świadectwo

Prowadzę życie ukryte

11 czerwca 2017

 

Każdego dnia podobny program: wczesna pobudka, modlitwa, praca, posiłki, rekreacja. Wszystko w niewielkim gronie tych samych sióstr, w ograniczonej przestrzeni klasztoru i ogrodu. Może się wydawać, że moje życie jest szare i monotonne – opowiada s. Judyta Woźniak z zakonu klarysek kapucynek.

W krakowskim klasztorze klarysek kapucynek żyję od ponad dziesięciu lat. Dwa lata temu otrzymałam łaskę złożenia ślubów wieczystych. Czas ten jest dla mnie wielkim darem oczyszczania, uzdrawiania, wzrastania, ale również doświadczeniem własnej słabości i powolną nauką jej przyjmowania. Dawniej, w wirze codziennych obowiązków związanych ze studiami, pracą, różnymi sprawami, brakowało mi czasu na zatrzymanie i wsłuchanie w impulsy serca.

Odkąd jestem w zakonie, moje spojrzenie bardzo się zmieniło. Zaczęłam dostrzegać, że bardzo często niesprawiedliwie, powierzchownie oceniałam innych, nie chcąc przyznać się do własnych błędów czy pomyłek. Nie mogę powiedzieć, że teraz przychodzi mi to z wielką łatwością, ale mam na to więcej przestrzeni dzięki doświadczeniu bezinteresownej miłości Boga, która wyraża się m.in. w akceptacji i cierpliwości dla mnie ze strony mojej wspólnoty.

Mogę cieszyć się bliskością Pana, który mnie ku sobie pociągnął, doświadczaniem Jego wierności. Nawet gdy ja słabnę w gorliwej, codziennej wierności, On jest jednakowo hojny w karmieniu mnie swoim słowem, które często dotyka mnie w zaskakujących momentach, kiedy wydaje się, że nie jestem wystarczająco przygotowana. Gdy doświadczam lenistwa czy letniości, On sam rozpala moje serce na nowo.

Przygoda z codziennością

Sposób życia, którego początkowo się obawiałam, ponieważ kojarzył mi się z wyrzeczeniami, okazał się niesamowitą przygodą. Jestem nieustannie obdarowywana przez Ojca, Syna i Ducha Świętego. Trwanie w tej „potrójnej” relacji jest naprawdę fascynujące.

W dni powszednie wstaję zwykle o piątej rano. Właściwie od dziecka nie miałam większych problemów z porannym wstawaniem i nie stanowi to dla mnie dużego wyzwania, ale czasem pospałabym dłużej. Zwłaszcza zimą, gdy o tej porze jest jeszcze zupełnie ciemno. Po toalecie idę na godzinę porannej medytacji. Zwykle w kaplicy są już pierwsze siostry. Zajmuję pierwszy klęcznik, ponieważ jestem akolitką, czyli recytuję lub śpiewam niektóre części liturgii godzin. Cieszę się tym miejscem, ponieważ wtedy przebywam bardzo blisko tabernakulum.

Podczas medytacji staram się rozważać słowa Ewangelii, którą Kościół daje na dany dzień. Nie jest to łatwa modlitwa, zwłaszcza o tak wczesnej godzinie. Trwanie w skupieniu przy słowie wiąże się zwykle z wewnętrznym zmaganiem. Ale kiedy słowo się otwiera i zaczyna we mnie działać, to od razu odechciewa się spać. Ponieważ zwykle wiąże się ono z obietnicą, próbuję rozbudzać w sobie ciekawość tego, co Pan przygotował dla mnie na dzisiaj.

Zgłębianymi rankiem treściami staram się żyć przez cały dzień. Często różne wydarzenia sprawiają, że zaczynam je głębiej rozumieć, a jeszcze częściej zapamiętane słowo oświeca codzienność. Zmienia perspektywę. Pozwala z wiarą przyjmować radości i trudy, których nie brakuje. Wpływa też na kształt relacji, jakie buduję z siostrami i innymi osobami.

Po medytacji włączam się w odmawianie jutrzni, a po niej, o godzinie siódmej, uczestniczę w Eucharystii. Potem jest jeszcze czas na dziękczynienie i modlitwę przedpołudniową, a dopiero później śniadanie. Spożywam je w milczeniu, a następnie idę do swojej pracy.

Brak czasu na nudę

Zajmujemy się haftem artystycznym, ja również haftuję, lecz raczej nieskomplikowane wzory. Przeważnie są to napisy na sztandarze czy proste elementy na ornacie. Poza tym wykonuję zwykłe prace domowe, takie jak gotowanie czy sprzątanie, a w sezonie uprawa ogrodu. Chyba nie umiem powiedzieć, które zajęcie lubię najbardziej. Odnajduję się dobrze i w kuchni, i w ogrodzie, chociaż pasjonuje mnie również zgłębianie duchowości i historii naszego zakonu. Skrawki wolnego czasu wykorzystuję więc na osobiste studium i tłumaczenie różnych tekstów.

Nie narzekam na nudę, zajęcia są urozmaicone, a czas płynie naprawdę błyskawicznie. W ciągu dnia trwa adoracja Najświętszego Sakramentu, podczas której zmieniamy się co godzinę. Gdy przypada moja kolej, przerywam pracę i trwam w ciszy przed Panem. Często jest to wyczekiwany przeze mnie moment dnia, przeżywany z radością, ale zdarza się też, zwłaszcza jeśli adoracja przypada po południu, że zmagam się z sennością.

O jedenastej trzydzieści ponownie spotykamy się w kaplicy, by odmówić kolejne części brewiarza. Kwadrans po dwunastej rozpoczyna się obiad. Podczas jedzenia jedna z sióstr czyta wybraną książkę. W ten sposób karmię nie tylko ciało, ale też ducha.

Po południu znowu przychodzi czas na pracę i tzw. czytanie duchowe. O piętnastej zbieramy się w kaplicy, by wspólnie odmówić Koronkę do Miłosierdzia Bożego oraz modlitwę popołudniową. Po niej mam niecałą godzinę, którą mogę wykorzystać w dowolny sposób, na odpoczynek czy odprężenie.

Dla ciała i ducha

Zdziwienie budzi wczesna pora kolacji, którą rozpoczynamy o szesnastej piętnaście. Podczas niej słuchamy zwykle serwisu Radia Watykańskiego. W ten sposób mogę być na bieżąco z najważniejszymi wydarzeniami na świecie i w Kościele. Zasłyszane informacje włączam do moich codziennych modlitw. Sporą część audycji zajmują wiadomości dotyczące papieża Franciszka, przytaczane są jego słowa z porannych homilii czy audiencji. Ojciec święty bardzo mnie inspiruje, chociaż wprowadzanie w czyn tego, co mówi i jak żyje, jest wymagające. Łatwiej się zachwycać, niż nawracać.

Po kolacji odmawiamy wspólnie różaniec, nieszpory oraz odbywamy godzinę wieczornej medytacji. Wtedy odczuwam już zmęczenie. Ale jest to spokojny czas, który ma swój klimat i sprzyja refleksji oraz modlitwie.

Wieczorem spotykamy się jeszcze na godzinę rekreacji. Wtedy mogę porozmawiać z siostrami – a mówię zwykle naprawdę dużo – pośmiać się czy też podzielić trudnościami własnymi lub moich bliskich. Często wspólnie przeżywamy różne doświadczenia naszych rodzin i przyjaciół. Na zakończenie dnia odmawiam jeszcze modlitwę i przygotowuję się do snu. Spoglądam na kończący się dzień i szukam w nim znaków obecności Pana.

Podarunki i nowe talenty

Rozpoczynając życie zakonne, musiałam z pewnych rzeczy zrezygnować. Chociaż ta „ofiara” wydawała mi się spora, składałam ją z radością i wielkim entuzjazmem. Pożegnałam się z wyjazdami w góry i nad morze, z ulubioną pracą z dziećmi i młodzieżą, z częstymi kontaktami z rodziną i przyjaciółmi, których odtąd miałam widywać dość rzadko i właściwie tylko w klasztorze, bez możliwości wyjeżdżania do domu. Bardzo lubiłam pływać, chodzić na spacery do lasu i robić jeszcze wiele innych rzeczy. Okazało się jednak, że Ojciec dał mi dużo więcej. Zaczęłam odkrywać nowe talenty, nowe możliwości rozwoju. W klasztorze nauczyłam się języka włoskiego, dzięki czemu mam dostęp do książek czy artykułów związanych z pasjonującą mnie dziedziną. Przede wszystkim zaczęłam poznawać siebie, dostrzegać czułą, pełną miłości obecność Boga w całej historii mojego życia oraz w teraźniejszości, którą przeżywam z większą wdzięcznością i pokojem.

Mogę powiedzieć, że w pewnym sensie wypełnia się w moim codziennym życiu to, o czym czytam w bulli kanonizacyjnej świętej Klary: „Co za potęga blasku i jak niezmierne rozpłomienienie jasności! Wprawdzie światło to pozostawało zamknięte w murach klasztornych, ale wysyłało na zewnątrz swe jasne promienie. Skupiało się w ciasnym klasztorze, a równocześnie rozsiewało się po szerokim świecie. Trzymało się wnętrza, a wypływało na zewnątrz. Klara żyła bowiem w ukryciu, ale życie jej stawało się jawne. Milczała, ale wieść o niej była głośna. Kryła się w celi, ale znana była w miastach”.

Po drugiej stronie rzeczywistości

Prowadzę życie ukryte. Moje kontakty z osobami z zewnątrz są ograniczone, nie jestem na bieżąco w wieloma sprawami. Z drugiej strony moje relacje są głębsze, a znajomość rzeczywistości często bardziej przenikliwa. Poznaję wiele osób, które przybywają do naszego klasztoru (dysponujemy pokojami gościnnymi), aby przeżyć czas wyciszenia i modlitwy albo po prostu pobyć w naszej siostrzanej wspólnocie. Wiele tych spotkań zostaje na długo w sercu. Niedawno spotkałam koptyjkę z Egiptu, która opowiadała o życiu pośród muzułmanów, o trudach i przykrościach doznawanych z powodu wyznawania wiary chrześcijańskiej. Takich przykładów mogłabym podać wiele. Te spotkania poszerzają serce i zmieniają myślenie. Budują moją wiarę.

Ludzie kontaktują się z nami również za pośrednictwem poczty tradycyjnej i elektronicznej, a także telefonicznie. Przeważnie proszą o modlitwę wstawienniczą w różnorakich potrzebach. Otrzymujemy wiele świadectw wysłuchanych modlitw, czasem zdjęcie niemowlęcia od szczęśliwych rodziców, którzy długo oczekiwali na upragnione potomstwo.

Bez doświadczenia żywej obecności Boga, który daje nam życie i powołanie, troszczy się o nas i nasze potrzeby (nie jesteśmy na przykład w stanie zapracować na wydatki związane z niezbędnymi remontami klasztoru, a On wciąż posyła dobrych ludzi, którzy są gotowi nas wspierać), nie można by długo życia klauzurowego wytrzymać. Bez obecności i bliskości Boga nasze życie byłoby pozbawione sensu.

Zwierciadlane odbicie

Oczywiście każda z nas przeżywa momenty trudniejsze, takie jak kryzysy czy choroby. Nieraz w ciągu naszego życia jesteśmy zapraszane do tego, by w nowych okolicznościach, często niełatwych, w doświadczeniu słabości własnej oraz innych, dawać na nowo odpowiedź wiary na dar powołania.

Na drogach naszego życia osobistego i wspólnotowego nie brakuje radości, entuzjazmu, chęci do wzrastania, otwartości na Boże zaskoczenia. On przecież prowadzi nas tak, jak sam chce. Powodów do uśmiechu nie brakuje, cieszymy się drobiazgami, małym podarunkiem od drugiej osoby, pysznym ciastem upieczonym przez jedną z nas czy słoneczną pogodą.

Otwierając się na Boże miłosierdzie, sama – jak zwierciadło – mogę przekazywać je dalej. To doświadczenie sprawia, że czuję się żywą cząstką wspólnoty Kościoła i widzę sens tej formy życia, do której zostałam powołana.

 

Judyta Woźniak – klaryska kapucynka. Od dziesięciu lat prowadzi życie ukryte w krakowskim klasztorze. Jej pasją jest odkrywanie Bożej obecności w codziennych zdarzeniach i spotkanych osobach. Interesuje się duchowością klariańską. Lubi fotografować przyrodę. Pochodzi z Wołczyna.

Artykuł ukazał się w:  „Głos Ojca Pio” [105/3/2017]
polecamy: www.glosojcapio.pl

Może Cię również zainteresować

Brak komentarzy

Dodaj komentarz