św. Franciszek z Asyżu

Kuglarz Boży Franciszek

27 listopada 2021

Choć wychował się w domu kupca sukiennego Piotra Bernardone i od najmłodszych lat przywykł do widoku bel różnobarwnych materiałów oraz słuchania planów ekonomicznych swego ojca, który zapewne niejednokrotnie wyrażał głośno zamiar powiększenia swego i tak znacznego już majątku, to jego niespokojne serce, nie znajdując upodobania w tym, co pospolite i małomiasteczkowe, wyrywało ku przygodzie, jakimś bliżej nieokreślonym ideom, do których nawiązywali pojawiający się niekiedy w Asyżu wędrowni śpiewacy. Franciszek odczuwał upodobanie w słuchaniu ich pieśni opiewających szlachetne czyny rycerskie, miłosne podboje, czy pełne niebezpieczeństw wyprawy wojenne. Wszystkie one budziły w nim tęsknotę za osiągnięciem czegoś niezwykłego, co zaskarbi mu powszechny szacunek i sławę nie mniejszą niż ta, którą cieszyli się podziwiani przez niego bohaterowie. Swe górnolotne pragnienia wyrażał całkiem otwarcie, z zuchwałą pewnością ich realizacji: „Cóż myślicie o mnie? Jeszcze będę uwielbiany przez cały świat!” (3T 4,4). Nie przeszkadzało mu bynajmniej, że składając ową deklarację, znajdował się w wyjątkowo nie sprzyjających warunkach, był bowiem jeńcem wojennym w perugiańskim więzieniu.

Mimo przynależności do niższej klasy społecznej (minores), dorastający Franciszek spędzał wiele czasu w gronie rówieśników szlacheckiego pochodzenia, gdzie cieszył się powszechną sympatią. Jego atutem była wrodzona uprzejmość, komunikatywność, pogoda ducha oraz hojność…w szafowaniu majątkiem swego ojca. Rówieśnicy szybko przekonali się, jak korzystne jest towarzystwo młodego Bernardone, który nie tylko fundował wystawne przyjęcia, ale też z powodzeniem przewodził hulaszczym zabawom. Imponowało im jego beztroskie życie ponad stan, modne stroje i ekscentryczny sposób bycia. Swobodny kontakt Franciszka z arystokracją wpłynął na jego zachowanie oraz zaowocował poznaniem kultury dworskiej. Pragnienia wyrosłe z obcowania z przedstawicielami wyższej klasy społecznej, podzielanie ich zachwytu wzniosłymi ideami, wzmocnione zostały poprzez zetknięcie się z powszechnie podziwianymi trubadurami (trouveres) oraz często pogardzanymi, choć także chętnie słuchanymi dostawcami taniej rozrywki – ulicznymi błaznami (ioculatores). Szczególnie ci pierwsi zrobili na Franciszku wrażenie i jak się później okazało, głosząc pokutę niejednokrotnie nawiązywał do ich egzaltowanego, osobliwego sposobu komunikowania. Kuglarze – żonglerzy, bądź po prostu błaźni, byli często przedmiotem kpin i szyderstwa i mimo podobnej do trubadurów profesji, znajdowali się na marginesie ówczesnego społeczeństwa, czyli zajmowali tą pozycję, która stała się później tak droga Franciszkowi, którą świadomie wybrał, jako właściwe miejsce dla naśladowców ubogiego Chrystusa, jakim mieli być bracia mniejsi.

Przyczyną tak łatwej adaptacji owego wielkopańskiego stylu była z pewnością jego zbieżność z takimi cechami charakteru Franciszka jak nietuzinkowość, impulsywność czy ekspresja. Nawrócenie nie spowodowało porzucenia dotychczasowego upodobania w dworskiej kulturze, ani nie przeszkodziło procesowi jej adaptacji w skrajnie odmiennych warunkach marginesu społecznego, wybranych przez Franciszka i jego towarzyszy. Upodobanie w dworskim stylu nie tylko nie stało się przeszkodą w realizacji ewangelicznych ideałów, lecz okazało się niezwykle skutecznym sposobem oddziaływania na społeczeństwo, pomostem łączącym dwie, wydawać by się mogło nie przystające do siebie rzeczywistości: zabawę i pokutę. To odważne, nowatorskie połączenie ukazuje niespotykaną odwagę i śmiałość przekraczania konwenansów przez tego, który najpierw aspirował do cech dworzanina i rycerza, choć był tylko kupcem, a następnie przekroczył inną barierę swych czasów: będąc świeckim człowiekiem wybrał życie w pokucie i nie będąc duchownym, zdecydował się być jednym z tych, którzy się modlą.

Wejście na drogę nawrócenia spowodowało, że Franciszek zmienił ukierunkowanie, wybrał nowego Pana swego życia i Jemu podporządkował wszystkie dążenia, a mimo to wciąż pozostał sobą; pozostał radosnym kuglarzem (ioculator), skutkiem czego, niczym magnes przyciągał do siebie rzesze. Gdy wzrosła sława jego świętości, wielu chciało go słuchać, zobaczyć, dotknąć. Już samo jego pojawienie się skutkowało powszechnym entuzjazmem i gromadziło tłumy. To właśnie w otoczeniu tłumu najpełniej ujawniała się jego niezwykła zdolność oddziaływania na pojedynczego słuchacza. Tomasz z Celano opisał ją następująco: „Bardzo często, kiedy głosił Słowo Boże wśród wielu tysięcy ludzi, był tak spokojny, jakby prowadził przyjacielską rozmowę z socjuszem. Nawet największą rzeszę ludzi traktował jakby jednego człowieka, a do jednego przemawiał z taką samą pilnością, jak do wielkiego zgromadzenia”(Mem 72,4). W ten sposób ujawniła się jego wyjątkowa umiejętność wyczuwania uczuć, pragnień i osobistych bolączek. Doświadczył tego osobiście kardynał Hugolin, który zgodnie z tekstem Vita brevior „nigdy nie był aż tak zmieszany, czy wzburzony w duchu, żeby po spotkaniu i rozmowie ze świętym ojcem, nie odeszła od niego wszelka pochmurność i nie stał się znów pogodny”(Vb 80).

Zdolność wpływania na nastroje tłumu, poparta osobistym przykładem radykalnego ubóstwa i umartwienia, ułatwiły Franciszkowi przejście od ioculator Domini, do głosiciela pokuty. Było to przejście na tyle płynne i wyraziste, że pociągnęło za sobą nie tylko tych, którzy decydowali się wstępować w szeregi Braci Mniejszych, czy Ubogich Pań, ale także zastępy świeckich pokutników, z których z czasem uformował się Trzeci Zakon. Choć surowa pokuta Franciszka przez wielu uważana była za przesadną i nazywana szaleństwem, w rzeczywistości to pejoratywne określenie stanowiło trafną diagnozę jego nowatorskiej drogi, gdyż jak sam wyznał: „Powiedział mi Pan, że chciał, abym był nowym szaleńcem na tym świecie” (2Zw 68).

W średniowieczu szaleństwo utożsamiane było z błazeństwem rozumianym jako wyzwolenie z więzów i ograniczeń podstawowych zasad logiki. Biedaczyna w całej swej oryginalności wpisywał się w ów obraz – wybrał życie na marginesie, często wśród trędowatych i innych wykluczonych ze społeczeństwa, ubogą tunikę tak lichą, „jakiej w żaden sposób świat by nie zapragnął” (VbF 22,8), a także ironiczny sposób mówienia o sobie: „człowiek nieużyteczny i niegodne stworzenie Pana Boga” (LZ 47). Wszystko to stanowiło świadectwo dojrzałej akceptacji siebie i swej wyjątkowej drogi, co z kolei pozwalało mu wznieść się z godnością ponad liczne prześladowania oraz przeciwności i odpowiedzieć na nie dobrocią i cierpliwością. Za przykład może posłużyć incydent, do jakiego doszło w Terni, gdzie gospodarz miejsca, biskup Rajner, publicznie poniżył głoszącego kazanie Franciszka, nazywając go człowiekiem wzgardzonym, prostym i nieuczonym. Słysząc to, święty nie zrażony doznaną przykrością, gdyż świadomy swej wartości, z wdzięcznością upadł mu do nóg dziękując za doznaną zniewagę. „Człowiek jest tym, kim jest w oczach Boga” (Np 19) – powtarzał swym braciom, przypominając o bezwarunkowej miłości Boga Ojca i wskazując właściwe miejsce w świecie zawiłych relacji międzyludzkich.

On sam swoje miejsce odnalazł wśród najuboższych – w ich samotności, upokorzeniu i biedzie. Ten właśnie sposób życia blisko ludu, dzieląc jego radości i bolączki, umożliwił mu wywieranie skutecznego wpływu na ludową wyobraźnię. Wbrew temu, że zwykłymi skutkami ubóstwa były: smutek, upodlenie, zawiść i gorycz, Franciszek przyjął je z radością i śpiewem, traktując jako najwyższe wyzwolenie. Misję braci mniejszych określił słowami: „Kimże są słudzy Boży, jak nie Jego radosnymi trubadurami, którzy powinni podnosić serca ludzi i prowadzić je ku duchowej radości?” (2Zw 100,19). Przejęty świadomością bycia dla braci wzorem i przykładem, ułożył Pozdrowienie cnót, będące pieśnią pochwalno-upominającą, z której przemawia duch żonglerów, nadwornych śpiewaków i rycerzy. Poetycko przedstawione cnoty zostały uosobione i nazwane w stylu rycerskim „Panie (dominae). Zgodnie z zachętą Franciszka bracia mniejsi śpiewali tę pieśń ludziom1.

Franciszek ułożył jeszcze dwa inne utwory, zawierające cenne pouczenia, które miały być przekazywane śpiewem, oba w języku starowłoskim: Pieśń słoneczną, oraz Zachętę dla ubogich Pań. Pewnego dnia przepełniony uczuciem wdzięczności względem Boga i pragnieniem zbudowania bliźniego, ułożył Pochwały Pana, a następnie wezwał uzdolnionego muzycznie brata Pacyfika2, który w świecie uhonorowany został tytułem króla poezji i posłał go wraz z kilkoma innymi braćmi, by szli przez świat głosząc pokutę. Ich wspólne przepowiadanie miało wyglądać następująco: najpierw uzdolniony do tego brat głosił krótkie kazanie do ludu, a następnie wszyscy jako kuglarze Pana śpiewali „Pochwały Pana”. Po zakończeniu kaznodzieja powinien wyjaśnić zgromadzonym: „Jesteśmy kuglarzami Pana i chcemy być wynagrodzeni przez was tym, żebyście mianowicie trwali w prawdziwej pokucie” (ZA 83, 27).

Zachęta dla Ubogich Pań powstała, podobnie jak Pieśń słoneczna, podczas pobytu Franciszka w klasztorze san Damiano, aby pocieszyć Ubogie Panie zmartwione jego chorobą. To krótki poemat zawierający niczym testament wskazania, które Franciszek pragnął przekazać swym duchowym córkom. Osłabiony dotkliwym cierpieniem nie mógł uczynić tego osobiście, więc pieśń w jego imieniu odśpiewali bracia (por. ZA 85). Zwraca uwagę wytworny język, z jakim Franciszek zapewnia siostry o przyszłej nagrodzie: „każda będzie królową w niebie ukoronowaną wraz z Dziewicą Maryją” (ZUbP 13-14). Także Sposób życia przekazany św. Klarze obfituje w zwroty wzorowane na rycerskiej galanterii: „zostałyście córkami i służebnicami najwyższego i największego Króla, Ojca niebieskiego” (SpKl 1), a jego ton jest łagodny, w odróżnieniu od zdecydowanego i surowego niekiedy sposobu mówienia do braci.

Wzywając do pokuty Franciszek wielokrotnie uciekał się do teatralnych gestów wykorzystując skojarzenia, czy rekwizyty mające na celu wzmocnienie zamierzonego efektu. Tak było podczas kazania dla mieszkańców Asyżu, podczas którego Franciszek pragnął publicznie się upokorzyć. W bramie miasta nakazał bratu, który był z nim, by mu uwiązał powróz u szyi i ciągnąc przez całe miasto jak przestępcę, wołał głosem herolda: „Oto widzicie obżartucha, który tuczył się kurzym mięsem, które zajadał, a wyście tego nie widzieli” (VbF 52, 5). Autor Zbioru Asyskiego przedstawiając to wydarzenie dodaje jeszcze jeden szczegół: inny brat uczestniczący w tym przedstawieniu miał dodatkowo wysypać na jego głowę miskę popiołu. (por. ZA 80). Skutkiem tego przepowiadania była powszechna skrucha i łzy żalu. Jeszcze bardziej szokującym było wydane bratu Rufinowi polecenie, by w samych tylko spodniach 3 przeszedł przez Asyż i wszedłszy do któregoś z kościołów wygłosił ludowi kazanie (por. DbF 34). Gdy Franciszek zrozumiał, na jak wielki wstyd i pośmiewisko wystawił swego brata, pełen skruchy natychmiast zdjął habit i ruszył za Rufinem do Asyżu, by doświadczyć podobnego upokorzenia. W istocie, ludzie potraktowali ich jak błaznów i uznali, że „zwariowali od nadmiaru pokuty” (DbF 34, 8), jednak, gdy święty Franciszek zaczął mówić o obnażeniu i zniewagach Chrystusa, zebrani doświadczyli tak wielkiego współczucia i żalu za grzechy, że z szacunkiem i wdzięcznością zaczęli patrzeć na tych, którzy własnym sumptem przybliżyli im tajemnicę Chrystusowego uniżenia z miłości.

Zbawiennych skutków Franciszkowego głoszenia bardziej czynem niż słowem doświadczyły także Ubogie Panie z San Damiano. Uprzedzone wiadomością o jego przybyciu, zebrały się, by wspólnie wysłuchać Słowa Bożego. On natomiast kazał przynieść sobie popiół, uklęknął na posadzce i z popiołu zrobił wokół siebie koło, pozostałą część wysypując na głowę. Milczenie zdumionych sióstr przerwały słowa psalmu Zmiłuj się nade mną Boże (Ps 51), po czym Franciszek wstał i pospiesznie wyszedł na zewnątrz (por. Mem 207). Podobną inwencję twórczą w przybliżaniu prawd Ewangelii wykazał podczas Świąt Bożego Narodzenia 1223 roku, gdy zamiarem unaocznienia tajemnicy Wcielenia Chrystusa i Jego eucharystycznej obecności, przygotował żywą szopkę w Greccio. Ten nowatorski obchód świąt narodzenia Jezusa poruszył do głębi wszystkich obecnych i zapoczątkował tradycję przygotowywania Bożonarodzeniowych szopek na całym świecie. Także koncepcja wprowadzenia znaku będącego powszechnym wezwaniem do modlitwy, okazała się trafna i na trwałe weszła do liturgii Kościoła w postaci „dzwonów na Anioł Pański”. Pomysł zrodził się podczas pobytu Franciszka w Ziemi Świętej w 1219 roku, kiedy to zauważył, jak pięciokrotnie w ciągu dnia z minaretu meczetu muezin (mu’addin) wzywał do oddania czci Allahowi. Franciszek postanowił przeszczepić muzułmański zwyczaj zwoływania na modlitwę na grunt chrześcijański, czego ślady odnajdujemy w listach: do Rządców narodów: „I tak wielką cześć dla Pana rozszerzajcie wśród ludu wam powierzonego, aby każdego wieczoru na głos herolda lub inny znak cały lud oddawał chwałę i dziękczynienie Panu Bogu wszechmogącemu (LRz 7) oraz do kustoszów (1LK 8). Zadanie wzywania do modlitwy przekazał przede wszystkim kustoszom i wędrownym kaznodziejom4.

Plastyczny, wykorzystujący formy dramy sposób głoszenia Franciszka, służył także do formacji braci, stanowiąc skuteczny sposób wyzwalania uczuć i oddziaływania przez nie na sferę wolitywną. By ostudzić zapał pewnego nowicjusza, który natarczywie domagał się pozwolenia na posiadanie psałterza, sięgnął po popiół z ogniska, nałożył go sobie na głowę i wodząc po niej ręką jak ktoś, kto myje głowę, mówił głośno „Ja-brewiarz! Ja- brewiarz!” Po udzieleniu tej nauki opowiedział oszołomionemu nowicjuszowi o swojej pokusie posiadania książek i wiedzy oraz jej przezwyciężeniu wyborem radykalnego ubóstwa (por. ZA 104). Podobnej konsternacji jak ów młody adept życia zakonnego doświadczyli bracia przebywający w pustelni w Greccio, gdy w dzień Paschy5 przygotowali wystawnie świąteczny stół. Widząc to Franciszek przebrany w strój żebraka poprosił ich o jałmużnę, po czym usiadł na ziemi, a miskę z otrzymanym jedzeniem postawił na popiele, oznajmiając: „Oto teraz siedzę jak brat mniejszy”, a na koniec dodał: „Na nas bardziej, niż na innych zakonników winien wpływać przykład ubóstwa Syna Bożego” (Mem 61, 10).

Biorąc pod uwagę kontekst społeczny, Franciszkowa fascynacja kulturą dworską nie była czymś niecodziennym, bowiem już pod koniec XII wieku wyraźne dotąd różnice między klasami społecznymi powoli zaczęły się zmniejszać. Kupcy ze względu na swój stale powiększany majątek, cieszyli się coraz większymi wpływami w mieście i konkurowali ze szlachtą w posiadaniu zbytkownych przedmiotów. Dorównywali im także na polu kultury, bowiem przeprowadzane transakcje handlowe wymusiły na nich opanowanie sztuki pisania, czytania i liczenia, niezbędnych do sporządzania aktów notarialnych. Odbiorcami ich luksusowych materiałów byli głównie przedstawiciele maiores, stąd dochodziło do częstych spotkań, w wyniku których mieszczanie poznawali wielkopański model życia, byli nim zafascynowani i usiłowali go naśladować. Styl ten, zwany dworskim, zapoczątkowany w południowej Francji, bardzo szybko rozprzestrzenił się na cały kontynent, będąc szczególnie propagowanym właśnie we Włoszech. Był charakterystyczny nie tylko dla szlachty, lecz także bogatych mieszczan, którzy także mogli sobie pozwolić na luksus i wspaniałomyślność względem innych. Tym jednak, co ich różniło, była przestrzeń działania. O ile dla szlachty był to dwór magnacki lub królewski, o tyle mieszczanie musieli wpasować się w środowisko miejskie, wykorzystując place i ulice. Grupę szlachciców towarzyszących damie zastąpiła wesoła kompania młodych, a trudną pieśń trubadura, czuła serenada kierowana do wybranki serca.

Wszystkie te elementy są obecne w młodzieńczych latach Franciszka, włącznie z tym, który uznawany jest za istotę dworskiej kultury, a którym jest manifestacja górnolotnej miłości i potrzeba poświęcenia się dla wybranki serca. Podczas ostatniej już wspólnej zabawy Franciszka z przyjaciółmi doszło do nieoczekiwanego zatrzymania rozbawionego korowodu, po czym Franciszek poważnym głosem obwieścił towarzyszom zamiar poślubienia oblubienicy, której nie dorównuje żadna inna kobieta: „Poślubię oblubienicę szlachetniejszą i piękniejszą od wszystkich, jakie kiedykolwiek widzieliście, która wyglądem góruje nad innymi, a mądrością wszystkie przewyższa” (VbF 7,6). Incydent ten stanowił wyraźny sygnał wejścia na nową drogę, na której przodujący dotąd i pławiący się podziwem innych Franciszek, pokornie ustąpił miejsca prawdziwemu Panu, stając się bratem mniejszym wszelkiego stworzenia. Jego zdolność zatracenia się w wielkiej miłości wzmacniały takie cechy charakteru, jak: elegancja, wyrafinowanie, odwaga, czy spontaniczność. Wszystkie one charakteryzowały Franciszka i zyskiwały mu powszechną przychylność i uznanie także w sytuacjach trudnych, jakimi były prześladowanie przez rodzonego ojca, czy żebranie o kamienie na odbudowę zniszczonego kościoła świętego Damiana. Autor Relacji Trzech Towarzyszy pozostawił następujący opis: „Chodził po ulicach i placach wyśpiewując pochwały na cześć Pana. Wyglądał jakby upojony Duchem (3T 21,3). Po zakończeniu śpiewu potencjalni ofiarodawcy usłyszeli zachętę: „Kto da mi jeden kamień, otrzyma nagrodę, kto da mi dwa, będzie miał podwójną nagrodę; da mi trzy, trzykrotnie będzie nagrodzony” (3T21,5). Ta radosna kwesta okazała się skuteczna, podobnie jak żebranie o żywność poprzedzone formułą „dla miłości Pana Boga” (por. Mem 61,5).

On sam chętnie udzielał jałmużny wykazując się wielką wspaniałomyślnością, gdy tuż przed wyjazdem na wyprawę wojenną do Apulii oddał swe nowe, drogie szaty pewnemu biednemu rycerzowi; jako pielgrzym przy grobie świętego Piotra złożył ofiarę tak hojną, że wprawił w zdumienie obecnych; jako ubogi brat wielokrotnie rezygnował z dodatkowego okrycia, by wspomóc innych potrzebujących. Do cech charakterystycznych dla stylu dworskiego zalicza się także umiejętność wyrażania uczuć często w wysublimowany sposób, za pośrednictwem pieśni bądź tańca. Także tu Franciszek wykazał się dużą pomysłowością i swobodą. Publiczny płacz na wspomnienie męki Zbawiciela (ZA 78), spontaniczna pieśń uwielbienia w języku francuskim połączona z improwizowaną grą na skrzypcach (por. Mem 127), czy Pieśń Brata Słońca, będąca pochwałą Boga w Jego stworzeniu, są tego najlepszym dowodem.

Choć podobnie jak zabawiający tłumy trubadurzy i kuglarze, Franciszek był bardzo towarzyski i posiadał swobodę nawiązywania relacji, to co pewien czas wycofywał się z przestrzeni życia publicznego, by w ukryciu pustelni przebywać sam na sam z Bogiem. Szukając ciszy wybierał miejsca ustronne, z dala od ludzi, jednak zawsze chętnie przebywał w obecności zwierząt, które podobnie jak cała przyroda nieożywiona cieszyły jego wrażliwą na piękno natury, a myśli kierowały ku Bogu Stwórcy. Dobrze obrazuje to spotkanie z cykadą, która zapraszana przez świętego, schodziła na jego rękę, po czym zachęcona śpiewała, sprawiając mu tym wielką przyjemność: „I tak przez osiem kolejnych dni , kiedy wychodził z celi, znajdował ją na tym samym miejscu i codziennie brał ją do ręki, a gdy głaszcząc ją mówił jej, aby śpiewała, ona natychmiast śpiewała” (ZA 110,7). Tomasz z Celano zapisał zdanie, które trafnie charakteryzuje jego artystyczną naturę: „Po wiele razy, gdy szedł drogą śpiewając o Jezusie, zapominał o podróży i wszystkie żywioły zapraszał do pochwały Jezusa” (1 Cel 115,7).

Towarzysząca Franciszkowi od młodości sympatia względem kultury dworskiej nie osłabła na wskutek wyboru radykalnego ubóstwa i pokuty. Autor Zbioru Asyskiego zamieścił anegdotę o tym, jak pewnego razu Franciszek bardzo cierpiąc z powodu choroby oczu, postanowił nieco pokrzepić udręczone ciało i poprosił br. Pacyfika, by w tajemnicy pożyczył cytrę i zagrał mu kilka radosnych melodii. Swą prośbę umotywował następująco: „będziemy przy tej muzyce recytować słowa „Pochwały Pana’’, zwłaszcza, że moje ciało jest udręczone ciężką chorobą i bólem. Gdyż chciałbym przy tej okazji zamienić ból fizyczny ciała w radość i pociechę duchową” (ZA 66,3).

Innym razem, gdy wędrując w kierunku Romanii dowiedział się, że w zamku Monte Feltro odbywa się uroczystość pasowania na rycerzy i z tej racji przybyło tam wielu szlachetnych rycerzy z różnych miejscowości, postanowił udać się tam z bratem Leonem, by głosić im wezwanie do pokuty. By być dobrze widzianym i słyszanym, śmiało wstąpił na mur, po czym zaczął mówić w ludowym narzeczu: „Dobro, którego czekam jest tak wielkie, że mi słodyczą są męczarnie wszelkie”(DbF 9,6). Oczywistość i prostota tych słów wzmocniona żarliwym świadectwem tego, który je wypowiadał, spowodowała ogromne poruszenie słuchaczy. Także w rozmowach z braćmi Franciszek niekiedy odwoływał się do przykładów zaczerpniętych wprost z dworskiej kultury, co nie powinno dziwić, gdy weźmie się pod uwagę, że wielu pierwszych jego towarzyszy wywodziło się z kręgów szlachty i rycerstwa (Bernard z Quintavalle, Piotr Cattani, Anioł Tancredi, Rufin, Morico, Pacyfik, Ryceriusz ). Według Zwierciadła doskonałości, by wykazać wyższość szlachetnych czynów nad wiedzą i posiadaniem ksiąg, odwołał się do przykładu znanych i podziwianych bohaterów: cesarza Karola, Rolanda, Oliweriusza oraz palatynów (por. 2Zw 4,3). Innym razem swych braci poświęcających się kontemplacji w życiu pustelniczym nazwał „rycerzami okrągłego stołu”, gdyż podobnie , jak sławni mężowie, w ukryciu przed światem dokonują wielkich rzeczy (por. ZA 103,13).

Wymownym, naznaczonym elementami dramatyzmu i zarazem mistycyzmu, był czas odchodzenia Franciszka do domu Ojca. Rozciągnięty w czasie i miejscu, gdyż związany ze stopniowym pogarszaniem stanu zdrowia, rozpoczął się w pałacu biskupa Asyżu6, by swe dopełnienie znaleźć w Porcjunkuli, gdzie Święty kazał się przenieść, by umrzeć tylko w otoczeniu braci, w miejscu szczególnie mu drogim. Celem wzmocnienia ducha przygotowującego się do przejścia przez bramę śmierci, nakazał braciom śpiewanie Pieśni Słonecznej. Właśnie wtedy ułożył ostatnią jej zwrotkę sławiącą Boga za siostrę śmierć. Zbyt osłabiony, by podjąć śpiew, recytował głośno psalm 142: Głosem moim wołałem do Pana (por. Mem 217, 6).

Pożegnanie Franciszka z braćmi przybrało formę nabożeństwa wzorowanego na liturgii Wielkiego Czwartku, on sam był zresztą przekonany, że dniem tej ostatniej „celebracji” z braćmi jest właśnie czwartek. Wycieńczony cierpieniem nie miał świadomości swej pomyłki. Poprosił o odczytanie opisu ostatniej wieczerzy z Ewangelii według świętego Jana (J 12,1). Pragnął powtórzyć gest łamania chleba, lecz nie mając dość siły, poprosił o pomoc jednego z braci po czym podzielił chleb między wszystkich zebranych. Następnie udzielił braciom ogólnej absolucji oraz pobłogosławił zgromadzonych wokół niego, a także nieobecnych i tych, którzy w przyszłości wstąpią do zakonu.

Świadectwa poszczególnych biografów różnią się nieco szczegółami, jednak rekonstrukcja ostatnich chwil z Franciszkiem przedstawia go jako do końca świadomego swej tożsamości brata mniejszego i misji względem braci. Zgodnie z relacją św. Bonawentury: „Porwany porywem ducha, położył się obnażony na gołej ziemi (…) swoim zwyczajem skierował twarz ku niebu, koncentrując się cały na jego chwale. I lewą ręką zakrył ranę prawego boku, aby nie była widoczna. Powiedział do braci: „Ja wykonałem to, co do mnie należało, a o tym, co do was należy, niech was pouczy Chrystus” (1B 14,3,2). Sceniczność tych gestów może nasuwać przypuszczenie, że zostały one wcześniej wyreżyserowane, celem poruszenia do głębi uczestników, jednak świadomość pokory i prostolinijności Biedaczyny prowadzi raczej do stwierdzenia, że przebieg jego ostatniego spotkania z braćmi oraz samo misterium śmierci, były naturalną odpowiedzią na wydarzenia, które przyjmował jako wolę Bożą. Tomasz z Celano przekazał szczegół o położeniu Franciszka na włosienicy i posypaniu popiołem (por. Vb 87; VbF 110,3). Obecny wśród braci gwardian, znając Franciszkowe umiłowanie pokory i ubóstwa, pożyczył mu pod posłuszeństwem habit, spodnie, sznur i kapturek zakrywający rozległe blizny na twarzy powstałe na skutek kauteryzacji7 (por. Mem 215,7). Ten gest szacunku wobec Franciszkowego umiłowania ubóstwa sprawił Biedaczynie wielką radość.

Christian Bobin w książce pt. „Najniższy”, poetyckim językiem nakreślił istotę wyboru, przed którym stanął Franciszek: „sławić potęgę miłości – jak ewangelista, albo muskać wątłe życie – jak trubadur. A czemóż by nie robić obu tych rzeczy naraz, być obydwiema: ewangelistą i trubadurem, apostołem i wielbicielem”8. Franciszkowi udało się harmonijnie połączyć i w pełni zrealizować oba te pragnienia stając się Bożym kuglarzem, stąd w pełni uzasadnioną wydaje się pochwała, która wyszła spod pióra pierwszego biografa: „[Franciszek] górował nad wszystkimi sercem wolnym i szlachetnym. Ci, którzy doświadczyli jego wielkoduszności, wiedzą, jak we wszystkim był wolny, jak wyrozumiały, jak we wszystkim bezpieczny i odważny, z jaką mocą, z jakim zapałem ducha podeptał wszystko, co światowe” (VbF 120,7).

Powyższy tekst zainspirowany został III rozdziałem książki Raoula Mansellego „Św. Franciszek z Asyżu. Editio maior”, wyd. Bratni Zew, Kraków 2006; str. 75.

Chrystiana Anna Koba CMBB

 

Przypisy:

  1. Por. Leonhard Lehmann, Św. Franciszek, mistrz modlitwy, Kraków 2003, s. 141.
  2. Br. Pacyfik –  Wilhelm Palermo z Lisciano naznaczony tytułem króla poezji prawdopodobnie przez cesarza Henryka VI (1190-1197), por. Raniero Cantalamessa, „Franciszek, kuglarz Boży”, Kraków 2021, s. 41.
  3. Spodnie – chodzi o rodzaj slipów lub krótkich kalesonów zwanych też mutandami. Publiczne ukazanie się w takim odzieniu uchodziło w średniowieczu za nieprzyzwoitość i było równoznaczne z całkowitą nagością – por. Źródła Franciszkańskie, Kraków 2005, s. 2016, przyp. 34.
  4. Por. Leonhard Lehmann, Franciszek z Asyżu. Gdy życie staje się modlitwą, Kraków 2020, s. 73-75.
  5. O tym samym wydarzeniu nieco inaczej ZA 74; 2Zw 20-21; 1B 7,9.
  6. Bp. Gwido – biskup Asyżu w latach 1204-1228.
  7. Kauteryzacja- średniowieczny sposób leczenia jaglicy; przypalani żył rozpalonym żelazem, celem powstrzymania ropienia.
  8. Christian Bobin, Najniższy, Poznań, 1995, s. 26.

Może Cię również zainteresować