Św. Franciszek osłabiony i bliski śmierci przebywał w pałacu biskupa Asyżu Gwidona. Jego połatany habit z lichego materiału, przypominającego siermiężny wór i czapka obszyta podobnym suknem, którą bracia sporządzili mu, by zakryć rany po bliznach powstałych podczas leczenia oczu, jaskrawo kontrastowały z jawnym zbytkiem biskupiego pałacu. Jeden z obecnych tam braci przypatrując się wyniszczonemu ciału świętego, zapytał go z uśmiechem: „Za ile sprzedasz Panu te wszystkie twoje worki? Liczne baldachimy i jedwabie będą okrywać to twoje małe ciało, które teraz odziane jest workiem1”(2 Zw 109,1). Zapewne nie zdawał sobie sprawy, że ten niewinny żart był w rzeczywistości proroctwem, które już wkrótce miało stać się faktem. Franciszek natomiast, z wiadomą sobie swobodą podjął ów kupiecki dialog i z radością ducha odparł: „Prawdę mówisz, bo będzie tak na cześć i chwałę mojego Pana” (2 Zw 109,3). W istocie, 16 lipca 1228 roku w Asyżu, podczas ceremonii kanonizacji św. Franciszka, której przewodniczył papież Grzegorz IX wraz z kolegium kardynałów, biskupów i prałatów, obecne były nieprzebrane rzesze wiernych urzeczonych świętością Biedaczyny, oddających mu cześć i z wiarą oczekujących jego wstawiennictwa u Boga. Kazanie wygłosił sam papież, a zgodnie z relacją Juliana ze Spiry, szacunek dla Biedaczyny wyrażony został także „chwałą strojów, blaskiem świateł, dźwiękiem dzwonów, brzmieniem trąb, okrzykiem i śpiewem chwalących, szumem i oklaskami cieszących się, jak również z bardzo wielkimi uroczystościami, o których trzeba by długo opowiadać.” (Jl 73,3).
To publiczne dziękczynienie Bogu za niezwykłe życie Biedaczyny z Asyżu poprzedzone było jego stopniowym wycofywaniem się z kierowania braćmi oraz przygotowywaniem ich na moment, kiedy pozostaną pozbawieni swego lidera. Gdy po otrzymaniu stygmatów stan zdrowia Franciszka coraz bardziej się pogarszał, on sam, znając datę swego odejścia, gorliwie przygotowywał się do niego. Pierwsza przepowiednia dotycząca śmierci została mu przekazana przez br. Eliasza, który w Foligno, podczas proroczego snu ujrzał starszego, ubranego na biało kapłana, który polecił mu przekazać Franciszkowi, że za dwa lata zakończy swe życie. Zgodnie z relacją Zwierciadła doskonałości, choć dotąd Franciszek często rozważał koniec swego życia, od tego momentu stał się w tej praktyce jeszcze staranniejszy (por. 2 Zw 121,8). Drugą, znacznie dokładniejszą datę śmierci usłyszał z ust zaprzyjaźnionego lekarza Bongiovanniego, który oznajmił: „umrzesz pod koniec września lub czwartego października” (2 Zw 122,6). Słowa te nie tyle nie napełniły go smutkiem, czy trwogą, co ożywiły ufne oczekiwanie, bowiem stanowiły zapowiedź rychłego spełnienia się trawiącej go tęsknoty za spotkaniem z umiłowanym ponad wszystko Bogiem. Tomasz z Celano trafnie określił ten stan słowami: „pragnął wejść do nieba, od którego oddzielała go tylko ściana ciała, jako, że stał się obywatelem wśród aniołów” (2 Cel 94,1). Wewnętrzna tęsknota w zetknięciu z nagłą wiadomością o zbliżającym się końcu eskalowała wybuchem radości i Franciszek podniósłszy ręce w kierunku nieba wykrzyknął: „Niech przyjdzie siostra moja śmierć!” (ZA 100,10).
Ów zaskakujący dla obecnych przejaw radości oraz szczera deklaracja radosnego opuszczenia doczesności, były owocem długotrwałego, stopniowego umierania sobie – rezygnacji z własnej woli i projektów, oraz wynikiem ofiarnej miłości względem bliźnich, którą św. Bonawentura ujął w słowa: „był gotów wydać samego siebie” (2 B 3,7,5).
Wydarzeniem, które niewątpliwie ukierunkowało jego życie na obumieranie sobie i bycie darem dla innych, było mistyczne spotkanie z Ukrzyżowanym w kościele san Damiano. Według Tomasza z Celano: „Odtąd jego świętą duszę przeszyło współcierpienie z Ukrzyżowanym” (2 Cel 10,8), natomiast św. Bonawentura sprecyzował: „Pragnął być we wszystkim podobny do ukrzyżowanego Chrystusa, który ubogi, bolejący i obnażony wisiał na krzyżu” (1 B 14,4). Ogrom Bożej miłości ujawniony w okrutnej śmierci krzyżowej tak nim wstrząsnął, że postanowił współuczestniczyć w tej zbawczej ofierze, szukając możliwości śmierci męczeńskiej. W tym celu usilnie próbował dostać się do Ziemi Świętej, gdzie trwały krwawe prześladowania chrześcijan. O tym, jak wielki żar rozpalał jego serce, świadczy opis podróży do Maroka sporządzony przez Celańczyka: „A tak go ponosiło to pragnienie, że śpieszył jak pijany duchem do spełnienia swego zamiaru” (1 Cel 56,5). Dla św. Bonawentury spełnieniem pragnienia męczeństwa były stygmaty, dzięki którym Franciszek „zrozumiał, że ma być zupełnie przemieniony na podobieństwo Ukrzyżowanego Chrystusa, ale nie przez męczeństwo ciała, lecz przez żar duszy” (2B 6,2). Współcierpienie z Ukrzyżowanym oraz świadomość pełnienia Jego woli sprawiły, że mógł szczerze powiedzieć: „przez Jego łaskę i miłosierdzie tak jestem złączony i zjednoczony z moim Panem, że jednakowo jestem zadowolony ze śmierci i z życia” (1Zw 5). Gotowość Franciszka na spotkanie ze śmiercią była z pewnością także owocem jego wieloletniego cierpienia i rozważania o kruchości ludzkiego istnienia: „Im bardziej zbliżał się do śmierci, tym bardziej starał się z całą doskonałością rozważać, jak mógłby żyć i umrzeć w całkowitej pokorze i ubóstwie” (ZA11,14).
Motyw przygotowania na śmierć przewija się w jego nauczaniu: odpowiedzialnych za sprawowanie władzy napomina: „Zastanówcie się i zobaczcie, ponieważ zbliża się dzień śmierci (L Rz 2); w regule wzywa braci: „Czyńcie pokutę, czyńcie godne owoce pokuty, bo wkrótce umrzemy!” (1 Reg 3); zaś w Liście do wiernych, w formie krótkiej przypowieści prezentuje dramat śmierci grzeszników, którzy nie chcą się nawrócić: „Ciało jedzą robaki i tak zgubili ciało i duszę w tym krótkim życiu i pójdą do piekła, gdzie będą cierpieć męki bez końca” (1 LW 8). Także do św. Klary i jej sióstr wystosował zachętę: „Żyjcie zawsze w prawdzie, abyście mogły umrzeć w posłuszeństwie” (ZUbP 2). W tych słowach przypomina, że wierność do końca Chrystusowi jest uczestnictwem w Jego posłuszeństwie Ojcu aż do śmierci.
Świadomy wyzwania, jakim są relacje interpersonalne, o oddawaniu życia mówił często w kontekście życia wspólnotowego: o posłuszeństwie – „kto woli znosić prześladowanie, niż odłączyć się od braci, ten trwa rzeczywiście w doskonałym posłuszeństwie, bo życie swoje oddaje za braci swoich” (Nap 3,9); o poświęceniu – „jeśli bowiem matka kocha i karmi syna swego cielesnego, o ileż troskliwiej powinien każdy kochać i karmić swego brata duchowego!” (2 Reg 6,8); o gotowości na męczeństwo – „niech pamiętają, że oddali się i ofiarowali swe ciała Panu Jezusowi Chrystusowi. I z miłości do Niego powinni się wydawać nieprzyjaciołom tak widzialnym, jak niewidzialnym” (1 Reg 16,10). Był głęboko przekonany, że decyzja uśmiercenia egoistycznych dążeń i wypływających z pychy aspiracji, jest niezbędnym warunkiem rozwoju duchowego i pogłębienia zażyłości z Bogiem. W Pozdrowieniu cnót w wymowny sposób przedstawia prawdę, że warunkiem posiadania cnót jest rezygnacja z samego siebie: „Nie ma w ogóle na całym świecie żadnego człowieka, który mógłby jedną z was [cnót] posiadać, jeśli wcześniej nie umarłby” (Pcn 5).
Śmierć Franciszka, choć spowodowała powszechne poruszenie, nie była czymś zaskakującym. Chorowity i słaby praktycznie od dzieciństwa, po nawróceniu wyniszczał swoje ciało surową ascezą. Choć bracia starali się ulżyć mu w cierpieniu, dostarczając wartościowszego pożywienia czy dodatkowych okryć, on ubrania rozdawał ubogim i wzbraniał się przed przyjęciem podsuwanych pokarmów. Przede wszystkim jednak, ze względu na pragnienie współcierpienia z Chrystusem, uparcie odmawiał leczenia, do tego stopnia, że w sposób autorytarny interweniować musiał sam kardynał protektor: „rozkazuję ci, abyś pozwolił leczyć się i przyjść sobie z pomocą” (2 Zw 91, 6).
Fizyczne odchodzenie Franciszka było rozciągnięte w czasie, gdyż wiązało się ze stopniowym pogarszaniem stanu jego zdrowia. Gdy w połowie 1225 roku przebywał w Sienie z powodu choroby oczu, wzmogły się jego cierpienia związane z niedomaganiem żołądka i wątroby tak, że bardzo wymiotował krwią i sam był przekonany, że nadszedł czas śmierci. Wówczas pod naciskiem towarzyszących mu braci podyktował br. Benedyktowi z Pirato swą ostatnią wolę, stanowiącą pełną troski zachętę do wzajemnej miłości, wierności ubóstwu oraz uległości hierarchom Kościoła – tzw. Testament sieneński. Gdy br. Eliasz pełniący wówczas funkcję wikariusza generalnego Zakonu, przybył do Sieny, zdrowie Franciszka poprawiło się na tyle, że wspólnie udali się do pustelni Celle w Kortonie. Po niedługim czasie jednak na powrót wzmógł się nieżyt żołądka oraz pojawił obrzęk brzucha i nóg, więc Franciszek poprosił o przewiezienie do swego rodzinnego miasta.
Mieszkańcy Asyżu powitali go z radością i czcią, bowiem postrzegali w nim świętego i oczekiwali, że po śmierci ich miasto zostanie ubogacone cennymi relikwiami. Tak więc, gdy cierpiący Franciszek został złożony w pałacu biskupa Asyżu, mieszkańcy otoczyli jego mury i nocą pełnili wartę w obawie, by w razie śmierci nie wyniesiono potajemnie świętego ciała. Franciszek czuł się coraz gorzej, tak, że nie tylko nie mógł się już poruszać, ale też stopniowo tracił naturalną ciepłotę ciała. Obecni przy nim lekarze i bracia dziwili się, że jeszcze żyje, skoro ciało wydawało się już martwe: „po wyniszczeniu ciała jedynie skóra przylegała do kości” (2 Cel 106,7). Gdy jeden z braci zapytał go, co wolałby znosić: tą przewlekłą chorobę, czy dotkliwe lecz gwałtowne męczeństwo, odpowiedź świętego była następująca: „Zawsze to było i jest mi droższe, to słodsze i łatwiejsze do przyjęcia, co Panu naszemu bardziej się podoba we mnie i ze mną zrobić, żeby zawsze się zgadzać z Jego jedynie wolą i we wszystkim być Mu posłusznym” (1 Cel 107,3), po czym dodał, że śmierć męczeńska wydaje mu się mniej bolesna, niż choćby trzy dni obecnej choroby.
Brat Leon, który dotąd stale towarzyszył Franciszkowi, opatrując rany stygmatów i troszcząc się o niego w chorobach, świadomy tego, że czas ich rozstania zbliża nieuchronnie, zapragnął w sercu, by po śmierci świętego ojca otrzymać jego tunikę. Nie wyjawił mu jednak swego pragnienia, stąd zdziwił się, gdy w pewnej chwili Franciszek oznajmił mu, że już wkrótce tunika ta stanie się jego własnością (por. 2 Cel 50). Święty ojciec polecił mu też, by celem wzmocnienia jego ducha, wspólnie z br. Aniołem radośnie śpiewali mu Pochwałę Stworzeń2. Wówczas to przed ostatnią zwrotką nakazał dopisać pochwałę Boga za siostrę śmierć (PSł 12-13). Bracia śpiewali pieśń wielokrotnie w ciągu dnia, zaś Franciszek, zbyt osłabiony, by im towarzyszyć, recytował głośno psalm 142: Głosem moim wołałem do Pana (por. 2 Cel 217, 6). Z jego inicjatywy radosny śpiew braci rozlegał się także nocą, dla pociechy i zbudowania czuwających wokół pałacu mieszkańców miasta. Brat Eliasz, choć wyraził słowa uznania dla radości Poverella, upomniał go, obawiając się, że ta entuzjastyczna pieśń w obliczu zbliżającej się śmierci, może przyczynić się do zgorszenia ludzi świeckich. W odpowiedzi Franciszek wyjawił mu genezę swej radości: „jestem tak zjednoczony i złączony z moim Panem, że dzięki Jego miłosierdziu mogę spokojnie radować się w Najwyższym” (2 Zw 121,11).
Przyczyną jego tak pogodnego oczekiwania na śmierć z pewnością było także otrzymane pół roku wcześniej Boże zapewnienie o udziale w królestwie niebieskim, jako nagroda za wytrwałe znoszenie doczesnych cierpień. Stało się ono bezpośrednim impulsem do napisania Pochwały Stworzeń. Gdy później Franciszek opowiadał to wydarzenie braciom, zapewnił ich, że odtąd pragnie cieszyć się ze wszystkich swych cierpień (por. ZA83,20).
Pod koniec życia oderwany od tego, co przemijające i skoncentrowany na Bogu, pozostał jednocześnie zatroskany o dalsze losy tych, którzy za jego przykładem wstąpili na ewangeliczną drogę. Gdy dowiedział się, że ciężko chora Klara martwi się, że nie zobaczy go już przed swoją śmiercią, kierowany uczuciem ojcowskiej miłości, posłał dla niej list z błogosławieństwem oraz odpuszczeniem ewentualnych uchybień względem Ewangelii i jego zaleceń. By pocieszyć Klarę i wszystkie siostry, przekazał jej zapewnienie: „niech wie, że przed śmiercią tak ona, jak i jej siostry ujrzą mnie i z mego powodu będą bardzo pocieszone” (2 Zw 108,7).
Franciszek zapragnął pożegnać się także ze swą przyjaciółką Jakobiną z Settesoli, bogatą szlachcianką, podyktował więc list, w którym powiadomił ją o swym poważnym stanie oraz prosił o żałobne sukno w kolorze popiołu oraz mortariolum – słodkie ciasto, które szczególnie lubił, a którym częstowała go w Rzymie. Podczas, gdy szukano brata, który mógłby dostarczyć list, pani Jakobina uprzedzona Bożym natchnieniem, przybyła do Porcjunkuli przywożąc ze sobą wszystko, o co chciał prosić ją Franciszek. Dodatkowo przywiozła ze sobą wiele świec, płótno na twarz, oraz poduszkę pod głowę. (por. sLJak). Choć kobietom nie wolno była wchodzić do Porcjunkuli, Franciszek uchylił ów przepis wypowiadając słowa: „Otwórzcie wrota i wprowadźcie ją do środka, ponieważ dla brata Jakobiny nie musimy stosować zakazu wchodzenia kobiet” (3 Cel 37,9). Ucieszył się bardzo tym nieoczekiwanym spotkaniem, jednak nie mógł z powodu osłabienia zjeść przygotowanego ciasta. Pamiętając, że smakowało ono bardzo bratu Bernardowi, posłał po niego i przy tej okazji obdarzył go specjalnym błogosławieństwem, po czym podyktował jednemu z braci tekst o charakterze testamentalnym, który zachował się w formie streszczenia. Jest ono świadectwem szczególnej miłości Franciszka do brata Bernarda, swego pierwszego naśladowcy, który ze względu na heroiczny gest rozdania ubogim wielkiego bogactwa, zasługiwał w jego oczach na szczególny szacunek i miłość braci.
Tak więc w ostatnim okresie życia Franciszka powstały aż cztery ważne pisma: Testament sieneński (TS), Testament (T), błogosławieństwo dla brata Bernarda (BłB) oraz skierowane do św. Klary i jej sióstr: Ostatnia wola (OWKl) i Błogosławieństwo (sLKl).
Franciszek do końca pozostał zwyczajnym człowiekiem, który wypatrując śmierci, zajmował się tak prozaicznymi sprawami, jak szczegóły własnego pogrzebu, czy ochota skosztowania naci młodej pietruszki (por. 2 Cel 51), czy swej ulubionej potrawy przygotowanej przez panią Jakobinę z Settesoli. Był zupełnie spokojny, pojednany ze wszystkimi, także z sobą. Według autora Relacji Trzech Towarzyszy „w chwili śmierci wyznał, że bardzo zgrzeszył przeciw swemu bratu ciału” (3T 14,3).
Mimo troskliwej opieki, obecności braci oraz lekarzy, nie pozostał długo w pałacu biskupa Gwidona, gdyż pragnął umrzeć w Porcjunkuli – miejscu szczególnie przez siebie umiłowanym. Bracia przenieśli go tam na noszach, zatrzymując się po drodze, by święty mógł pobłogosławić miasto Asyż. Według Tomasza z Celano, przed wyruszeniem miało także miejsce specjalne błogosławieństwo wikariusza br. Eliasza (por. 1 Cel 109; Vb 84).
Pożegnanie Franciszka z braćmi w Porcjunkuli przybrało formę nabożeństwa wzorowanego na liturgii Wielkiego Czwartku, on sam był zresztą przekonany, że dniem tej ostatniej „celebracji” z najbliższymi jest właśnie czwartek. Poprosił o odczytanie opisu ostatniej wieczerzy z ewangelii wg św. Jana (J 13). Pragnął powtórzyć gest łamania chleba, lecz nie mając dość siły, skorzystał z pomocy jednego z braci, po czym podzielił chleb między zebranych (por. 2 Zw 88) i udzielił im ogólnej absolucji, a także pobłogosławił zgromadzonych oraz nieobecnych, również tych, którzy w przyszłości wstąpią do zakonu.
Świadectwa poszczególnych biografów różnią się nieco szczegółami, jednak rekonstrukcja ostatnich chwil życia Franciszka przedstawia go jako brata mniejszego do końca świadomego swej tożsamości oraz misji bycia przykładem dla braci. Zgodnie z relacją św. Bonawentury: „Porwany porywem ducha, położył się obnażony na gołej ziemi (…) swoim zwyczajem skierował twarz ku niebu, koncentrując się cały na jego chwale. Lewą ręką zakrył ranę prawego boku, aby nie była widoczna. Powiedział do braci: Ja wykonałem to, co do mnie należało, a o tym, co do was należy, niech was pouczy Chrystus” (por. 1B 14,3). Tomasz z Celano przekazał szczegół o położeniu Franciszka na włosienicy i posypaniu popiołem (por. Vb 87; 1 Cel 110,3). Zwyczaj ten, rozpowszechniony szczególnie wśród mnichów, miał pomóc umierającemu odeprzeć pokusę odstąpienia od wiary. Obecny wśród braci gwardian znając Franciszkowe umiłowanie pokory i ubóstwa, pożyczył mu pod posłuszeństwem habit, spodnie, sznur i kapturek na głowę (por. 2 Cel 215,7), dając tym samym ostatni przed śmiercią powód do radości.
Franciszek przeszedł do domu Ojca jako prawdziwy Biedaczyna „w czterdziestym piątym roku swego życia” (BKp 8,1), wieczorem 3 października 1226 roku. Było to po pierwszych nieszporach niedzieli 4 października, zgodnie z tym, co pod koniec XIII wieku zapisał biograf Bernard z Bessy: „Nie tylko znał wcześniej czas swojej śmierci, ale przepowiedział w przybliżeniu dzień, w którym miał odejść” (BKp 8,4). W chwili śmierci nad Porcjunkulę nadleciało stado skowronków, które jakiś czas krążyły nad tym miejscem radośnie śpiewając. Było to zjawisko niezwykłe, gdyż normalnie aktywność tych ptaków po zmroku zanika. Bracia zinterpretowali ich zachowanie jako ostatni hołd oddany temu, który za życia zachęcał je do uwielbiania Pana. Niejaki br. Jakub widział duszę Franciszka, jak pod postacią świetlistej gwiazdy na jasnym obłoku wstępowała do nieba (por. Jl 70,1; 1B 14,14,6,2), inny brat podczas modlitwy doświadczył wizji Franciszka ubranego w czerwoną dalmatykę, przewodzącego nieprzeliczonemu tłumowi (por. BKp 8,5), natomiast biskup Asyżu Guido II, przebywający wówczas w sanktuarium w Gargano, ujrzał w nocy Franciszka, który oznajmił mu: „Oto opuszczam świat i idę do nieba” (1B 14,6,3).
Ciało zmarłego zostało udostępnione wszystkim, którzy wiedzeni pobożnością przybyli do Porcjunkuli. Mieli oni okazję po raz pierwszy obejrzeć stygmaty, dotąd starannie ukrywane. Biografowie przekazali dokładny opis ciała, które zachowane od stężenia pośmiertnego, przypominało ciało małego dziecka, a zgodnie z zapisem św. Bonawentury: „ciało, które z powodu choroby, jak i z natury miało ciemny odcień, teraz promieniowało wielką jasnością, jakby już chciało posiadać piękno ciała uwielbionego w niebie” (1B 15,2,4). Następnego dnia rano mieszkańcy Asyżu i okolic, którzy tłumnie przybyli do Porcjunkuli, uformowali orszak pogrzebowy, po czym z hymnami, pieśniami i radosnymi okrzykami, niosąc w dłoniach gałązki drzew, odprowadzili braci niosących ciało Franciszka do San Damiano, gdzie Klara i jej siostry pożegnały go z płaczem. Miejscem pochówku był kościół św. Jerzego w Asyżu, gdzie jako dziecko Franciszek uczył się czytać i pisać, i gdzie wygłosił swoje pierwsze kazanie. Ciało spoczęło w kamiennym sarkofagu, przygotowanym wcześniej przez brata Eliasza.
Po skończonych uroczystościach pogrzebowych br. Eliasz, z racji pełnionego urzędu przystąpił do redagowania pisma zawiadamiającego o śmierci założyciela Zakonu. List zaadresowany do br. Grzegorza z Neapolu, w rzeczywistości skierowany był do ogółu braci i stanowił oficjalne stwierdzenie faktu stygmatyzacji św. Franciszka oraz pierwszy dokładny opis stygmatów.
Na podstawie doniesień o licznych cudach za wstawiennictwem Franciszka, dokonanych za życia i po śmierci, ówczesny papież Grzegorz IX przebywający wówczas w Perugii wraz z innymi dostojnikami Kurii Rzymskiej, przeprowadził proces kanonizacyjny zakończony decyzją o kanonizacji, która odbyła się 16 lipca 1228 roku w Asyżu. 3 dni później papież ogłosił światu swą decyzję w bulli kanonizacyjnej Mira circa nos. Schemat interpretacyjny zastosowany w bulli posłużył Tomaszowi z Celano, który na polecenie papieża podjął się napisania pierwszej oficjalnej biografii św. Franciszka, skierowanej do wszystkich wiernych. Tak na przełomie 1228 i 1229 roku powstał Życiorys pierwszy (1 Cel).
Papież zlecił też budowę nowego kościoła ku czci św. Franciszka, który byłby miejscem bezpiecznego przechowywania jego relikwii oraz oddawania im należnej czci. Prace budowlane pod nadzorem br. Eliasza rozpoczęte jeszcze tego roku postępowały tak szybko, że już dwa lata później zakończono budowę dolnej bazyliki z przyległym skromnym Sacro Convento. Budowla wzniesiona została na tzw. Colle del Paradiso (Wzgórze Rajskie), blisko murów miejskich. Dnia 25 maja 1230 roku dokonano uroczystego przeniesienia doczesnych szczątków Świętego z kościoła św. Jerzego do krypty pod ołtarzem w dolnej bazylice. W zastępstwie papieża Grzegorza IX, którego zatrzymały ważne sprawy, przybyła z Perugii delegacja z listem usprawiedliwiającym jego nieobecność oraz zawiadamiającym o nowym cudzie wskrzeszenia zmarłego za sprawą św. Franciszka. Ponadto papież przysłał bogato zdobiony złoty krzyż z relikwiami drzewa na którym umierał Chrystus, ozdobne naczynia i szaty liturgiczne oraz wiele innych darów. Wydarzenie translacji zgromadziło tylu wiernych, że miasto nie było w stanie ich pomieścić, stąd pielgrzymi rozsiedli się grupami na polach (por. BKp 8).
S. Chrystiana Anna Koba CMBB
Przypisy:
- Worem nazywano zazwyczaj szorstki materiał używany do różnych celów; mnisi używali worów z lichej czarnej wełny na wierzchnie ubrania robocze. Franciszek chciał mieć habit ubogi, z najlichszego materiału. Przypis za: Zbiór Asyski 4,2, w: Źródła Franciszkańskie, Kraków 2005, s 1527, przypis dolny.
- Wg Celano (1 Cel 109; Vb 85) odbywało się to w Porcjunkuli; natomiast ZA 99 i 2 Zw 121- w pałacu biskupa.