św. Weronika Giuliani

10. Ognista Urszula i słabowity Franciszek

4 września 2020

Co wspólnego mają ze sobą żyjąca na przełomie XVII i XVIII wieku energiczna dziewczyna oraz urodzony ponad dwieście lat później cichy, wrażliwy chłopiec? Od dzieciństwa objawiał się im Jezus i jego matka, Maryja. Spotkania te sprawiły, że każde z nich rozpoznało swoje powołanie w bardzo młodym wieku i wstąpiło na drogę życia zakonnego.

Dzieciństwo obojga świętych – Weroniki Giuliani i Ojca Pio – należało do niezwykłych.

Najwcześniejsze wspomnienia siostry Weroniki dotyczą okresu, gdy miała trzy lata. Już wtedy większość swojego czasu spędzała w obecności Maryi i Pana Jezusa, który objawiał się jej jako mały chłopiec. Ulubioną zabawą dziewczynki było przystrajanie kwiatami ołtarzyków im poświęconych. W wieku siedmiu lat doświadczyła ogromnego cierpienia związanego ze śmiercią mamy. Wtedy Pan Jezus objawił się jej już nie jako rówieśnik, ale jako osoba dorosła, poraniona, przeżywająca mękę. Od tego czasu również mała Urszula (bo takie imię otrzymała na chrzcie) szukała sposobów, aby przyjmować cierpienie, a nawet je sobie zadawać i oddawać Chrystusowi. Wtedy też zaczęła odczuwać zaproszenia Pana, aby ofiarować mu swoje życie jako mniszka.

Mały Franciszek, późniejszy Ojciec Pio, zapragnął poświęcić się całkowicie Jezusowi w wieku zaledwie pięciu lat. Już wtedy przeżywał pierwsze ekstazy i objawienia, które trwały do końca życia. Chłopiec nie opowiadał nikomu o swoich doświadczeniach, ponieważ uważał je za powszechne i naturalne dla każdego człowieka. Zaczął również cierpieć z powodu dręczeń diabelskich.

Podobnie jak w przypadku Urszuli, jego uwagę przykuwały obrazy o tematyce religijnej. Jeden z nich znajdował się w miejscowym kościele i przedstawiał Najświętsze Serce Pana Jezusa. Pan Bóg w pierwszych latach życia przyszłych świętych posługiwał się świętymi wizerunkami, aby objawić im siebie i swoją wolę. Obydwoje widzieli postaci jak żywe: poruszały się one, przemawiały do nich. Urszula małego Jezusa odbierała nawet z rąk Maryi i nosiła na rękach, a Franciszkowi Pan Jezus z obrazu położył ręce na głowie w geście błogosławieństwa.

O ile mała Urszula była nazywana przez domowników „Ogniem” z powodu swojego temperamentu i niespożytej energii, o tyle Franciszek jako dziecko odznaczał się wrażliwością i delikatnością. Dziewczynka uwielbiała być w centrum zainteresowania, podczas gdy późniejszy święty kapucyn wybierał samotność i milczenie.

 

Na wojnę!

Jednym ze wspólnych elementów łączących historię powołania kapucyńskich świętych – Weroniki Giuliani i Ojca Pio – było wezwanie do walki.

Urszula jako młoda dziewczyna usłyszała wołanie: „Na wojnę! Na wojnę!”. Potraktowała je dosłownie, prosząc swojego krewnego, aby nauczył ją fechtunku. Pan Jezus szybko dał jej jednak do zrozumienia, że nie chodzi Mu o wojnę toczoną między ludźmi i nie po taką broń ma sięgać. Dziewczyna wkrótce przekonała się, że została powołana do prowadzenia walki duchowej.

Będąc piękną szlachcianką, cieszyła się dużym zainteresowaniem młodzieńców. Ojciec uważał ją za najpiękniejszą ze wszystkich swoich córek i chętnie zabierał na polowania czy bale, nie chcąc, aby najmłodsza i najinteligentniejsza Urszula poszła za przykładem swoich starszych sióstr i wstąpiła do zakonu. Światowe życie, pełne rozrywek i wygody oraz bycie w centrum zainteresowania zaczęło zagłuszać pragnienie, które dziewczyna nosiła w sercu. Pierwsza bitwa, jaką stoczyła, dotyczyła jej wnętrza. Musiała zrezygnować z powierzchownych zajęć i relacji, które ją pociągały, aby na nowo, z całą mocą usłyszeć w sercu głos Boga, który powoływał ją na drogę całkowitego oddania się Jemu.

Tę bitwę ostatecznie zwyciężyła, ale na tym jej zmagania się nie skończyły. Długo zabiegała o zgodę ojca na wstąpienie do klasztoru klarysek kapucynek. Gdy w końcu uzyskała pozwolenie, czekała na przyjęcie przez wspólnotę zakonną oraz dyspensę biskupa. Z powodu surowego trybu życia prowadzonego przez siostry młode kobiety były przyjmowane dopiero po ukończeniu osiemnastego roku życia. Urszula, po zwyciężeniu wielu przeciwności, została przyjęta, mając niespełna lat siedemnaście.

Tak naprawdę wojna dopiero wtedy się zaczęła. W pierwszych latach w klasztorze Weronika (bo takie imię podczas obłóczyn nadał jej miejscowy biskup) musiała walczyć z własnym rozczarowaniem, z naturalnymi reakcjami na zranienia zadawane przez zazdrosne siostry. Przyjęcie każdego cierpienia i ofiarowanie za dusze cierpiące w czyśćcu lub o nawrócenie grzeszników było związane z walką. Sprzeciwiała się temu nie tylko jej natura, ale również demon, który zniechęcał ją poprzez pokusy czy dręczenia.

 

Bój z mocarnym wojownikiem

Młody Franciszek, gdy rozważał swoje powołanie, otrzymał wizję, a w niej zaproszenie od pięknej, jaśniejącej i pełnej majestatu postaci: „Pójdź za mną, gdyż przyjdzie ci staczać bój z mocarnym wojownikiem”. Dalej chłopak zobaczył w wizji wielkie pole, a na nim dwie, oddzielone od siebie otwartą przestrzenią grupy ludzi: jedni piękni, w białych szatach, a drudzy budzący odrazę, otoczeni ciemnością. Chłopiec miał walczyć z przeciwnikiem, który go przewyższał, był potężny i silny. Ogarnął go więc paraliżujący lęk i tylko wsparcie tajemniczego towarzysza pozwoliło mu przetrwać próbę. Opisana wizja młodego Franciszka ukazywała drogę, jaką miał przebyć przez wszystkie lata swojego życia. Ilekroć jednak był na różne sposoby atakowany przez złego ducha, pamiętał o tym, że nie jest sam. Miał pewność, że u jego boku walczą Boży aniołowie i może zwyciężyć potężniejszego od siebie przeciwnika dzięki mocy Boga.

Franciszek wstąpił do kapucynów w jeszcze młodszym wieku niż Urszula, miał bowiem niecałe szesnaście lat. Podjęcie decyzji nie było proste. Chłopak martwił się o rodzinę, zważywszy, że jego ojciec był za oceanem. Wybór życia zakonnego odradzali mu też koledzy. Franciszek miał wątpliwości, czy sobie poradzi, był bowiem świadomy, że jego zdrowie jest wątłe i może być mu trudno wytrzymać w surowych warunkach klasztornej codzienności. Pierwsze spotkanie na furcie klasztornej w Morcone, gdzie ostatecznie się zgłosił, było bardzo miłe. Powitał go brat Kamil, który rozpoznał chłopca i bardzo serdecznie przywitał. Mieli okazję wcześniej się poznać, gdy ten charakterystyczny brat z długą brodą przychodził do oddalonej o trzydzieści kilometrów Pietrelciny na kwestę. To jego przykład zwrócił uwagę Franciszka. Ta fascynacja doprowadziła młodzieńca do wybrania kapucyńskiej drogi. Wiedział wtedy jedno – nie chciał być zakonnikiem przeciętnym.

Jeszcze przed samym wstąpieniem do nowicjatu Franciszek miał wizję, w której Pan Jezus i Matka Boża zachęcali go do wytrwania. Nie brakowało jednak również pokus. Po latach wspominał w jednym z listów: „Czułem wewnętrzny głos, że muszę Cię, Boże, słuchać, bo jesteś dobry i prawdziwy. Jednak Twoi i moi nieprzyjaciele wprost mnie terroryzowali, chcieli mi połamać kości, szydzili ze mnie do tego stopnia, że wprost wiłem się z bólu”.

Czas nowicjatu wyznaczał surowy i wymagający tryb życia i rytm poszczególnych dni wypełnionych modlitwą i pracą oraz milczeniem. Po odbytych rekolekcjach Franciszek przywdział kapucyński habit, przyjmując nowe imię: Pio. Chociaż bracia, którzy razem z przyszłym świętym odbywali swoją formację, wspominali go jako przykładnego, rozmodlonego, posłusznego zakonnika, on sam oceniał się bardziej surowo, starając się zwalczać własne słabości i stawać się coraz gorliwszym w wypełnianiu nakazów reguły. Nowicjusze byli również świadkami daru łez, które Pio podczas modlitwy wylewał tak obficie, że w końcu zaczął chorować na oczy. Młody zakonnik gorliwie podejmował też różne formy umartwień oraz surowe posty. Również w jego przypadku walka duchowa trwała przez wszystkie lata życia zakonnego. Zmagał się z własnymi słabościami oraz z demonem, który bezlitośnie go atakował.

 

Przewodniczka w życiu duchowym

Osobą, która odegrała ważną rolę w życiu i powołaniu naszych kapucyńskich świętych, była Matka Boża. Pojawiała się ona we wspomnieniach Weroniki od wczesnego dzieciństwa. Początkowo były to opisane wcześniej spotkania przy świętych wizerunkach. Pewien przełom nastąpił, gdy mała Urszula, mając siedem lat, straciła swą ukochaną mamę Benedyktę. Wtedy to właśnie Dziewica Maryja zastąpiła dziewczynce matkę: była jej przewodniczką w życiu duchowym, często pośredniczyła w spotkaniach z Panem. Jej obecność towarzyszyła Weronice we wszystkich najważniejszych momentach życia, takich jak mistyczne zaślubiny z Jezusem czy otrzymanie stygmatów. W tych momentach Maryja była blisko, pouczała mniszkę, wstawiała się za nią u swego Syna. Jej pomoc miała też często charakter praktyczny, zwłaszcza w ostatnich latach życia Weroniki.

Każdego piątkowego wieczoru wspólnota sióstr z Città di Castello zbierała się na kapitule, podczas której wszystkie siostry, począwszy od najmłodszej, miały kolejno publicznie wyznawać swoje wykroczenia. Zadaniem opatki, a posługę tę pełniła Weronika przez jedenaście lat, było dać odpowiednie napomnienie i pokutę każdej z mniszek. Zdarzało się, że Maryja dokładnie pouczała Weronikę, co powinna powiedzieć każdej siostrze. Z perspektywy czasu nie dziwi fakt, że ta wspólnota była niejako inkubatorem świętości. Weronika, odpowiedzialna przez wiele lat za formację, najpierw jako mistrzyni nowicjuszek, a następnie jako opatka, była w tak bliskiej relacji z Maryją, że pozwalała jej na bezpośredni wpływ na siostry, dokładnie przekazując wszystkie jej słowa.

Inną praktyczną pomocą, jakiej Maryja udzielała Weronice, było dyktowanie jej dziennika. Stygmatyczka prowadziła zapiski bardzo niechętnie, czyniąc to jedynie z posłuszeństwa. Jedyną porą, gdy miała czas na prowadzenie notatek, była noc, towarzyszyło jej więc zmęczenie. Czasem trudno jej było sobie przypomnieć wszystko, co zdarzyło się w danym dniu w jej relacji z Panem. Największe jednak kłopoty kapucynka miała z wyrażeniem słowami tego, co niewyrażalne ludzkim językiem. Jej zadanie polegało bowiem na opisywaniu rzeczywistości duchowej. Wtedy z pomocą przychodziła Matka Boża, która cierpliwie przypominała świętej kolejne momenty dnia. Weronika zaczęła nawet zapisywać słowa Maryi, prowadząc dziennik w drugiej osobie liczby pojedynczej.

 

Najczulsza Matka

W przypadku Ojca Pio bliskość Maryi była również intensywna. Matka Boża towarzyszyła Stygmatykowi przez wszystkie lata długiego życia, wzmacniając go w najtrudniejszych chwilach. Wielokrotnie widział on Maryję w przeżywanych przez siebie wizjach i wychwalał jej piękno, wyznając przy tym wylewnie swą miłość do „drogiej Mateczki” czy „wspaniałej Mateńki”.

Najbardziej wymownym znakiem nabożeństwa Ojca Pio do Maryi był różaniec, który nie tylko stale nosił przy sobie, ale również nieustannie przesuwał jego koraliki między palcami. Kochał Maryję, do tej miłości zapraszał innych i wyrażał ją właśnie poprzez modlitwę różańcową. Rozważał w niej tajemnice związane z życiem Pana Jezusa, począwszy od poczęcia, aż po śmierć, zmartwychwstanie i wniebowstąpienie, a czynił to, przyjmując perspektywę i spojrzenie Matki Najświętszej. Sam święty nazywany był nawet „żywym różańcem”.

O intensywności relacji zakonnika z Maryją świadczą słowa, które zapisał w jednym z listów: „Ta najczulsza Matka w swoim wielkim miłosierdziu, mądrości i dobroci chyba chciała mnie ukarać w sposób wyjątkowy, gdyż w jej obecności i Jezusa byłem zmuszony wołać: „Gdzie jestem, gdzie się znajduję? Któż to jest, kto stoi blisko mnie?”. Czuję, choć nie ma ognia, że cały płonę; czuję się ściśle przywiązany do Syna za pośrednictwem tej Matki, choć nie widzę żadnych więzów, które mnie tak uciskają, spalają mnie tysiące płomieni; czuję, że ciągle umieram, a przecież wciąż żyję”. Nawet dwa dni przed śmiercią, gdy poproszono go o słowo, odpowiedział: „Kochajcie Maryję i róbcie wszystko, by ją kochano. Odmawiajcie różaniec, odmawiajcie go zawsze. Odmawiajcie go, jak tylko możecie”. Jeszcze inną modlitwą, poprzez którą wyrażała się miłość do Matki Bożej, był „Anioł Pański”.

 

Szczególna misja

Zarówno Weronika Giuliani, jak i Ojciec Pio zostali wybrani przez Boga do szczególnej misji. Oboje otrzymali nadprzyrodzone dary, które pozwalały im na bardziej intymną i zażyłą relację z Panem już od wczesnego dzieciństwa. Dość wcześnie obrali też życie zakonne: Weronika jako klaryska kapucynka, a Pio jako brat mniejszy kapucyn. Charakteryzując dalsze ich losy, z łatwością można odnaleźć wiele podobieństw ich powołania oraz mistycznych darów, wśród których najbardziej znanymi są stygmaty męki Pańskiej.

 

Judyta Katarzyna Woźniak OSCCap

współpraca: Marek Miszczyński OFMCap

tekst opublikowany w: Głos Ojca Pio 5(125) wrzesień/październik 2020

Polecamy: glosojcapio.pl oraz: e-serafin.pl

Może Cię również zainteresować