiem swój smutek i żałobę. Nie ukrywa także przed Nim swojej bezradności ani swojego lęku. Nie kreuje się na niezwyciężoną wojowniczkę, ale podejmuje walkę o swój naród, o swoich bliskich. To staje się pierwszym „orężem walki” o innych. Ona zaprasza Boga do swojej sytuacji, do swojego zagrożenia, bezsilności, strachu. Jest kobietą głębokiej intuicji i wiary, że jej naród należy do Boga i On nie pozostanie obojętny na tą tragedię. Nie polega na swojej pozycji, autorytecie, urodzie ale zawierza Bogu.

Jednak nie przestaje na tym, nie czeka biernie na interwencję Boga – głęboko wierzy, prosi o pomoc i ufając w Jego moc idzie do króla. Widzimy tu kobietę odważną, która ryzykuje własne życie, żeby ocalić innych – ktoś kto przychodzi przed króla bez jego zaproszenia może od razu zginąć. Estera nie walczy o swoje bezpieczeństwo, o przetrwanie, jej troską jest jej naród. Jednak odwaga Estery nie wyklucza lęku, strachu. W ostatnim wersecie czytamy: „mnie zaś uwolnij od mego lęku”. Królowa się boi, jest przerażona będąc świadoma tego, co jej grozi. Znajduje się w sytuacji, która ją dotyka, absolutnie angażuje i odbiera poczucia bezpieczeństwa. Nie ukrywa ani przed sobą ani przed Bogiem swojego lęku, nie ucieka od niego i nie neguje przyjmując maskę „żelaznej damy”. Staje w prawdzie w przed sobą, przed Bogiem i jak się zaraz przekonamy, także przed drugim człowiekiem.

Dalsze fragmenty przybliżają nas do kulminacji – do uczty z królem i Hamanem. W tych wersetach widzimy po raz kolejny, że bronią Estery nie jest miecz czy intryga ale prawda. Otwarcie wyjawia królowi zagrożenie, w jakim znajduje się ona i jej naród. Odwaga, szczerość i prawda odwracają diametralnie sytuację dając Izraelitom szansę na ocalenie. Pomimo strachu, leku, realnego zagrożenia podejmuje konfrontacje, która może ocalić czyjeś życie.

Jakie znaczenie ma dla nas ta historia? Co takiego mówi nam to słowo o naszej tożsamości i naszym powołaniu? Myślę, że Estera może nam pomóc odnaleźć w sobie powołanie do walki o innych, do troski o drugiego, do „kobiecego zajęcia się” osobą, która staje na naszej drodze. Przede wszystkim będzie to polegać na usłyszeniu o problemach, dramatach innych. Estera usłyszała o niebezpieczeństwie zanim dotarło to do króla; nie uciekła od tej wiadomości, nie zignorowała jej, ale pełna strachu, świadoma swojej bezsilności, podjęła się próby ocalenia swoich bliskich. Ale pierwszym miejscem, w którym podejmuje ten temat, jest modlitwa. To może być zaproszeniem dla nas – przyprowadzania do Ojca Jego dzieci, mówienia Mu o ich kłopotach i szukania światła na udzielenie pomocy. To jest macierzyński rys naszej kobiecości w każdym powołaniu, jakie wybieramy. Tak rozwija się nasza kobiecość – od brania, przyjęcia miłości przechodzi do dawania miłości, dawania życia. Estera uświadamia nam także to, że w tej trosce o innych nie musimy być silne, niezwyciężone, pozbawione lęku. Możemy być kruche, słabe, ale mamy być prawdziwe – to znaczy mieć świadomość tego, że siłę nie czerpiemy z siebie samych, ale z miłości do innych, z miłości do Tego, który jest Źródłem miłości.

 

Maryja

Mówiąc o kobiecości w Biblii nie sposób nie przywołać Maryi. W pewnym sensie jest ona „ikoną kobiecości”. Spróbujemy spojrzeć na nią  przez pryzmat kilku fragmentów.

Po raz pierwszy poznajemy Maryję w chwili Zwiastowania (Łk 1, 26-38). Tekst mówi nam, że mieszka w Nazarecie,  że jest poślubiona mężowi. Przekładając to na współczesność – jest zaręczona. Nie wiemy, czy jest to małżeństwo z rozsądku? Czy jest zakochana w Józefie? Czy jest szczęśliwa? Wiemy jedno, że pozwala Bogu wejść w swoje życie. Być może ma swoje plany, marzenia, jest młodą dziewczyną, która niedługo stanie się żoną i matką. Może nosi w sercu wyobrażenia o swojej przyszłości, o tym, jaką będzie żoną, matką. Ale fundamentalne jest to, że pozwala Bogu wejść w swoje plany, w swoje marzenia czy wyobrażenia. Nawet jeśli to oznacza totalną zmianę życia. Ale pozwala Bogu, aby swoje powołanie, swoją relację małżeńską, macierzyństwo kształtować w całkowitym zaufaniu Bogu. W wolności oddaje Mu swoje plany i pozwala Mu się poprowadzić taką droga, jaką On chce jej wskazać; ufając że to jest dla niej dobrem. Staje się żoną i matką według pragnienia Ojca.

Kolejny ważny fragment ukazujący kobiecość Maryi to scena mówiąca o weselu w Kanie (J 2, 1-11). Ukazuje nam istotne cechy kobiety: wrażliwość i troskę. To, co uderza najmocniej, o czym też często słyszymy jest niezwykła czujność, delikatność i wrażliwość Maryi. Trwa wesela, wielka uroczystość, wszyscy się bawią, są szczęśliwi. W tej całej atmosferze radości, zabawy Maryja dostrzega coś, co umyka innym – brakuje wina. Zarówno dla organizatorów wesela jak i dla młodych małżonków ujawnienie tego faktu byłoby ogromną kompromitacją. Maryja o tym wie i działa bardzo delikatnie. Może nas uczyć spojrzenia, które ogarnia uwagą całą sytuację, ale przede wszystkim całego człowieka, z jego radościami i potrzebami. Nie próbuje zaradzić sama tym potrzebom, idzie z tym do Jezusa. Jest to wskazówka dla nas, kiedy czasem problemy własne i innych przytłaczają nas – nie musimy same „zbawiać” świata, możemy zaprosić do tych naszych „braków” Jezusa i mówić Mu o tym, że „nie mamy już wina”.

W relacji do innych Maryja może nas nauczyć wrażliwości, dostrzegania całej osoby z jej radościami ale też potrzebami. Ale może nas także nauczyć „zdrowego dystansu” – bycia z drugą osobą, towarzyszenia jej w tym, co przeżywa, ale zostawiania inicjatywy Jezusowi.

Kolejne miejsce, do którego chcemy się zbliżyć to Golgota (J 19, 25-27). W życiu Maryi rozgrywa się największy dramat – umiera jej Syn. To jest niewyobrażalne cierpienie, umiera część jej samej. Słowo mówi, że: „stoi obok krzyża”. To ważne słowa, bo wskazują na to, że Maryja nie ucieka od tego dramatu, stoi – to znaczy, że choć ból jest niewyobrażalny, to jednak nie przytłacza jej, nie powala ją na ziemię. Stoi „obok” krzyża, obok cierpienia Jezusa. Sama cierpiąc, mając rozdarte serce, staje obok Jego cierpienia.

Maryja w tej scenie może nas uczyć bycia kobietą, która nie boi się wejść w cierpienie drugiej osoby, „stoi obok krzyża”. Skąd Maryja czerpała na to siłę? Jeśli wrócimy do sceny zwiastowania i pochylimy się nad tymi słowami zobaczymy, że Gabriel nie mówi nic o śmierci, mówi o życiu, o przyszłości – „Pan Bóg da Mu tron Jego praojca Dawida, będzie panował nad domem Jakuba a jego panowaniu  nie będzie końca”. To są obietnice życia! Być może Maryja powtarzała je patrząc na Jezusa, nie przestając ufać i wierzyć Ojcu, pomimo tego, co po ludzku przeżywała. Być może słyszała słowa Jezusa, które kierował trzykrotnie do apostołów zapowiadając swoja mękę i śmierć. Za każdym razem dodawał: „ale po trzech dniach Syn Człowieczy zmartwychwstanie”. To nie śmierć ma ostanie słowo ale Ojciec, który jest życiem, i który to życie daje.

Czego nas może nauczyć Maryja w tym fragmencie? Odkrywa się  nam jako kobieta wiary i zaufania. Ale także jako kobieta, która nosi w sercu słowo Jezusa i na tym słowie opiera swoje życie, z tego słowa czerpie siłę, przez pryzmat tego słowa patrzy na rzeczywistość. Niech Ona uczy nas być kobietami Słowa, kobietami słuchającymi, ufającymi, odczytującymi wydarzenia przez pryzmat noszonego w sercu słowa Jezusa.

s. Małgorzata

Może Cię również zainteresować