św. Weronika Giuliani

Misja świętej Weroniki Giuliani

10 lipca 2022

Nikt z nas nie żyje dla siebie. Pan Bóg obdarza nas powołaniem, charyzmatami, wieloma łaskami, abyśmy służyły. Boże dary uzdalniają nas do misji, z jaką nas Pan posyła.

Trudno sprowadzić misję Świętej Weroniki Giuliani do jednego aspektu jej życia czy powołania, dlatego postaram się ukazać przynajmniej kilka wymiarów jej posłannictwa.

Weronika nazywała siebie wielokrotnie „mezzaną”, czyli pośredniczką. Tymi słowami zwracał się do niej również Pan Bóg. W tej roli odnajdywała swoją misję, która polegała na wstawianiu się za grzesznikami i duszami cierpiącymi w czyśćcu. Jej misja wiązała się więc nierozerwalnie z tajemnicą cierpienia i od tego tematu chciałabym rozpocząć.

Z jednej strony każda z nas nieustannie doświadcza cierpienia fizycznego, psychicznego i duchowego i wydaje się, że jest to stale obecny element życia, a z drugiej strony wciąż mamy trudność, aby na to cierpienie się godzić, uciekamy przed nim, staramy się go unikać. Weronika przez wiele lat, od dzieciństwa sama zadawała sobie wiele cierpienia, z czasem jednak, gdy dojrzewała w swojej relacji z Panem, nauczyła się przyjmować te cierpienia, trudy, walki, które przychodziły. Dojrzewała w akceptacji wszystkiego, co niesie życie, widząc w tym wolę Bożą. Ona w cierpieniu, które ją spotykała przestała się miotać.

Poza modlitwą i pokutami w intencji nawrócenia grzeszników i dusz czyśćcowych, ważną intencją była dla niej troska o Kościół i jego pasterzy. Okazywała im szacunek, posłuszeństwo i modliła się za nich, szczególnie za kolejnych papieży, biskupów Città di Castello, spowiedników i kierowników duchowych.

Bardzo ważnym wymiarem jej misji było prowadzenie dziennika. Czyniła to niechętnie, jedynie z posłuszeństwa, ale sam Pan Jezus zapewniał ją, że jest to Jego wolą. Z tych zapisków możemy dziś same korzystać. Dziennik jest nie tylko źródłem dla poznania naszej świętej, ale również skarbnicą duchowej mądrości i doświadczenia. Nie jest to łatwa lektura, ale gdy przekroczymy pierwsze opory i trochę poznamy język Weroniki, same możemy wiele zaczerpnąć dla naszego życia duchowego.

Kolejnym aspektem misji Weroniki były stygmaty męki Pańskiej. Weronika bardzo ich pragnęła i długo prosiła Pana, aby pozwolił jej odczuwać ból Jego ran, ale nie chciała znaków zewnętrznych. Po ich otrzymaniu błagała, aby mogły zniknąć, że pragnie je nosić i cierpieć ich ból, ale nie chce, aby były widoczne. Pan Jezus powiedział jej jednak, że potrzeba tych zewnętrznych znaków i że ma On w tym swój cel.

Pomyślałam też, że misja Weroniki to nie tylko jej nadzwyczajne, mistyczne doświadczenia i wyproszone modlitwy, ale również jej codzienna posługa w klasztorze. Wcześnie została mistrzynią nowicjuszek, przez wiele lat była opatką. Jej codzienność to nie tylko wzniosłe modlitwy i nadzwyczajne łaski, ale również codzienna posługa, proste prace, dbanie o utrzymanie klasztoru i miłość wobec sióstr.

 

Cierpienie w intencji grzeszników i dusz czyśćcowych

Trudnym wymiarem misji Świętej Weroniki, dziś może niezrozumiałym jest jej cierpienie. W pierwszych latach życia Urszula miała bliską relację z Maryją i Dzieciątkiem Jezus. Często objawiał się jej również jako mały chłopiec, jej rówieśnik. W wieku około siedmiu lat nastąpiła pewna zmiana. Było to w czasie gdy dziewczynka straciła ukochaną mamę.

Wydaje mi się, że kiedy miałam około siedmiu lat, dwa razy widziałam Pana całego w ranach, który powiedział mi, abym miała pobożność do Jego najświętszej pasji, po czym natychmiast zniknął. Było to podczas Wielkiego Tygodnia. To wszystko wywarło na mnie tak wielkie wrażenie, że nie pamiętam, abym kiedykolwiek o tym zapomniała. Ilekroć słyszałam opowiadanie lub czytanie czegoś, co dotyczyło Męki Pańskiej, poruszało mnie współczucie i przypominało mi się znów to, co Pan mi wówczas polecił. Wywoływało to pewien skutek w sercu, ale nic nie rozumiałam. Odczuwałam pewne pragnienie cierpienia i czułam, że wszystko, co czyniłam, wykonuję w jedności z męką Zbawiciela. Czasami czyniłam pewne pokuty; uderzałam się pokrzywą, kłułam się szpilkami, kolcami, stosowałam dyscyplinę; i wydaje mi się, że wszystkie te praktyki rozpalały we mnie pragnienie cierpienia (D 1, 8).

Mówiąc o szczególnej misji Świętej Weroniki, trzeba wyjść od jej powołania do życia zakonnego i profesji. O tych latach i gorliwości młodej mniszki krótko opowiedziała Błogosławiona Floryda.

Gdy spełniła ten zamiar, aby zostać siostrą zakonną, była bardzo zadowolona, tak, że również poprzez zewnętrzną radość okazywała siostrom w tamtym czasie wielkie pocieszenie, jakiego doświadczała w swoim duchu. Była uważna, aby dobrze się kształcić pod kierunkiem mistrzyni nowicjuszek, którą była siostra Teresa Ristori. Przeżyła cały rok swojego nowicjatu z przykładnością i zbudowaniem innych trzech nowicjuszek: siostry Klary, siostry Diomiry i siostry Hiacynty i wszystkich innych sióstr, którym poprzez swoje godne podziwu postawy, zapał ducha, pokorę i zachowywanie tego, co było jej przepisane, okazywała do jak wzniosłego stopnia doskonałości powinny dojść z czasem jej wielkie cnoty, skąd od tamtego czasu powstawało coraz wyższe pojęcie jej przyszłej świętości.

Według zwyczaju Weronika po złożeniu profesji została jeszcze przez dwa lata pod kierunkiem mistrzyni nowicjuszek, zawsze dając dobry przykład i będąc posłuszna i doskonaliła się z dnia na dzień będąc zbudowaniem wspólnoty w cnotach zakonnych (Summ., 32).

Zgodnie z relacją Błogosławionej Florydy, Weronika początkowo była po prostu gorliwą siostrą, która starała się być wierna modlitwie, usłużna i pełna miłości wobec sióstr. Jednak z biegiem lat krystalizowała się jej szczególna misja.

W miarę swoich postępów w miłości Bożej i w świętych cnotach, wzrastało w niej pragnienie, które odkąd była dzieckiem żywiła, aby cierpieć z miłości Bożej, za nawrócenie grzeszników i aby uwalniać dusze z czyśćca, oddawała się cała najsurowszym pokutom, postom, biczowaniom, czuwaniom, łańcuchom i włosiennicom, gnębiąc w końcu swoje ciało cięciem nożem, ściskaniem szczypcami i rozpalonymi żelazami, tak, że poruszeni byli współczuciem jej kierownicy duchowi, którzy wiele razy zabraniali jej używania tak licznych i surowych pokut. (Summ., 33).

Floryda wspomniała, że w Zakonie Weronika dopiero z czasem zaczęła stosować coraz surowsze pokuty w intencji grzeszników i dusz czyśćcowych, ale pragnęła tego od najmłodszych lat.

Gdy sama Weronika wspominała w relacji autobiograficznej pierwsze lata życia zakonnego, opowiadała o nieustannej duchowej walce pomiędzy człowieczeństwem a duchem. Twierdziła, że podejmowała mało refleksji, dlatego niewiele wtedy rozumiała. Nie potrafiła jeszcze w tamtym czasie szczerze rozmawiać ze spowiednikiem i nazywać swoich duchowych doświadczeń. Już wtedy jednak pragnęła cierpieć w intencji grzeszników i dusz czyśćcowych.

Innym razem pozwolił mi zrozumieć, że wielu z tych, za których się modliłam, opamiętało się i nawróciło do Niego. Nieraz dał mi poznać, kim byli, ażebym mogła ich polecać bardziej skutecznie. Wciąż na nowo wydaje mi się, że po tym, jak dał mi zaproszenie do pójścia za Nim, gdy szłam do kościoła lub do celi, bez wizji, jedynie na drodze duchowego poznania, dawał mi zrozumieć, że chciał mi wyświadczyć pewną łaskę. W jednej chwili udzielał mi gorącego pragnienia nawrócenia grzeszników, a ja z serca o to błagałam. Wykonywałam rożne rodzaje umartwień, aby otrzymać tę łaskę, i często, obejmując Ukrzyżowanego, którego miałam w celi, mówiłam: Panie, nie chcę Cię puścić, dopóki nie usłyszę, że chcesz nawrócić do siebie jakąś duszę. Tak, mój Boże, jako że mój głos jest nieskuteczny, niech mówią za mnie te Twoje rany. W jednym momencie odczuwałam całkiem coś nowego i pozostawałam jakby poza sobą. Wydawało mi się, że rozumiem, iż Panu było bardzo drogie to, że modlę się o nawrócenie grzeszników. Wystawiałam się jako pośredniczka pomiędzy Bogiem a grzesznikami, ale potem wydawało mi się to zuchwałością. Szłam do Jego stóp i prosiłam Go o przebaczenie. (…) Och! Boże! Dawał mi cierpienie i to samo cierpienie kazało mi mówić: Tak, Panie mój, oto ja gotowa na wszystko, czego chcesz. Jestem Twoja i ze względu na Twoją miłość oddam życie i krew, byle się Tobie podobać i aby spełnić Twoją świętą wolę (D 1, 31-32).

W początkach życia zakonnego Weronika otrzymała dar korony cierniowej. Była ona niewidoczna dla innych, ale nieustannie zadawała młodej profesce ból. W tym czasie zaczęła nazywać siebie pośredniczką.

Tak mocno była odciśnięta na moim sercu męka Odkupiciela, że często z powodu bólu omdlewałam. To cierpienie powodowało we mnie wielkie współczucie dla grzeszników, ofiarowywałam Ojcu odwiecznemu wszystkie cierpienia Jezusa, wszystkie Jego zasługi, jak również zasługi Najświętszej Dziewicy w intencji nawrócenia wszystkich grzeszników. Z wielkim naleganiem prosiłam o cierpienie, mówiąc Panu, że chciałam być pośredniczką między Nim i grzesznikami. On dawał mi wtedy więcej cierpień (D 5, 770).

W tej modlitwie wstawienniczej możemy zobaczyć charakterystyczną dla mniszki nieustępliwość, wytrwałość i siłę. Coraz częściej Pan Jezus zapraszał Weronikę do cierpienia za konkretne dusze.

Wydaje mi się, że pamiętam, iż pewnego razu, trwając na modlitwie, w jednym momencie znalazłam się jakby poza sobą. Wydawało mi się wtedy, że Pan ukazał mi mnogość dusz, wszystkie znajdowały się nad wielką przepaścią. I Pan powiedział mi: Powierzam ci je. Czego chcesz? Ja poprosiłam o zbawienie wspomnianych dusz i z serca mówiłam: Mój Boże, ufam, że przez zasługi Twojej najświętszej męki nawrócisz je wszystkie do siebie. I On powiedział mi, abym podjęła jakieś cierpienie. Och! Boże! Przyszło mi tak wielkie pragnienie cierpienia dla zbawienia wspomnianych dusz! W tym momencie wróciłam do siebie i przez całą noc nie czyniłam nic innego jak tylko pokuty. Czułam, że nie spostrzegłam nawet tego, co robiłam (D 1, 36).

Cierpienie wstawiennicze nigdy nie ograniczało się do udręk fizycznych. Weronika była również kuszona przez złego ducha, który często otwarcie wyrażał swoją nienawiść do niej. Młoda wtedy profeska nie zniechęcała się jednak, trwając nieugięcie na modlitwie i pokucie.

Podczas gdy czyniłam pokuty, wydawało mi się, że całe piekło się rozpętało. Słyszałam wiele hałasów, wycia, zgrzyty, syki jakby węży. W końcu wydawało mi się, że słyszałam naraz wiele głosów, ale nie mogłam zrozumieć, co mówiły. Pamiętam jedynie, że w końcu powiedziały: „Jesteś przeklęta! Zapłacisz nam!”. Gdy to mówiły, pomieszczenie, w którym byłam, stanęło całe w ogniu, ale zaraz to minęło. Wydawało mi się, że zrozumiałam, iż kusiciel zazdrościł. Nie chciał, abym się modliła o nawrócenie grzeszników. Nabrałam otuchy i nie przestawałam. Po chwili udałam się do stop Jezusa ukrzyżowanego i z serca oddawałam Mu się jako pośredniczka między Nim a grzesznikami. Wydaje mi się, że pamiętam, iż pewnego razu Ukrzyżowany powiedział mi słyszalnym głosem: „Moja oblubienico, przyjemne Mi są twoje uczynki miłosierdzia, które czynisz dla tych, którzy są w Mojej niełasce, potwierdzam cię jako pośredniczkę, jak tego pragniesz. To wszystko wydarzyło mi się w trzecim roku nowicjatu” (D 1, 36-37).

8 kwietnia 1697 roku Pan Jezus wśród reguł, którymi miała się kierować w życiu, wymienił również posługę bycia pośredniczką.

Wybrałem cię, jako pośredniczkę między grzesznikami a Mną. Teraz jednak potwierdzam cię i daję ci ten obowiązek bezpośrednio z moich ust, nie poprzez natchnienia, ale na głos. Na tym niech skupia się twoja aktywność, aby zbawiać dusze. Bądź zawsze gotowa, aby oddawać życie i krew dla mojej chwały i dla zbawienia dusz (D 1, 911).

W ważnych dla siebie intencjach podejmowała liczne pokuty, ale również znosiła codzienne trudności. Przyjmowała je bez narzekania, gdyż były kolejnymi okazjami do cierpienia, które mogła ofiarować Panu.

Nigdy nie narzekała, ani nie okazywała żalu w swoich chorobach, przeciwnościach i udrękach. Nigdy nie skarżyła się, znosząc je z najwyższą cierpliwością i wyrzeczeniem, chwaliła i błogosławiła Pana i pragnęła zawsze więcej cierpieć, i zwykła była mówić: „Cierpienie nie jest mi cierpieniem, cierpię, gdy ktoś mnie żałuje”. Innymi razy wyrażając się w innych słowach mówiła: Dni cierpień były dniami raju przez zasługę, jaką miała w znoszeniu ich (Summ., 359-360).

Jeszcze inny fragment zeznań Błogosławionej Florydy mówi o odrazie, jaką święta Weronika żywiła do grzechu. Świadomość, że ludzie nieustannie odwracają się od Boga i Go obrażają zadawała jej wielki ból.

Przez gorliwość swojej wielkiej wiary miała wielką odrazę do grzechu, którego nienawidziła miliony razy bardziej niż śmierci i samego piekła; płakała gorącymi łzami, modliła się, podejmowała wielkie pokuty za nawrócenie grzeszników i bardziej prosiła Pana, aby dał jej męki i utrapienia, aby się nawrócili, i miała z tego największą pociechę, gdy słyszała, że skłonili się do pokuty. Ja sama widziałam na własne oczy, jak siostra Weronika płakała, krwawymi łzami, które sama osuszałam i było to, gdy jakby w ekstazie modliła się o nawrócenie grzesznika, którego imię przemilczę z powodu należnego szacunku. Gdy służebnica Boża trwała w swym ekstatycznym skupieniu powiedziała mi: „Dalej, rozweselmy się, ponieważ mam nadzieję, że zdobędziemy tę duszę”, i dowiedziałam się później od spowiednika, że mówiła mu, że ta dusza nawróci się do Boga, jak się faktycznie stało i sprawdziło się. Wiem, że żyła i umarła święcie, a jej nawrócenie było publicznie wiadome i znane (Summ., 52).

Wielkim pragnieniem, które Weronika często powtarzała w zapiskach Dziennika, była chęć, aby czyściec opustoszał.

Następnie poranek przeżyłam w cierpieniu i – będąc posłuszna spowiednikowi – poprosiłam Najświętszą Maryję o łaskę, aby ukazała mi duszę, która kilka dni temu przeszła do innego życia. Zrozumiałam, że przebywa w czyśćcu, ale jej nie widziałam. Będąc posłuszna wyraziłam gotowość na przyjęcie cierpień również za tę duszę, Najświętsza Dziewica powiedziała mi: „Córko, obiecuję ci trzeci czyściec, stanie się to jutro rano, jeśli tak chce święte posłuszeństwo. Powiedz mojemu słudze, że ta dusza miała nabożeństwo do świętego Floryda, a że jutro przypada jego święto, więc udzielę łaski uwolnienia tej duszy, a tobie dam doświadczyć większych cierpień”. W jednej chwili wszystko zniknęło. Zostało we mnie gorące pragnienie, aby cierpieć za tę duszę. Och! Gdybym mogła otrzymać tę łaskę, aby czyściec opustoszał, a ja cierpiałabym za wszystkie dusze! Uczyniłabym to chętnie, kosztem mojego życia, gdyby taka była wola Boża. Jest tam tak wiele dusz, które cierpią; każdy, kto widziałby i słyszałby ich cierpienia, skłoniłby się do litości (D 3, 1168).

 

Modlitwa za Kościół, papieża i przełożonych

Weronika chętnie modliła się za Kościół, za papieża, biskupa i spowiedników. Wyrażała wobec nich szacunek i bezwzględne posłuszeństwo.

Odznaczała się w wierze poprzez cześć i szacunek, które żywiła na pierwszym miejscu wobec papieża, kardynałów, biskupów, a zwłaszcza biskupów Città di Castello, jako swoich przełożonych zwyczajnych, dostojnikom Kościoła świętego, kapłanom tak diecezjalnym, jak zakonnym, których czciła jako Ministrów Boga i zwykle nazywała ich zarówno na głos jak i na piśmie, że byli na tej ziemi namiestnikami (Summ., 51).

Poniższy fragment dziennika jest przykładem troski Weroniki o Kościół i jego pasterzy. Papieżem w latach 1700–1721 był Klemens XI. Pisząc o prałacie Weronika miała na myśli biskupa Città di Castello Alessandro Codebò, który pełnił ten urząd w latach 1716–1733.

Kiedy następnie polecałam potrzeby Kościoła świętego i papieża, zrozumiałam, że jest wiele udręk i wielkich błędów przeciw świętej wierze. Tu modliłam się wiele i wystawiłam się na wszelkiego rodzaju udręki za nawrócenie niewiernych, o wytrwanie chrześcijan w świętej wierze i abyśmy wszyscy rozpoznali wielkie dobrodziejstwo narodzenia się w łonie Kościoła świętego. Polecałam również wszystkich przełożonych, zwłaszcza naszego prałata, i prosiłam Najświętszą Maryję, aby mu towarzyszyła we wszystkich jego potrzebach i wysłuchała go według jego intencji. Mówiłam Jej: „Droga Mamo, pamiętaj że jest on Ci oddany. Spraw, aby czynił wszystko doskonale i według woli Twojej i Twojego Najświętszego Syna”. Prosiłam ją o błogosławieństwo, i Ona udzieliła go obficie i powiedziała mi, abym Ją prosiła o łaski. Mówiąc mi tak, błogosławiła ojca i wszystkie stworzenia według mojej intencji i pragnienia; i w tym momencie pobłogosławiła również mnie i całą moją wspólnotę. Bogu niech będą dzięki! (D 4, 165).

O jej posłuszeństwie i szacunku wobec sług Kościoła zaświadczyła również Błogosławiona Floryda.

Muszę szczerze zaświadczyć, że godna podziwu była jej uległość i posłuszeństwo biskupowi, który był w danym czasie, spowiednikom, kierownikom i przełożonym klasztoru. Widziałam ją zawsze zależną z całą pokorą i rezygnacją z siebie na rzecz posłuszeństwa, pełniąc je z łatwością i zadowoleniem we wszystkim, co było jej nakazane, nawet gdy była to poważna rzecz. Nie dochodziła, czy było to jej obowiązkiem czy nie, gdy było polecone przez posłuszeństwo, które nazywała swoim ukochanym (Summ., 390).

Jej miłość do Kościoła i jego przedstawicieli przeszła ciężką próbę, gdy była poddawana licznym próbom i upokorzeniom po otrzymaniu stygmatów. Próbę tę przeszła zwycięsko, zawsze do końca zachowując posłuszeństwo.

Jest sprawą niewątpliwą i oczywistą, że jaśniało jej posłuszeństwo i szacunek wobec przełożonych wyższych. Dokładnie wypełniała zakaz nałożony przez Święte Oficjum niedługo po otrzymaniu stygmatów, aby nie rozmawiać z nikim przy kracie, ani w rozmównicy, ani przy kracie Komunii, chyba ze z biskupem, jej prałatem, spowiednikami zwyczajnymi i swoimi siostrami, mniszkami w Mercatello, jej ojczyźnie. Nigdy nie okazywała najmniejszego pragnienia w ciągu tych trzydziestu lat, dopóki żyła, aby był odwołany lub przynajmniej złagodzony ten nakaz. Co więcej, wypełniała go z taką dokładnością, że sprawiała wrażenie, że doświadczała w tym przyjemności (Summ., 391).

Modlitwom Weroniki polecane były osoby nie tylko z Città di Castello i okolic, ale z całej Europy. Przykładem jest modlitwa o męskiego potomka dla rodziny cesarskiej.

Siostra Weronika spełniła wiele różnych cudów zarówno za życia jak i po śmierci. Wiem, między innymi, że wiele osób je uzyskało w następstwie jej modlitw. Szczególnie wiem, że cesarzowa, żona cesarza Karola VI otrzymała syna chłopca dzięki jej wstawiennictwu w ten sposób. Napisał ojciec generał kapucynów, zwany Raguseo mieszkający wtedy w Wiedniu list do mnie, w którym mówił, że prosi siostrę Weronikę, aby na wszelkie sposoby prosiła Boga, aby uprosić syna wspomnianej cesarzowej. Gdy przeczytałam ten list samej siostrze Weronice, prosząc ją o uproszenie od Boga tej łaski, na prośbę ojca Generała, natychmiast służebnica Boża weszła w skupienie i słyszałam na własne uszy podczas tego hałas wewnętrzny, zwykły ruch znaków, które miała odciśnięte na sercu. Powróciwszy do siebie z tej ekstazy, zapytałam ją: „otrzymamy tę łaskę?”, a ona odpowiedziała: „otrzymamy”. O czym poinformowałam moim listem ojca najczcigodniejszego generała w Wiedniu, a on mi odpowiedział, że miał taką nadzieję, ponieważ rzeczywiście cesarzowa była w ciąży, a następnie urodziła chłopca, ale potem z ukrytych sądów Bożych przeszedł do chwały raju. Poprzez swoje modlitwy otrzymała od miłosierdzia Bożego nawrócenia wielu różnych grzeszników, również osądzonych, jak słyszałam od kierowników i mniszek, jak również sama dowiedziałam się o tym z listów (Summ., 476-477).

 

Stygmaty

Nawet tak głębokie i intymne doświadczenie, jakim było otrzymanie stygmatów męki Pańskiej, miało służyć wielu osobom. Motywy ujawnienia tych ran na zewnątrz podał sam Pan Jezus, gdy Weronika błagała Go, aby zechciał je ukryć.

Prosiłam Pana, aby zechciał mi wyświadczyć łaskę ukrycia tych znaków ran. Ale dał mi zrozumieć, że nie chce, aby były ukryte, ale chce, aby poprzez nie, roznieciła się słaba wiara, ponieważ już prawie zanikła. „Ten nadmiar miłości, który okazałem i umieściłem w tobie, jest nie tylko dla ciebie, ale dla całego świata. Pragnę, aby wiele moich sług widziało na własne oczy moje pieczęcie, ażeby każdy z nich ożywił się w działaniu i odpowiadaniu na moją miłość. Nie tylko chcę, aby widzieli je moi słudzy, ale wszystkie stworzenia osiągnęły z nich ten owoc, którego od nich wymagam dla ich zbawienia” (D 2, 12).

Stygmaty miały więc być znakiem przede wszystkim dla kapłanów, ale również dla wszystkich ludzi, aby ożywić ich wiarę. O pragnieniu ukrycia zewnętrznych znaków ran wspomniała również w swoim zeznaniu Błogosławiona Floryda.

5 kwietnia 1697 roku medytując pasję naszego Pana, miała bardzo gorące pragnienie bycia godną dzielenia jej i gdy, będąc poza zmysłami, miała wizję intelektualną, a następnie realną, Jezusa Chrystusa Ukrzyżowanego, od którego pięciu ran wyłoniło się pięć ostrych promieni, jeden z nich w formie włóczni, i zraniły obie ręce, obie nogi i jej bok z tak wielkim bólem, że spowodował on powrót do zmysłów. Następnie prosiła ona Pana, aby pozwolił jej doświadczać Jego pasji wewnętrznie, a nie zewnętrznie. Gdy mogła zapalić światło i zobaczyła, że jest cała pokryta krwią, która ściekała zwłaszcza z rany boku, nadal polecała się całym duchem Panu, ażeby raczył usunąć te zewnętrzne znaki. Aby sprawił, żeby nikt o tym nie wiedział, ale by zostawił jej czyste cierpienie bez żadnego zewnętrznego znaku (Summ., 157).

Zewnętrzne znaki ran były też powodem przykrych i upokarzających prób, stosowanych przez Święte Oficjum w celu zbadania autentyczności mistycznych doświadczeń Weroniki. Była to dla niej kolejna okazja do cierpienia.

Zostawiam Ci te rany, abyś przeżyła to cierpienie i aby Święte Oficjum przeprowadziło swoje próby. W ten sposób wyjaśni się, że jest to moim dziełem, potem ukryję te znaki z rąk i nóg, ale przygotuj się na wielkie cierpienie. Tego chcę Ja (D 2, 179).

Warto też przytoczyć wypowiedź Błogosławionej Florydy o tym, jak Weronika przezywała swoją codzienność mając bolesne rany na rękach, stopach i boku.

Siostra Weronika, czcigodna, przez cały czas dwudziestu czterech lat, kiedy z nią żyłam, zawsze swoimi rękami stygmatyzowanymi działała swobodnie, szybko, jakby nie miała wspomnianych świętych stygmatów wcale na rękach. Pracowała, otwierała i zaciskała dłoń, tak jak ja, tak, że nie czyniły jej żadnej przeszkody. Robiła wszystko jak zdrowa, bardzo zdrowa, jak inne i jeszcze bardziej niż inne. W taki sam sposób chodziła swobodnie, pewnie i szybko bez utykania, jak czyniłyśmy i czynimy my, pozostałe. Co więcej pamiętam, że pewnego razu będąc przypadkowo poparzona w nogę, na którą ja nieszczęśliwie upuściłam nieco gotującej się polewki chlebowej z garnka, gdy ją nalewałam. Stało się to gdy przez przypadek byłyśmy razem kucharkami. Ponieważ to oparzenie powstało naturalnie utykała przez kilka dni. Podobnie rana boku, opisana przeze mnie wielokrotnie, nigdy nie przeszkadzała jej w działaniach, gdy była otwarta. Nosiła naręcza drewna, dzbany wody, robiła pranie, całowała ziemię schylając się swobodnie. Wykonywała swobodnie i szybko wszystkie prace, działając dla siebie i dla wspólnoty, jakby ją nic nie bolało, co więcej pracowała więcej niż inne, ponieważ wszystkim pomagała (Summ., 166).

Stygmaty męki Pańskiej nie przeszkadzały zatem Weronice w jej codziennym życiu i posłudze.

 

Dziennik

Weronika utrwalała na piśmie swoje mistyczne stany i doświadczenia, ponieważ tego żądali od niej kolejni spowiednicy i biskupi. Czyniła to niechętnie, zazwyczaj nocą. Ale również w tym trudnym obowiązku kryła się ważna misja, gdyż Pan przewidział, aby słowa Dziennika były znane wszystkim dla Jego chwały.

Pan dał mi poznać, że mam opisać wszystko, ponieważ tak chciał; i że te pisma przyniosą wielką korzyść wielu duszom; i chciał, aby rozeszły się wśród całego chrześcijaństwa (D 2,15).

W wielu miejscach dziennika możemy znaleźć zapewnienia Pana, że zapiski Weroniki są Jego wolą i pragnieniem.

Kiedy pisałam dzisiaj w celi, wydało mi się, że słyszę jakby głos wewnętrzny, który tak mówił: „Jestem z tobą; cóż pragniesz innego?” (…) Znowu zdało mi się słyszeć ten głos, który powiedział mi: „Pisz. Ten wysiłek jest mi tak miły, jak modlitwa; bo te rzeczy będą z wielką korzyścią dla dusz. Ale opisz wszystko. Są to moje dzieła, nie wątp” (D 2, 243).

Więcej nawet, Pan Jezus obiecał szczególne łaski dla tych, którzy będą pomagali opisać życie Świętej Weroniki.

Wiedz, że każdemu, kto trudzić się będzie przy przedsięwzięciu polegającym na opisaniu twojego życia, chcę wyświadczyć specjalne łaski. Tak samo chcę, aby wszystko to było jawne. Są to moje dzieła; są to moje dary; są to moje szczególne łaski; a wszystko to będzie na moją chwałę (D 2, 288-299).

Z biegiem lat prowadzenie dziennika było dla Weroniki coraz trudniejsze. Traciła zdrowie i siły. Często prosiła o pomoc Maryję, która w końcu zaczęła dyktować mniszce zapiski, przypominając jej codzienne wydarzenia. Jest to ewenement w historii Kościoła, że dziennik w ostatnim etapie życia Weroniki, prowadzony był w drugiej osobie liczby pojedynczej.

Inną łaską, którą otrzymała czcigodna Siostra Weronika od najświętszej Maryi, była ta, że gdy zostało jej nakazane przez przełożonego i kierowników duchowych zapisywać wszystko to, co jej się wydarzało w ciągu dnia, gdy była już w starszym wieku i miała swoje niedyspozycje tak nadnaturalne, jak i naturalne, i nie mogła już z łatwością wypełniać tego, co zostało jej nakazane, polecała się Najświętszej Matce, ażeby ją wspomogła i podpowiedziała jej słabej pamięci to wszystko, co miała pisać. Zaświadczają to same pisma, pełne doskonałych sentencji i dowodów doskonałości Bożych, miłości Boga wobec stworzeń, naszej nicości, dusz w czyśćcu, potępionych dusz w piekle, dusz żyjących i dlatego dzieliła się z ludźmi uczonymi i duchowymi, które czytały i uznały, że wszystkie wspomniane pisma nie mogły być podyktowane przez światło naturalne, ale były efektem oświeceń i przekazów ponadnaturalnych (Summ., 332).

Weronika, nawet mając świadomość, że jej notatki będą czytanie nie tylko przez jej spowiedników, ale że ma w nie wgląd coraz więcej osób, nie próbowała siebie wybielać, niczego nie ukrywała. Pozostała prosta, bezpośrednia i z otwartością przyznawała się do swoich braków i niedoskonałości.

Chociaż służebnica Boża odznaczała się głęboką pokorą w pismach, w swoich spowiedziach, które Pan Bóg i posłuszeństwo nakazywali jej czynić, opisując w nich swoje wyznania i wszystkie swoje winy bardzo szczegółowo, nie bacząc, że miały się o nich dowiedzieć osoby ze świata, co więcej wyrażała się z przesadą szczerą i wielką, podczas gdy ja sama słyszałam wiele, wiele razy, że przez okazanie tej nędzy i niedoskonałości, jaką była, chciała objawić całemu światu swoje winy i mówiła to z serca (Summ., 427-428).

 

Posługa we własnej wspólnocie

Misja Weronika to też jej powołanie do życia w konkretnej wspólnocie i posługi jakie w niej pełniła.

Jako opatka coraz bardziej jaśniała tą cnotą świętej wiary, przez jedenaście lat przełożeństwa poświęcała się cudownie sprawom duchowym, prowadziła swoje siostry do doskonałości, do zachowania świętego prawa i reguł Zakonu, nie tylko swoim wspaniałym przykładem, ale również poprzez rozmowy, w których tak się rozpalała, że wydawało się to mową anielską przez święte dokumenty i mocne powiedzenia, które nam dawała (Summ., 52).

Jako opatka, Weronika prowadziła kapituły win. Ponieważ czuła się niezdolna, aby napominać inne siostry, prosiła o pomoc Maryję. Ona rzeczywiście dawała jej bardzo konkretne natchnienia dotyczące kolejnych sióstr. Przykładem jest kapituła z 12 listopada 1717 roku, gdy siostry rozpoczynały nowennę przed wspomnieniem Ofiarowania Najświętszej Maryi Panny. Zacytuję jej pouczenia skierowane jedynie do kilku sióstr.

Pierwsza była nowicjuszka. Dałam jej, jako pokutę, nawiedzenie najświętszych ran Jezusa oraz aby były one jej mieszkaniem; aby jako ćwiczenie była gorliwa i posłuszna, aby była uważna na wszystkie przepisy reguły oraz aby była pokorna i miała nabożeństwo do Najświętszej Maryi, by Ona pomogła jej czynić wszystko owocnie.

Po niej przyszły siostra Hiacynta i siostra Franciszka. Polecałam im, aby we wszystkich swoich działaniach pozostawały umysłem w Bogu i aby, zwłaszcza teraz, były wraz z Najświętszą Dziewicą w świątyni aby uczyły się od Niej ścisłego posłuszeństwa i czystości intencji, aby we wszystkich sprawach łączyły się z wszystkimi czynami, które Ona spełniała z wielką czystością a także aby ofiarowały Panu swoje dzieła w zjednoczeniu z dziełami Maryi. Tak czyniąc, będą się podobały Jezusowi i nie będą popełniały niedoskonałości.

Siostrze M. Angeli powiedziałam, aby przez całą tę nowennę mówiła swoim towarzyszkom z nowicjatu, aby trwały zawsze w obecności Bożej. Aby pamiętały, że Bóg je widzi, i aby to wszystko zamierzała powiedzieć samej sobie.

Siostrze M. Wiktorii, aby za każdym razem, gdy słyszy dzwonek na oficjum, mówiła sobie: Ten głos pochodzi od Boga. Aby pobudzała towarzyszki z nowicjatu, aby rywalizowały, która z nich będzie pierwsza, by trwać na modlitwie w pełnym skupieniu.

Siostrze M. Konstancji, ponieważ jest infirmerką, przypomniałam o miłosierdziu dla wszystkich oraz o staraniu się we wszystkich sprawach wspólnych, zwłaszcza w byciu uważną na pierwsze dźwięki dzwonu, w posłudze chorym, niech poznaje siebie i czyni wszystko ze świętą pokorą (D 3, 1169).

Ważnym świadectwem o tym, jaką siostrą i matką była Weronika i jak odbierały ją na co dzień siostry jest zeznanie Błogosławionej Florydy.

Siostra Weronika zarówno jako zwykła zakonnica, jak i w swoich obowiązkach odznaczała się pobożnością, miłością Boga i bliźniego, gorliwością o zbawienie dusz, najwyższą czcią Jezusa, Maryi i świętych, heroicznymi cnotami, wielkim pragnieniem cierpienia, życiem pokutnym i umartwionym. Odznaczały się zadziwiająco jej miłosierdzie, pokora, zaparcie, posłuszeństwo, cierpliwość w chorobach, niechęci od niektórych sióstr, dręczeniach demona, ale jeszcze jaśniała cudownie w obowiązkach, które pełniła w klasztorze, będąc prawie zawsze zaangażowaną.

Zwłaszcza stała się godna podziwu w obowiązku mistrzyni nowicjuszek, który pełniła przez około trzydzieści lat, pod której kierunkiem mi samej przypadł los bycia jej nowicjuszką przez zwyczajowe trzy lata. Co więcej byłam przez nią stale wychowywana przez dwadzieścia cztery lata, które przeżyłam w tym świętym odosobnieniu. Pouczała z najwyższą miłością o świętej bojaźni Bożej, o misteriach świętej wiary, o regułach Zakonu, o cnotach moralnych, o działaniach i pracach ręcznych w klasztorze. Nowicjuszki poddane jej pieczy kierowała po drodze doskonałości, przygotowywała do posługi w klasztorze.

Przeszła następnie do stopnia opatki, została nią wybrana za pozwoleniem Świętego Oficjum z powodu wcześniejszego zakazu jaki otrzymała, aby przyjąć taki obowiązek. Ćwiczyła się w tym następnie z taką uwagą, pobożnością, miłosierdziem i przyjemnością, że nie zaniedbując służby Bożej, zachowywania zasad odosobnienia i zarządzania doczesnego klasztorem, zyskała taki szacunek i cześć wszystkich sióstr, że ukończywszy pierwsze trzechlecie była wybierana jednogłośnie za pozwoleniem Kongregacji, Biskupów i Przełożonych jeszcze trzykrotnie na opatkę. Byłyśmy bardzo rozżalone, gdy minął jedenasty rok jej przełożeństwa i zostałyśmy jej pozbawione z powodu śmierci, która nastąpiła 9 lipca 1727 roku. Łagodziła nasz ból jedynie w cierpliwym znoszeniu choroby, trwającej trzydzieści trzy dni. (Summ., 34).

Weronika odznaczała się troską o potrzeby sióstr jej powierzonych, zarówno duchowe jak i materialne. Była również staranna w dbaniu o pracowników klasztoru.

Służebnica Boża zwracała szczególną uwagę, zwłaszcza w czasie, gdy była opatką, czy każda z sióstr miała wszystko, co powinna oraz czy robotnicy, kupcy i inni, którzy posługiwali w klasztorze otrzymywali odpowiednią zapłatę. Była na to tak uważna, że natychmiast, gdy coś wykonali lub dostarczyli, byli natychmiast opłacani, nigdy nic nie zostawiała dla siebie. Ponadto starała się, aby przez przedstawiciela klasztoru zachowana była sprawiedliwość (Summ., 329).

Weronika, służąc siostrom i zabiegając o jedność wspólnoty, unikała stronniczości. Również w tym przypadku jej postawa odnosiła się również do osób spoza klasztoru.

Służebnica Boża nie okazywała stronniczości wobec jakiejkolwiek siostry, okazując się wspólną matką, wszystkich i wszystkie traktując jednakowo. Rozdzielała obowiązki i prace siostrom z wielką prostotą i na miarę ich zasług i talentu. Ponadto odznaczała się w tej cnocie w praktykowaniu dzieł miłosierdzia, podczas gdy interesowała się dobrem duchowym i doczesnym zarówno ubogich jak i bogatych, zarówno szlachetnie urodzonych jak i plebejuszy, i dla nich miała modlitwy, rady i pokuty według potrzeb (Summ., 329-330).

Weronika odznaczała się wielka siłą duchową. Dotyczyło to jej cierpień, wszelkich mistycznych doświadczeń, ale również codziennych posług.

Służebnica Pańska okazywała się bardzo silna w przyjmowaniu i doprowadzaniu do końca trudnych przedsięwzięć, jakimi były prace budowlane wyżej opisane. I okazywała się taka w znoszeniu i cierpieniu nieszczęść, przeciwności i udręk z zadowoleniem i radością (Summ., 360).

 

27 grudnia 1720 roku, w dniu swoich sześćdziesiątych urodzin Weronika zapisała w dzienniku pod dyktando Maryi słowa świadczące o jej najgłębszej motywacji. Miłość, która pochodziła od samego Boga, do której sama nie byłaby zdolna pobudzała ją do modlitwy i wierności.

Zjednoczyłaś się z miłością i dokonało się w tobie dzieło, którego nie mogłabyś sprawić sama z siebie, ale które Bóg swoją mocą zdziałał w tobie, na drodze miłości. Polecił tobie, abyś Go ko chała, a ty kochając Go Jego miłością nie tylko zgodziłaś się z Nim, aby Go kochać za siebie, ale wezwałaś wszystkie stworzenia, ażeby uznały najwyższe dobro, i powtarzałaś wiele razy na sposób miłości i samą miłością: koniec zmysłów, koniec natury ludzkiej; tylko Bóg: Jego chcę kochać. Przyjdźcie wszystkie, o stworzenia bezrozumne, przyjdźcie, kochajcie Najwyższe Dobro: przyjdźcie grzesznicy, nawróćcie się do Boga. On jest najwyższą miłością, i nieskończone jest Jego miłosierdzie: przestańcie Go obrażać, powróćcie do Boga. On cały jest miłością; da wam swoją miłość, abyście Go kochali, przyjdźcie wszyscy. Gdy mówiłaś w ten sposób, miłość Boża mówiła za ciebie w tobie, a ty nie zdawałaś sobie z tego sprawy (D 4, 375).

 

Judyta Katarzyna Woźniak OSCCap

 

Może Cię również zainteresować