św. Franciszek z Asyżu

Naczynie pełne miodu

25 lipca 2021

Ci którzy przyglądali się jak odmawiał psalmy, odnieśli wrażenie, że dla niegoBóg był widzialnie obecny (1Bon 16, 6,10). To była autentyczna, szczera rozmowa – niekiedy spokojna, kiedy indziej znów trudna, bo pełna bolesnych pytań wypowiadanych ze ściśniętym sercem, przez łzy. Taka była modlitwa świętego Franciszka z Asyżu. Nieustanna jak oddech dający życie, prostolinijna, jak prośba dziecka, gorąca jak żar ogniska, w świetle którego bracia mniejsi odmawiali swe codzienne oficjum.

Opis modlitwy Franciszka przekazany nam przez jego braci nie pozostawia wątpliwości: to było spotkanie. Nie przypadkowe, mało znaczące, przeżywane niedbale i w pośpiechu, ale oczekiwane, upragnione, najważniejsze spośród wszystkich wydarzeń dnia. Jego relacja z Bogiem miała charakter oblubieńczy i cechowała ją zdolność do wejścia w wyjątkową bliskość z Bogiem. Takie też było jego pragnienie: tak bardzo zbliżyć się do Niego, upodobnić, by wręcz zespolić się w jedno. Szokująco w swym radykalizmie brzmią słowa, w których zdradził braciom sekret osiągnięcia tak wielkiej zażyłości z Bogiem. To wezwanie do zupełnego wyrzeczenia się „własnego sposobu myślenia, które sprawia, że człowiek staje się posłusznym narzędziem w Bożych rękach i „nagi wydaje się w ramiona Ukrzyżowanego” (1Bon 7,2,1). To właśnie stało się z Franciszkiem. Tak bardzo zbliżył się do Chrystusa, że stał się do Niego zewnętrznie podobny poprzez stygmaty. To dlatego święty Bonawentura mógł zgodnie z prawdą napisać: „Prawdziwa miłość do Chrystusa przekształciła kochającego, upodabniając go do Jego obrazu”(1Bon 13,5,1).

Początków tej wyjątkowej bliskości z Ukrzyżowanym należy upatrywać w wydarzeniu mistycznego spotkania które miało miejsce w zrujnowanym kościele San Damiano i które na stałe naznaczyło jego sposób patrzenia. Odtąd stale miał w pamięci mękę Pańską i podobnie jak to się dzieje z zakochanymi, którzy nie tracą sprzed oczu obiektu miłości, tak on „zawsze patrzył w twarz swego Chrystusa, zawsze dotykał męża boleści znającego niemoc” (Mem 85,9). Owo pragnienie przebywania z Umiłowanym motywowało go do szukania miejsc odludnych: opuszczonych kościołów czy trudno dostępnych samotni, gdzie z dala od ludzkich oczu mógł w ciszy rozkoszować się obecnością swego Boga. Postępował tak odkąd zrozumiał, że „Duch Święty tym doskonalej obdarza ludzi swoją upragnioną obecnością, im bardziej są oni oddaleni od światowego hałasu.”(1Bon 10.3, 1).

Gdy modlitwa w samotności nie była możliwa, bo na przykład łaska Boża nawiedziła go nagle w miejscu publicznym, robił sobie schronienie z płaszcza, lub zakrywał twarz rękawem. W ten sposób nawet w tłumie, pośród gwaru przygotowywał w swym sercu przestrzeń intymnego spotkania z Bogiem. Modlitwa Franciszka obfitowała w ekstazy, duchowe uniesienia, prorocze wizje i przepowiednie. Pan Bóg obdarzył go łaską przenikania sumień, zdolnością wnikliwego rozumienia Bożego Słowa oraz poznania swych tajemnic. Choć obdarowany tak wielkim bogactwem duchowych przeżyć, bezpośrednio obcował z Bogiem, pozostał skromny i pokorny, a braciom, którzy prosili, by nauczył ich modlić się, polecił powtarzać słowa modlitwy Ojcze nasz oraz „Wielbimy Cię, panie Jezu Chryste, tu i we wszystkich kościołach Twoich, które są na całym świecie i błogosławimy Tobie, że przez krzyż Twój odkupiłeś świat” (T 5). Nauka Franciszka miała charakter praktyczny, miał bowiem świadomość, że on sam jest dla braci przykładem i punktem odniesienia. Preferował kontemplację, lecz wyczulony na natchnienia Ducha Świętego pozostawał dyspozycyjny i otwarty na nowe sposoby wyrazu. Wymownym przykładem jest urządzona na wzór liturgii godzin modlitwa, w której Franciszek polecił bratu Leonowi powtarzać wypowiadane przez siebie słowa, w których deprecjonował samego siebie. Choć brat Leon starał się spełnić życzenie swego przełożonego, zamiast oskarżeń Duch święty włożył w jego usta obietnice przebaczenia i chwały. Właśnie obecność Ducha Świętego stanowiła dla Franciszka wartość priorytetową. W regule zaleca braciom: „Niech pamiętają, że nade wszystko powinni pragnąć posiąść Ducha Świętego wraz z Jego uświęcającym działaniem” (2Reg 10,8).

Świadkowie Franciszkowej modlitwy niejednokrotnie doświadczali rzeczywistości nadprzyrodzonej: niekiedy otaczała go złocista poświata, kiedy indziej unosił się nad ziemią. Stwierdzono zjawisko bilokacji oraz stygmatyzacji. Jego modlitwa wstawiennicza, a szczególnie błogosławieństwo znakiem krzyża często skutkowały cudownymi uzdrowieniami, czy uwolnieniem z opętania.

Pan tak hojnie udzielał mu słodyczy swej łaski, że „odczuwał wlaną słodycz i rozkosz rzadko komu daną, tchnioną z góry” (VbF 92). Gdy pewnego razu grupa ludzi kierowanych duchem pobożności przybyła do opuszczonej pustelni, gdzie wcześniej święty Franciszek modlił się i pościł przez czterdzieści dni, znalazła tam małe gliniane naczynie, które służyło świętemu do picia, a po jego odejściu stało się mieszkaniem dzikich pszczół, które wewnątrz zrobiły plaster miodu. Biograf opisując ten fakt, stwierdził, że unaoczniła się „[w ten sposób] słodycz kontemplacji, jaką tam czerpał święty Boży” (Mem 169,5). By wyrazić głębię doświadczenia mistycznego Franciszka i rozkosz jakiej doświadczał podczas tych wyjątkowych dotknięć Boga, przekazał nam krótki, lecz bardzo afektywny opis: „Tak więc jego przenikliwy, kipiący żarliwością duch i jego wszystek wzrok i jego cała dusza zupełnie roztopiona w modlitwie przebywała w najwyższej krainie królestwa niebieskiego”(Mem 94,8). Ta słodycz płynąca z trwania w bliskości Boga, towarzyszyła Franciszkowi także podczas modlitwy brewiarzowej, bowiem „gdy w tekście występowało imię Pana, wydawało się, że oblizuje swoje wargi z nadmiaru słodyczy”(1Bon 10,6,10).

Modlitwa Franciszka ewoluowała. Z czasem pierwotne doświadczenie słodyczy charakterystyczne dla nowo nawróconych, ustąpiło miejsca bolesnemu zmaganiu – słodycz zamieniła się w gorycz. W miarę postępu w świętości, jego modlitwa coraz częściej stawała się walką; niekiedy dosłownym zmaganiem z szatanem zadającym fizyczne udręki, bądź próbującym odwieść go od modlitwy za pośrednictwem pokus: nieczystości, rozproszeń, czy zwątpienia. Niekiedy było to odziaływanie pośrednie uniemożliwiające modlitwę – poduszka z pierza, plaga myszy. Odpowiedź Franciszka była stanowcza – „Im mocniejsze cierpiał ataki wrogów, tym był silniejszy w cnocie i gorliwiej oddany modlitwie” (1Bon 10,3,2.) Tomasz z Celano opisuje trwającą kilka lat pokusę duchową, podczas której Franciszek „doznawał ucisku i cierpiał wielkie boleści; przeciw temu dręczył i karcił ciało, modlił się i bardzo gorzko płakał.” (Mem 115,5). Forma jego modlitwy zależna była od okoliczności. Gdy był sam w lesie lub  pustelni, głośno rozmawiał z Bogiem, z żarliwością wstawiał się za grzesznikami, a rozpamiętywaniu męki Pańskiej często towarzyszył przejmujący płacz. Gdy przebywał w obecności braci, zachowywał się bardziej powściągliwie: unikał bicia się w piersi, wzdychań i płaczu, lecz skupiony wewnętrznie cały pogrążał się w Bogu.

Jego modlitwa przybierała niekiedy całkiem przeciwstawne formy, w zależności od Bożego natchnienia i charakteru relacji w jakiej stawał przed Bogiem, bowiem „odpowiadał Mu jako Sędziemu, błagał Go jako Ojca, rozmawiał jak z przyjacielem, cieszył się jak z oblubieńcem” (Mem 94,2). Dostrzegamy w jego świadomości obecność całej Trójcy Świętej, stąd duchowość Franciszka określić można jako chrystocentryzm trynitarny – wychodzi od Ducha Świętego i przez naśladowanie Chrystusa i prowadzi do Ojca.

Franciszek spontaniczny z natury, pozostał taki także podczas spotkań z Bogiem. Zdarzały mu się nagłe wybuchy radości, a wówczas chwalił Boga śpiewając po francusku, bądź improwizując grę na skrzypcach z zapałem tańczył przed Panem. Taka niespodziewana euforia zwykle kończyła się łzami współczucia dla męki Pana. Kiedy indziej znów chował się w leśnym gąszczu lub trudno dostępnej pustelni, by tam rozkoszować się intymnym spotkaniem z Umiłowanym. Bywało, że jego modlitwa ograniczała się do kilku zaledwie słów, jak podczas całonocnej adoracji Chrystusa, gdy powtarzał nieustannie: „Bóg mój i wszystko!” (DbF 1,1). Kiedy indziej kierował do Boga modlitwy obfitujące w słowa. Spośród dziesięciu modlitw ułożonych przez świętego Franciszka, aż pięć ma charakter pochwalny ( PSł, KLUw, Z, MP, Of), bowiem specyficzną formą jego modlitwy było wysławianie i dziękczynienie.

Stawał przed Bogiem jako człowiek wewnętrznie wolny, zintegrowany, świadomy bycia częścią świata pierwotnie ukierunkowanego na oddawanie czci swemu Stwórcy. Ta solidarność z wszystkimi bytami stworzonymi była u niego czymś cudownym, a jednocześnie naturalnym oraz wyznaczała mu bezpieczne miejsce pośród świata zwierzęcego i bezrozumnych żywiołów. „Wszystkie stworzenia nazywał braćmi”(VbF 80,5), z niespotykaną wrażliwością dostrzegał w nich obecność Stwórcy i wspólnie z nimi oddawał Mu chwałę. Tomasz z Celano opisując modlitwę wewnętrzną Franciszka- „bez poruszania wargami”(VbF 94, 4), użył łacińskiego czasownika ruminare, który dosłownie znaczy przeżuwać. Tym sposobem wskazał na ten sposób spotkania z Bogiem, który polegał na „przeżuwaniu” treści intelektualnych, pochodzących z zewnątrz i kierowaniu ich do wewnątrz, jednocześnie zwracając ducha ku górze. To doprowadziło Franciszka do  stanu wyjątkowej jedności z Bogiem: „Cały stawał się nie tyle modlącym się, co samą modlitwą”(Mem 94,5).

Świadomość bycia przed Bogiem wyrażała się w jego zewnętrznej postawie. Pomimo chorób i słabości nie opierał się o ścianę czy mur, lecz stał wyprostowany, bez kaptura na głowie, a niekiedy modlił się na kolanach „zwłaszcza wówczas, gdy trwał na modlitwie przez większą część dnia i nocy”(1ZwD 22).

Franciszek przedstawiał się jako człowiek prosty i niewprawny w słowie i choć miał świadomość, że otrzymał większą łaskę modlitwy aniżeli kaznodziejstwa, zmagał się z dylematem, czy poświęcić się wyłącznie modlitwie, czy też od czasu do czasu głosić Słowo Boże. Choć wielokrotnie radził się braci oraz usilnie prosił Boga o światło w tej sprawie, nie potrafił rozpoznać, jaka jest Jego wola, a było to dla niego tak męczące, że przeżywał swego rodzaju agonię duchową. Uciekanie się do modlitwy celem rozeznania woli Bożej było zwyczajnym sposobem postępowania Franciszka, już od początku nawrócenia i choć zwykle szybko otrzymywał Bożą odpowiedź tak, że mógł powiedzieć: „W modlitwie otrzymuję rozeznanie wszystkiego co Mu się podoba, lub nie podoba” (ZwD 67), tym razem nie potrafił rozeznać. Ostatecznie otrzymał odpowiedź za pośrednictwem świętej Klary i brata Sylwestra, którzy jednomyślnie przekazali mu, że wolą Bożą jest, by poświęcił się także głoszeniu. Choć przystąpił do niego z gorliwością, powodowany troską o zbawienie dusz, to nie przysłoniła mu ona znaczenia relacji z Bogiem, która pozostawała dla niego najważniejsza. Dzięki temu stworzył swoistą koncepcję podziału czasu na poświęcony wyłącznie dla Boga oraz przeznaczony na posługę bliźniemu. W ten sposób intensywny czas ewangelizacji przeplatany był regularnymi odejściami na pustelnię, by oczyścić serce i na nowo napełnić się Bogiem.

Pobyt na pustelni wiązał się zwykle z postem. Źródła franciszkańskie podają świadectwa przynajmniej pięciokrotnych okresów czterdziestodniowej pokuty, gdy Franciszek w ciszy i umartwieniu trwał na modlitwie w miejscach odosobnionych. Powtarzające się cyklicznie okresy samotności i wyrzeczenia oznaczają, że niemal dwieście dni w ciągu roku spędzał w odosobnieniu, wiodąc życie pustelnicze. Dowodzi to, że zdecydowanie więcej czasu poświęcał kontemplacji, aniżeli czynnemu działaniu. I choć nie jest łatwo umiejętnie wyważyć w życiu te dwie rzeczywistości, udało mu się osiągnąć ową dającą pokój serca równowagę. Tę zależność modlitwy i aktywności święty Bonawentura ujął następująco: „Modlitwa pomagała mu również w działaniu. We wszystkim, co czynił nie opierał się na swoich zdolnościach, lecz ufał tylko łaskawości Bożej i w żarliwej modlitwie powierzał Panu wszystkie swoje przedsięwzięcia” (1Bon 10.1,3). Choć doceniał wartość samotni, jednak zdawał sobie sprawę, że o wiele ważniejsze od odpowiedniego miejsca jest wytrwałe zmaganie się z rozproszeniami i pragnienie wiernego trwania przy Bogu. Potwierdzeniem tej prawdy są słowa, które skierował do braci wyruszających na misje: „Gdziekolwiek jesteśmy i wędrujemy, mamy celę ze sobą: celą jest bowiem brat ciało, a dusza jest pustelnikiem, który przebywa wewnątrz celi, aby modlić się do Boga i rozmyślać. Dlatego jeżeli dusza nie pozostanie w spokoju i samotności swojej celi, niewielki pożytek przyniesie zakonnikowi cela zrobiona rękami.” (ZbA 108).

Choć pobożność Franciszka określono jako wszechstronną ze względu na namaszczenie Duchem Świętym (por. Mem 196,1), to pewne elementy życia duchowego miały dla niego większe znaczenie, chociażby kult maryjny, czy hołd oddawany aniołom, w szczególności świętemu Michałowi. Żywił też wielką cześć dla relikwii oraz świętych słów i imion – przede wszystkim imienia Jezus. Wyjątkowo uroczyście obchodził święto Bożego Narodzenia, nazywając go świętem nad świętami. W pobożności Franciszka wyraźnie dominuje rys pasyjny i eucharystyczny. Święty starał się często przyjmować Komunię świętą, a nie wysłuchanie przynajmniej jednej Mszy świętej w ciągu dnia uważał za zniewagę. Ponieważ w pierwszej wspólnocie braterskiej brakowało ksiąg liturgicznych, bracia za wzorem Franciszka „rozważali dniem i nocą księgę krzyża ciągle się w nią wpatrując” (1Bon 4,3). Franciszek często mówił im o miłości Ukrzyżowanego i zachęcał do wstępowania w Jego ślady, co nazywał drogą pokuty. Wyrazem jego osobistej pobożności pasyjnej było ułożenie Oficjum o męce Pańskiej, które stanowi osobistą kompozycję psalmów rozłożoną na cały rok liturgiczny. Powtarzająca się antyfona Święta Dziewico Maryjo stanowi dowód jego czci dla Maryi.

Niekiedy na modlitwie doświadczał stanów mistycznych, które przemieniały go także zewnętrznie. Wówczas wracając z modlitwy starał się ukryć swą przemianę i upodobnić do spotykanych ludzi, by uniknąć ich zainteresowania i podziwu oraz niebezpieczeństwa utraty otrzymanej łaski, bowiem jak mawiał: „Zdarza się, że dla marnej zapłaty porzuci się bezcenny skarb, a jego Dawcę sprowokuje, że drugi raz już tak łatwo go nie udzieli” (1Bon 10.4,5). Pouczał też braci, by otrzymując nową łaskę, mówili: „Mnie, niegodnemu grzesznikowi zesłałeś z nieba tę pociechę, Panie, a ja ją polecam Twojej straży, ponieważ uważam się za złodzieja Twego skarbu” (1Bon 10,4,9). Myśl tę trafnie ujmuje Napomnienie dwudzieste ósme: „Błogosławiony sługa, który tajemnice Pańskie zachowuje w sercu swoim.” Modlitwa nie była dla Franciszka tylko obowiązkiem wypływającym z realizacji specyficznego powołania w Kościele, nie była też wyuczoną techniką, lecz sposobem życia; czymś tak naturalnym, jak oddech: „Modlił się chodząc, siedząc, jedząc i pijąc, całe noce trawił na modlitwie” (VbF 71,6). Choć taka modlitwa była darem łaski, to wiązała się także z osobistym wysiłkiem przezwyciężania ludzkiej słabości: opieszałości ciała i skłonności umysłu do rozproszeń. Franciszek pokonywał je mocą sakramentów oraz surową ascezą: „Wypracował w sobie to staranne skupienie się podczas modlitwy, że bardzo rzadko doznawał tego typu rozproszeń” (1Bon 10,6,7). Znamienne jest jego powiedzenie: „Jeżeli ciało spożywa swój pokarm w spokoju, chociaż w przyszłości samo stanie się pożywieniem robaków, z jak wielkim spokojem powinna dusza przyjmować pokarm życia?” (1Bon 10,6,4). Sam dokładał starań, by jego umysł nie był zbyt zaangażowany sprawami, które utrudnią mu przebywanie w bliskości Boga: „Starał się na wszelki sposób być wolnym od wszystkiego, co jest na świecie, aby nawet przez godzinę spokój umysłu nie był zmącony skażeniem światowego zatroskania. Czynił się nieczułym wobec wszystkich rzeczy, które krzyczą na zewnątrz, a całym sercem skupiając zmysły wewnętrzne, oddawał się tylko Bogu.” (Vita brevior 571). Twierdził, że szczera modlitwa posiada zdolność przywracania radości utraconej na skutek grzechu i zniechęcenia. W takiej sytuacji sam natychmiast uciekał się do modlitwy, pouczając braci: „Sługa Boży, gdy jest czymś zmartwiony, zaraz powinien wstawać do modlitwy i tak długo trwać przed Ojcem Najwyższym, aż wróci mu swą zbawienną radość” (Mem 125, 9).

Pośród wielu cennych wypowiedzi Franciszka na temat modlitwy, warto zwrócić uwagę na słowa, które stanowią niejako probierz dobrej modlitwy: „Zakonnik na tyle dobrze się modli, na ile to spełnia” (ZbA 105). Stwierdził w ten sposób, że dobra modlitwa to ta, która znajduje  odzwierciedlenie w codzienności. Całe życie świętego Franciszka stanowi potwierdzenie prawdziwości tych słów. Gdy pogarszający się stan jego zdrowia i stale wzrastający opór ze strony braci uczonych sprawiły, że nie czuł się na siłach, by dłużej stać na czele braterstwa, wypowiedział słowa będące świadectwem wiary w moc modlitwy: „Większą pomocą, z jaką mogę przyjść zakonowi braci jest to, bym codziennie trwał na modlitwie za niego do Pana, aby nim kierował, zachował go, osłaniał i bronił”(1 ZwD 40).

Chrystiana Anna Koba CMBB

 

Przypisy:

  1. Tomasz z Celano, „Żywot naszego ojca błogosławionego Franciszka”  tłum. Aleksander Horowski, Kraków 2017.

Może Cię również zainteresować