Dzisiejsza Ewangelia należy do tych, które podpowiedziały św. Franciszkowi jak powinien żyć, jak powinien wyglądać jego charyzmat. To pójście za Chrystusem i niesienie Jego krzyża. Święty pozostał wierny otrzymanemu natchnieniu i te słowa Ewangelii zrealizował doskonale!
To co przeżywał św. Franciszek pod koniec swojego życia można nazwać ciemną nocą – choroba oczu, inne dolegliwości, to co działo się z zakonem, który nie szedł po drodze, która wydawała się Boża Biedaczynie z Asyżu, wielu braci, którzy pragnęli struktury, domów, zasad zakonnych. Bracia, którzy nie chcieli już jego na stanowisku przełożonego ich wspólnoty, uważając że jest za mało wykształcony, aby podołać zadaniom organizacji tak wielkiej struktury. Można powiedzieć, że wszystko, co dotąd zrobił, mogło mu się wydawać pomyłką. Była to pokusa. Pokusa, która sprawiała, że Franciszek zamykał się w sobie i płakał. Cztery lata wcześniej przed otrzymaniem stygmatów, podczas kapituły namiotów 1220 roku, Franciszek zrezygnował z przewodzenia zakonem, wyznaczając brata Piotra z Katanii nowym przełożonym. Czyni też taki wewnętrzny akt oddania zakonu Jezusowi, który mówi mu – „Powiedz mi więc — kto założył Zakon braci? Któż sprawia, że człowiek nawraca się do czynienia w nim pokuty? Kto daje siłę wytrwania w nim? Czyż to nie ja?
Zwykle przeżywane noce duchowe mają jakiś walor oczyszczający – człowiek oddaje coś, co jest jeszcze jego, aby całkowicie ogołocić się i stanąć nagim przed Bogiem, aby stać się jak uboga wdowa z Ewangelii, która wrzuca ostatni grosz do skarbony i nie ma już nic, albo ma wszystko, bo jest cała w Bożych rękach. Franciszek z wszystkiego się już ogołocił wewnętrznie, ale był jeszcze przywiązany do swojego pragnienia, aby wspólnota braci była radykalna i ewangeliczna, jak on sam.
Otrzymanie stygmatów było dla św. Franciszka potwierdzeniem, że się nie pomylił, że Bóg przez niego działał, że jest ciągle punktem odniesienia, bo przez stygmaty Bóg uwiarygodnił jego charyzmat założycielski zakonu. Ale było to też zjednoczenie z Męką Jezusa. To nowe powołanie, nowe miejsce. Już nie przełożony, ale ten kto wstawia się za braćmi. Za wszystkimi ludźmi. Stał się jeszcze bardziej podobny do Jezusa, który będąc Bogiem jest także doskonałym człowiekiem…
Nie otrzymamy stygmatów, są darami mistycznym, ale możemy być umocnieni przykładem Franciszka gdy przyjdzie nam zostawiać nasze projekty, marzenia, choćby były bardzo Boże i doskonałe, gdy trzeba będzie coś puścić, aby Bóg to prowadził. Bóg i nas prowadzi, jak prowadził Franciszka.
Jezus pragnie i nas upodobnić do siebie,
Jezus pragnie i nas uczynić przykładem dla innych.
Jezus pragnie i nas posłać, aby głosić Jezusa.
Aby za innych ofiarować modlitwy i cierpienie. Bóg chce działać i objawiać się przez swoje znaki w świecie, a takimi znakami jego obecności są stygmaty na ciele św. Franciszka.
Dziś radosne święto dla nas, naśladowców św. Franciszka, bo pokazuje nam wybranie naszego zakonodawcy, pokazuje, do jakiej świętości może dojść człowiek, do jakiego zjednoczenia z Jezusem. Pokazuje jakieś zwycięstwo tego co szlachetne, powiedziałby ktoś, że nawet naiwnie szlachetne, wobec wszelkiego wyrachowania świata. Pokazuje nam, że warto dążyć do najwyższych ideałów i poświęcić wszystko. Bo ostatecznie świętość zwycięża. Amen
Br. Krzysztof Niewiadomski OFMCap
homilia wygłoszona w kaplicy sióstr Klarysek Kapucynek w Krakowie 17 września 2024 roku.