św. Franciszek z Asyżu

Dwa pieniążki

14 marca 2021

Relikwiarz z fragmentem włosiennicy przechowywany w rzymskim kościele San Francesco a Ripa, kamień na którym opierał głowę kładąc się spać, wmurowany w ścianę kościoła pod wezwaniem świętego Franciszka z Asyżu w Greccio, dyscyplina, którą się biczował, znajdująca się w Sanktuarium Stygmatów na La Vernie, zagłębienie skalne w pustelni Carceri opatrzone ze względu na turystów tabliczką z napisem Giaciglio di san Francesco (wł. łóżko św. Franciszka), wszystko to stanowi wymowne świadectwo ascezy świętego Franciszka z Asyżu i wiele mówi o jego podejściu do ciała i roli jaką mu przypisywał na drodze dążenia do doskonałości. Czy jego asceza, choć  tak radykalna, że pierwszy biograf określił ją „ponad ludzkie siły”(VbF 71), była zwyczajnym wyrazem religijności w epoce przesyconej przykładami pokutników preferujących bardzo surowe podejście do ciała, czy może to wyraz mądrości i niezwykłej intuicji Biedaczyny, pragnącego przekazać światu ponadczasowe przesłanie?

By zrozumieć stosunek świętego Franciszka do ciała oraz wyjątkowo liczne wypowiedzi dotyczące tego tematu, należy uwzględnić, że wyraz „ciało” ma w źródłach franciszkańskich różne znaczenia. Najczęściej wskazuje na skażoną przez grzech ludzką naturę, własne „ja” przeciwne Bogu i skoncentrowane na sobie. Tak pojęte wyrażenie to zostało użyte w regule braci mniejszych, gdzie Franciszek nakazuje: „I miejmy w nienawiści nasze ciało z jego wadami i grzechami” (1Reg 22,5). Jego stosunek do skażonej natury jest bezkompromisowy i stanowczy. Biografie obfitują w wydarzenia będące dowodem jego troski o przywrócenie pysznej, egoistycznej naturze jej pierwotnego ukierunkowania na Boga. Jednym z pierwszych, bo mających miejsce jeszcze przed odkryciem ewangelicznego powołania była zamiana ubrania z jakimś bezdomnym i prośba o jałmużnę w gronie żebraków skupionych przy wejściu do Kościoła świętego Piotra w Rzymie. Inną próbą upokorzenia zbuntowanej natury była służba trędowatym: „Udał się na posługiwanie trędowatym, aby oddając się pod jarzmo posługiwania ludziom cierpiącym i odrzuconym, mógł sam najpierw uczyć się doskonale pogardy dla siebie i świata, zanim zacznie uczyć innych” (1Bon 1,8,3). Często publicznie się poniżał, szukając bardziej zniewagi niż uznania: „Dla siebie stał się jakoby porzuconym naczyniem, nie obciążony żadną obawą, żadną troską o ciało. Jak najostrzej obrzucał je zniewagami, żeby miłość ku niemu nie doprowadziła go do pożądania czegoś doczesnego” (VbF 53,2). Zdawał sobie sprawę, że panowanie nad ciałem w znaczeniu egoistycznych pożądliwości, stanowi klucz do wejścia w głęboką relację z Bogiem i człowiekiem.

Napomnienie dziesiąte rzuca szczególnie jasne światło na zrozumienie jego podejścia do ciała: „Wielu jest takich, którzy grzesząc lub doznając krzywdy, składają winę na nieprzyjaciela lub bliźniego. Lecz nie tak jest: każdy bowiem ma w swej mocy nieprzyjaciela, mianowicie ciało, przez które grzeszy. Dlatego błogosławiony ten sługa, który mając w swej władzy takiego nieprzyjaciela, będzie zawsze trzymał go związanego i roztropnie miał się przed nim na baczności. Dopóki bowiem tak będzie postępował, żaden inny nieprzyjaciel, widzialny czy niewidzialny, nie będzie mógł mu szkodzić”. Tomasz z Celano dostrzega potwierdzenie tych słów w życiu świętego: „nie obawiał się, że ulegnie wrogowi, skoro nie ustępował sobie samemu, kiedy przez długi czas mozolił się ponad ludzkie siły”(VbF 91). Już samo obłóczenie w tunikę w formie krzyża, symbolizowało początek drogi pokuty, czyli  krzyżowania swego ciała z namiętnościami i pożądliwościami (por. 1Bon 5,1,1), twierdził bowiem, że: „Złego ducha zmusza się do ucieczki twardym i szorstkim odzieniem, a miękkie szaty sprzyjają pokusom” (2Bon 3,1,4).

Wyraz „ciało” jest obecny w źródłach franciszkańskich także w znaczeniu dosłownym, jako organizm fizyczny. Właśnie te opisy najmocniej oddziałują na czytelnika, prezentując świętego Franciszka jako surowego ascetę, traktującego swe ciało fizyczne nieufnie i z dużym dystansem: „Poskramiał zmysłowe pragnienia tak surową dyscypliną, że ledwo przyjmował to, co konieczne do zachowania życia” (1Bon 5,1,2). Ta surowość zadziwia, szczególnie, gdy ma się świadomość, że on sam od dziecka przyzwyczajony był do zbytku, wzrastał otoczony troskliwą opieką, a jako młodzieniec nie żałował wydatków na wystawne uczty i próżne stroje. Jego ciało – zarówno to w znaczeniu fizycznym, jak i psychicznym, przyzwyczajone było do warunków komfortowych, do tego stopnia, że znający dobrze Franciszka, zaświadczyli po jego śmierci: „Od czasu młodości był człowiekiem delikatnym i słabym fizycznie i będąc w świecie nie mógł egzystować inaczej, jak tylko otoczony troskliwą opieką” (ZbA 50).

Uświadomienie sobie własnego grzechu i doświadczenie przebaczającej miłości Boga zaprowadziły go na drogę pokuty, którą wskazał także swoim naśladowcom: „I miejmy w pogardzie i poniżeniu nasze ciała, bo wszyscy z własnej winy jesteśmy nędzni, zepsuci, cuchnący i robaki” (2LW 46). Podczas gdy stan jego zdrowia wymagał starannie przygotowanej diety, on najczęściej spożywał wyżebrane resztki jedzenia, a zalecane pokarmy gotowane jadł bardzo rzadko, psując ich smak przez zmieszanie z zimną wodą lub popiołem. Twierdził, że „trudno nie ulec przyjemności, zaspakajając konieczność” (Jl 32,3). Wina nie pił prawie nigdy, niedostatecznie zaspokajając pragnienie wodą; spał na płaszczu rozesłanym na gołej ziemi, pod głowę kładąc kamień lub kawałek drewna, a często dla większego umartwienia w pozycji siedzącej. Nieraz cierpiał z powodu zimna, gdyż jego szorstka, połatana tunika niewystarczająco ogrzewała ciało; obuwie zaczął używać dopiero wtedy, gdy zmuszony był chronić stopy zranione bolesnymi stygmatami. Jego zwyczajnym sposobem umartwiania ciała było także powstrzymywanie się od mówienia, praca ponad siły i niedostateczna ilość snu, gdyż: „Większą część dnia i nocy spędzał na modlitwie” (2 ZwD 94), zawsze w postawie pełnej szacunku, uzasadniając: „Jeżeli ciało chce przyjmować swój posiłek w spokoju, choć samo stanie się pożywieniem robaków, z jakimże pokojem, z jaką czcią i pobożnością powinna dusza przyjmować swój pokarm, którym jest sam Bóg” (2 ZwD 94,6). Był bardzo uważny, by nie ulec pożądliwościom ciała odwracającym jego uwagę od Boga, wciąż szukał nowych sposobów ascezy, „rozpoczynając jakby od początku, wprowadzał nowe sposoby, by umartwieniami karać pożądliwości ciała”(1Bon 5,1).

Wymagający i surowy dla siebie, był jednocześnie wyrozumiały i łagodny w stosunku do braci. Gdy w początkach kształtowania się braterskiej wspólnoty pojawił się problem nadmiernego pokutowania braci nie tylko przez posty i czuwania, ale także noszenie pod ubraniem włosiennic, żelaznych obręczy i pancerzy, Franciszek stanowczo sprzeciwił się temu i nakazał, by ze względu na niebezpieczeństwo utraty zdrowia zaniechać tak drastycznych praktyk. Klimat tego czasu dobrze oddaje trzynastowieczna kronika hagiograficzna znana pod nazwą Anonim z Perugii, zawierająca opis postępowania braci mniejszych, którzy „stosowali wobec siebie takie udręczenia, że zdawali się nienawidzić samego siebie” (AnP 39,2). Franciszek natomiast wielokrotnie zachęcał: „Bracia moi, tak mówię wam, aby każdy z was zważał na swój organizm (…) niech dostarczy swojemu ciału to, co konieczne” (ZbA 50,11).

Uważny czytelnik źródeł może poczuć się zdezorientowany wobec faktu, że z jednej strony Franciszek zachęcał braci do szacunku względem własnego ciała i roztropnego zaspakajania jego potrzeb, a z drugiej wykazywał skrajny rygoryzm względem siebie, do tego stopnia, że w pewnym momencie interweniować musiał sam kardynał protektor, upominając go w słowach: „Nie powinieneś być okrutny dla siebie w tak wielkiej twojej potrzebie. Dlatego rozkazuję ci, abyś pozwolił leczyć się i przyjść sobie z pomocą” (2ZwD 91,6). Ta niekonsekwencja Świętego dostrzeżona została także przez pierwszego biografa, który zapisał: „W tej jedynej sprawie zachodził rozdźwięk u świętego Ojca pomiędzy czynem a mową. Bo ujarzmiał swe niewinne ciało chłostą i niedostatkiem, bez powodu przymnażając mu ran” (Mem 129,5). Ową niespójność tak wyjaśnia święty Bonawentura: „Chociaż jego niewinne ciało nie wymagało już żadnych umartwień, to jednak chcąc być przykładem, obarczał je trudami i przeciwnościami, starając się chodzić po drogach trudnych, właśnie ze względu na innych” (1Bon 9,5,7). Świadomość bycia dla braci autorytetem nieustannie pobudzała Franciszka do gorliwości w praktykowaniu umartwienia i prowadzenia wyjątkowo surowego trybu życia. Świadomie rezygnował z jakichkolwiek ulg, np. lepszego pożywienia, dodatkowego okrycia, czy przyjmowania lekarstw, nawet podczas choroby, tłumacząc: „Muszę myśleć o moich braciach, którzy potrzebują tego samego. Oni zaś może tego nie mają ani mieć nie mogą, dlatego trzeba, abym zniżył się do nich i znosił te same potrzeby, jakie oni znoszą, aby widząc to, znosili je z większą cierpliwością” (1 ZwD 39,2). Świadomy bycia przykładem, przerwał post w Rivotorto ze względu na słabszego brata, a następnie zachęcił wszystkich do zjedzenia wspólnego posiłku, by ów brat nie czuł się zawstydzony. Innym razem, gdy stwierdził, że pewnemu choremu bratu dobrze zrobiłoby zjedzenie rano winogron, zabrał go do pobliskiej winnicy i usiadłszy pod winoroślą, razem zrywali kiście i jedli.

Potrzeba dawania przykładu to nie jedyny i z pewnością nie najważniejszy motyw licznych umartwień Świętego. Źródła franciszkańskie w mistycznym spotkaniu z Ukrzyżowanym w San Damiano upatrują inspirację i początek starania się Biedaczyny o upodobnienie do cierpiącego Chrystusa: „Począwszy od tej chwili jego serce zostało tak zranione i uwrażliwione na wspomnienie Męki Pańskiej, że przez całe dalsze życie nosił w swoim sercu stygmaty Pana Jezusa (…) Od tej pory bardzo umartwiał swe ciało, nie tylko wówczas, gdy cieszył się zdrowiem, lecz także w czasie choroby był zbyt surowy i swemu ciału czasem, ale właściwie to nigdy nie chciał pobłażać” (3T 14,2). Można więc powiedzieć, że zasadniczym motywem Franciszkowej ascezy była miłość i współczucie dla Chrystusa Ukrzyżowanego oraz pragnienie upodobnienia do Niego w zbawczej ofierze. Stąd „to co było gorzkie dla ciała, przyjmował zawsze jako słodycz” (2ZwD 91,7). Wyraz „ciało” użyty w tym fragmencie oznacza sferę uczuciową w człowieku i tym samym ujawnia trzecie znaczenie tego wyrazu, obecne w źródłach franciszkańskich. Słodycz ciała odpowiada uczuciu szczęścia płynącego z możliwości współuczestnictwa w ofierze Syna Bożego.

Kolejnym istotnym motywem ascezy świętego Franciszka była miłość do dusz i troska o ich zbawienie. Według świętego Bonawentury, tłumaczą one niespotykaną gorliwość Świętego: „Stąd pochodziła jego nadzwyczajna gorliwość w modlitwie, pracowitość w głoszeniu kazań i wielkie poświęcenie w dawaniu dobrego przykładu” (1Bon 9,5). Można także powiedzieć, że podjęty przez niego trud życia skrajnie ascetycznego to skutek postawienia Boga na pierwszym miejscu, a następnie konsekwentnego podporządkowania tej decyzji wszystkich innych spraw i relacji; to wysiłek stopniowego wyzwalania się od tego, co mogłoby przysłonić prawdziwe szczęście jakim jest Bóg: „Jego największym staraniem było pozostać wolnym od wszystkiego co jest na świecie, iżby nawet na jedną godzinę nie zburzyło mu pogody ducha coś, co uważał za proch i pył. Na wszystkie rozproszenia z zewnątrz okazywał się niewrażliwy i dlatego z całych sił powściągał zmysły zewnętrzne, oraz trzymał na wodzy poruszenia ducha przebywając z samym tylko Bogiem” (VbF 71). Świadomy odpowiedzialności za braci „mówił im o zaparciu własnej woli i o ujarzmieniu swego ciała” (VbF 35), zalecał  nie tylko umartwianie ciała fizycznego, które prowadzi do opanowania pożądliwości duchowych, ale też nakazywał strzeżenie zmysłów zewnętrznych przez unikanie pieniędzy, kontaktów z kobietami, czy przyjmowanie intratnych stanowisk. Wielokrotnie sam walczył z pokusami, np. przeciwko czystości, gdy biczował sznurem obnażone ciało, bądź gdy zanurzał je w rowie z lodem. Walkę z pokusami postrzegał jako istotną formę doskonalenia i szansę duchowego wzrostu, stąd w regule zachęcał: „I cieszmy się raczej wtedy, gdy wpadamy w rozmaite pokusy i gdy znosimy na tym świecie dla życia wiecznego różne przykrości lub utrapienia duchowe albo cielesne” (1Reg 17, 8).

Mając świadomość także innego niebezpieczeństwa, mianowicie kierowania się własną wolą, które tak często prowadzi do postawienia siebie w miejsce Boga i pysznego wynoszenie się nad innych, podkreślał potrzebę rezygnacji z samostanowienia i konieczność pełnienia woli Bożej. Wiedząc, że najbezpieczniej dokonuje się to przez życie w posłuszeństwie, napominał: „Ten człowiek opuszcza wszystko co ma i traci swoje ciało, który siebie samego oddaje całkowicie pod posłuszeństwo w ręce swego przełożonego” (Np 3,3). Podobną zachętę umieścił w Liście do wiernych: „Powinniśmy również wyrzec się siebie samych” (2LW 40), oraz w regule zatwierdzonej: „Niech pamiętają, że dla Boga wyrzekli się własnej woli” (2 Reg 10,2). On sam, zanurzony w Bogu, w niczym innym nie znajdował upodobania: „Uciechy świata były mu krzyżem, ponieważ w sercu nosił wkorzeniony krzyż Chrystusa(Mem 211).

Intensywne zaangażowanie ciała i ducha stanowiło odpowiedź Biedaczyny na przynaglającą Bożą miłość – w pierwszej regule polecił zapisać słowa: „Duch Pańki domaga się, aby ciało było umartwione i wzgardzone, liche i odrzucone”(1 Reg 17,14), oraz było wyrazem współpracy z łaską i otwartości na Boże działanie, jak to plastycznie wyraził święty Bonawentura: „Ubogi Chrystus nie miał nic innego, jak tylko dwa pieniążki, a mianowicie ciało i duszę, którymi mógł szafować ze szczodrobliwą miłością” (1Bon 3,7). Choć szacunkiem darzył zarówno ciało, jak i duszę ze względu na ich wspólne pochodzenie od Boga, to był przekonany, że „ciało zostało stworzone dla duszy i czynności cielesne mają umożliwić działalność duchową” (2 ZwD 97,1). Tę służebną funkcję ciała względem duszy wyraził sugestywnie nazywając ciało bratem osłem, co święty Bonawentura wyjaśnił następująco: „Dlatego swoje ciało nazywał bratem osłem, że powinno ono pracować w znoju, znosić ostre bicze i żywić się marną strawą” (1Bon 5, 6,2). Speculum Perfectionis uzupełnia to wyjaśnienie opisem postępowania względem ciała ociągającego się w służbie Bożej, choć zaspokojone są jego konieczne potrzeby: „Wówczas powinien go chłostać jak złe i leniwe zwierzę, co chciałoby tylko żreć, a nie chciałoby być użyteczne i nosić ciężarów” (2ZwD 97,5). Ta sugestia pewnej przemocy niezbędnej do ujarzmienia skażonej, egocentrycznej natury, znalazła odzwierciedlenie w codzienności Franciszka, który stale trudził się, by ciało oddało bezwzględne pierwszeństwo duchowi. „Złamał swe ciało, siłą poddał duchowi” (2Zw 84,5) – to  dosadne, lecz trafne określenie owego zmagania, które zaowocowało trwałą metanoią i osiągnięciem stanu tak niezwykłej harmonii ciała i duszy, że: „[Ciało] tak bardzo zgadzało się z duchem i odznaczało się tak chętnym posłuszeństwem, że gdy duch starał się zdobyć wszelką świętość, ono nie tylko się nie sprzeciwiało, ale starało się nawet go uprzedzać” (1Bon 14,1). Franciszkowe przekonanie o funkcji służebnej ciała względem duszy ujawniło się szczególnie wyraźnie, gdy lekarz zaniepokojony postępującą chorobą jego oczu zakazał mu płaczu podczas modlitwy. Wówczas odpowiedział, że „woli utracić wzrok zewnętrzny, aniżeli zrezygnować z łez, które oczyszczają wewnętrzne oczy, a którymi będzie mógł oglądać Boga” (2Bon 3,8). Podobnie w Zachęcie skierowanej do Ubogich Pań przekonuje, że w zestawieniu z życiem światowym, „życie z ducha jest lepsze”(ZUbP 3).

Choć przykłady surowego traktowania brata ciała zdecydowanie przeważają w biografiach świętego Franciszka, nie można pominąć faktu, że jego podejście do ciała było także pozytywne – w jednym z napomnień zachęca: „Człowieku, zastanów się, do jak wysokiej godności podniósł cię Pan Bóg, bo stworzył cię i ukształtował według ciała na obraz umiłowanego Syna swego i na podobieństwo według ducha” (Np 5,1). W ten sposób wskazuje na Boży zamysł objawienia swej miłości w człowieku: jego ciele i duszy, podobnie fakt otrzymania stygmatów spowodował, że za pośrednictwem ciała spełniło się jedno z największych pragnień Franciszka: stać się podobnym do Ukrzyżowanego Chrystusa.

Także swych braci misjonarzy wzywa do odważnego ofiarowania swego ciała i przyjęcia łaski męczeństwa: „Niech pamiętają, że oddali i ofiarowali swoje ciała Panu Jezusowi Chrystusowi. I z miłości do niego powinni się wydawać nieprzyjaciołom tak widzialnym, jak niewidzialnym…” (1Reg 16,10) W Liście do wiernych przekonuje: „Matkami [jesteśmy], gdy nosimy Go w sercu i ciele naszym” (1LW 10) – tym samym nadaje ciału godność matczynego łona, gdy staje się ono miejscem  przebywania Boga. W pierwszej regule precyzuje: ciało jest mieszkaniem Trójcy (1 Reg 22,27); braciom wędrującym przez świat, przebywającym dłuższy czas z dala od ciszy i odosobnienia zakonnej celi powtarzał, że celę umożliwiającą im w spokoju trwać przy Bogu zawsze mają ze sobą, stanowi ją bowiem brat ciało, zaś przebywająca w nim dusza jest pustelnikiem, „który przebywa wewnątrz celi, aby modlić się do Boga i rozmyślać” (1ZwD 37,4).

Jego szacunek względem ludzkiego ciała ujawnia także zawarty w regule zatwierdzonej nakaz troski o braci chorych: „A jeśli który z nich zachoruje, inni powinni tak mu usługiwać, jakby pragnęli, aby im służono” (2Reg 6,9). Analogiczne wskazanie w regule niezatwierdzonej uzupełnione jest surowym upomnieniem tego, który z powodu choroby buntuje się wobec Boga i braci i zbyt natarczywie domaga lekarstw „nazbyt pragnąc ratować ciało, które i tak wkrótce umrze i jest nieprzyjacielem duszy, czyni to pod wpływem złego i jest cielesny i zdaje się, jakby nie był spośród braci, bo bardziej kocha ciało niż duszę” (1 Reg 10,4).

Uzasadnionym wydaje się poruszenie w tym kontekście tematu niezawinionego zaniedbania potrzeb ciała, gdy brat przedstawia swe braki przełożonemu, a mimo to, nie otrzymuje rzeczy potrzebnych. Według Franciszka jest on usprawiedliwiony od grzechu zaniedbania, ponadto „brak znoszony z cierpliwością zostanie mu przez Boga poczytany za męczeństwo, bo uczynił wszystko, co do niego należało” (2 ZwD 97,8). Wymownym dowodem przyjaznego odniesienia do własnego ciała, które właściwie traktowane staje się sojusznikiem na drodze do zjednoczenia z Bogiem, są słowa, w których Franciszek zaświadczył o lojalności swego ciała: „We wszystkim było posłuszne, w niczym sobie nie pobłażało, ale jak ślepe stosowało się do wszystkich wymogów. Nie uchylało się od żadnej pracy, nie unikało żadnej niewygody, byle tylko móc spełnić polecenia. Ja i ono jesteśmy zgodni w tym, żeby bez żadnego oporu służyć Chrystusowi Panu” (Mem 210,2). Dzięki intensywnemu zaangażowaniu ciała oraz zgodności słów i czynów, Franciszkowe wzywanie do pokuty było bardzo owocne – „Nie mniej przykładem niż słowem budował słuchaczy, przemawiał całym ciałem”(VbF 97,4).

Choć sporadycznie, to jednak faktem jest, że Franciszek zdradzał zaufanym braciom swe pragnienia oczekując pomocy w ich zaspokojeniu, np. ochota na zjedzenie zielonej pietruszki (VbF 51), szczupaka (ZbA 71), prośba o wino (VbF 58), czy pragnienie posłuchania dźwięku cytry (Mem 126). Przed śmiercią zapragnął po raz ostatni skosztować swego ulubionego ciasta migdałowego przygotowanego przez Jakobinę Settesoli, a także zatroszczył się, by w czasie pogrzebu owinięto jego ciało materiałem w kolorze popiołu (1ZwD 11).

Szacunek Franciszka względem ciała, obejmujący wszystkie byty stworzone, widoczny jest w nazywaniu ich braćmi i siostrami i traktowaniu jak sprzymierzeńców w drodze do Boga: „A kto zdoła wypowiedzieć słodycz, której zażywał kontemplując w stworzeniach mądrość Stwórcy, oraz Jego moc i dobroć?” (VbF 65). Ta postawa szacunku względem stworzeń stanowiła ukryty, choć stanowczy sprzeciw wobec heretyckich poglądów katarów piętnujących cielesność. I choć sam z powodu niezwykłego radykalizmu podejrzewany był o szaleństwo, bądź herezję, pozostał wolny w realizacji surowego życia pokutnego, które stanowiło integralną część normalnego sposobu życia, co do którego był w pełni przekonany. Wykazał się siłą ducha i męstwem, gdy mimo presji spowodowanej oczekiwaniami niektórych braci, sprzeciwił się wprowadzeniu monastycznych postów i w imię wolności ewangelicznej pozwolił swym braciom przyjmować i spożywać wszystkie pokarmy, które zostały im podane (por. 1 Reg 14,3; 2 Reg 3,15).

Tomasz z Celano nie waha się obciążyć odpowiedzialnością za utratę zdrowia i osłabienie ciała samego Świętego: „Cierpiał częste choroby, jako następstwo tego, że przez wiele poprzednich lat doskonale karcił swe ciało i zaprzęgał je do służby”(VbF 97, 2). Choć w miarę upływu lat dolegliwości potęgowały się, pozostał wierny dotychczasowym praktykom pokutnym i nie tylko nie zamierzał pofolgować swemu ciału, ale „Płonął bardzo wielkim pragnieniem powrotu do pierwotnych upokorzeń.(…) choć dochodził do kresu, jeszcze myślał powrócić do pierwotnej  surowości wobec swego ciała(VbF 102,3). Nie ulega wątpliwości, że dyscyplina jaką narzucił swojemu ciału ustalona została do granic wytrzymałości, a mimo to, jego samego dręczyły wyrzuty sumienia zarzucające mu zbytnią troskę o siebie. Radząc się w tej sprawie pewnego zaufanego brata wyznał: „Boję się, czy nie pobłażam mu [ciału] zbytnio w chorobie starając się o wyszukane środki zaradcze dla wspomożenia go” (Mem 211,6). Dopiero, gdy ów brat uzmysłowił mu, jak doskonale uległe i pomocne w służbie Bożej było jego ciało, Święty uspokoił się i zwracając radośnie do brata ciała powiedział: „Ciesz się bracie ciało i daruj mi” (Mem 211, 13). Ostateczne pojednanie nastąpiło jednak dopiero na łożu śmierci, kiedy to „wyznał, że bardzo zgrzeszył przeciw swemu bratu ciału” (3T 14,3). Samą śmierć powitał z radością, jako oczekiwane uwolnienie duszy z „więzienia ciała”. Bulla kanonizacyjna Mira circa nos1zaświadcza: „Uwolniony z cielesnego więzienia przeszedł do wiecznego Królestwa.”

 

Chrystiana Anna Koba CMBB

Przypisy:

  1. Bulla Grzegorza IX, 1228r.  Tłum. Br. Paweł Paszko OFMCap.

Może Cię również zainteresować